Zadziwiające, ale prawdziwe jest to,
że najwygodniejszym i uspokajającym sumienie
miejscem schronienia przed przeszywającym wzrokiem
świętego Boga
jest martwy Kościół.
Jego kaznodzieje służą bardziej jako grabarze, niż
apostołowie życia”.
Dawid Wilkerson
Henryk Dominik
Chrześcijanin
w postchrześcijaństwie
Europa
powoli, ale stale wchodzi w okres historii, który pod względem religijnym
możemy nazwać erą postchrystianizmu. Po wiekach zmagań o utrwalenie
chrześcijaństwa (albo raczej o utrwalanie władzy Kościoła, jak się później
okazało); po wiekach walk o czystość głoszonej Ewangelii, po staraniach w
obronie wiary przed totalizmem antychrześcijańskim, można by spodziewać się
zwycięstwa chrystianizmu, a stało się wręcz przeciwnie. Laicka Francja, 3,5 mln
ludzi, którzy opuścili w ostatnich latach Kościoły niemieckie, świadczą raczej
o klęsce.
W
czasie II wojny światowej Kościół milczał wobec zbrodni ludobójstwa, gdyż nie
można uznać za głos Kościoła tych jednostek, które odważyły się stanąć w
obronie prześladowanych. Kościół chrześcijański (mam na myśli Kościoły
historyczne) nie zdał egzaminu z wierności Ewangelii, z obrony prawdy
Chrystusowej i z obrony człowieka. Polski jezuita ks. Stanisław Musiał
stwierdza: „Jeśli dzisiaj istnieje kryzys chrześcijaństwa i kultury europejskiej,
to dlatego, że chrześcijaństwo zawiodło oczekiwania ludzi w epoce
Szoah”. Czy był to tylko chwilowy błąd Kościoła XX wieku? Czy przyczyna nie
tkwiła głębiej, podsycana przez dwa tysiące lat ignorowania Ewangelii miłości?
„Czyż na przykład ta potworna hekatomba Żydów europejskich, zaplanowana i
wykonana na przemysłową skalę podczas II wojny światowej przez hitleryzm nie
jest następstwem prawie dwóch tysięcy lat europejskiej chrześcijańskiej
cywilizacji, która nieustannie śniła swoje sny o ukaraniu tych, którzy nie dali
wiary słowom Zbawiciela?"(Andrzej Szczypiorski, „Początek”). Przecież
pierwszy Holocaust sięga czasów wypraw krzyżowych, wygnania Żydów w końcu XV
wieku z Hiszpanii, a później z innych krajów Europy. Te i inne pytania leżą
dzisiaj u podstaw problemu upadającego chrześcijaństwa w Europie.
Źródła
regresu
Musimy
przyznać, że na naszym kontynencie zaczyna się - niestety - era
postchrystianizmu. Powodem tego nie był rozwój osiemnastowiecznego
oświeceniowego racjonalizmu, ani później marksizmu. To na pewno miało swój
udział w podkopywaniu fundamentu Kościołów, ale mniejszy, niż mu się
przypisuje. Potwierdza to powstałe w tym samym czasie wesleyowskie
przebudzenie, działalność Braci Morawskich, zryw misyjny, zakładanie towarzystw
biblijnych, rozwój działalności oświatowej i charytatywnej Kościołów. Świadczy
o tym powstawanie nowych, wolnych społeczności chrześcijańskich, które
odłączały się od skostniałych, konserwatywnych struktur kościelnych. I ten nurt
przebudzeniowy nadal istnieje, mimo ignorowania czy wręcz pogardy ze strony
„wielkich" Kościołów. Jest to nurt, który mimo wielu pewnie błędów, trzyma
się mocno fundamentu Ewangelii, nie idąc na kompromis z otaczającym światem.
Powodów
zmierzchu chrystianizmu trzeba raczej szukać w dwóch przeciwległych biegunowo
zjawiskach. Jednym z nich jest pozbawiony biblijnych podstaw dogmatyzm i
rygoryzm instytucji kościelnych, które w pewnym sensie stają się bardziej
sektami niż Kościołami, z nieomylnym guru na czele, narzucającym swoje prywatne
poglądy jako obowiązujący dogmat; uważającym się za autorytet we wszelkich
dziedzinach życia od etyki do polityki. W takim Kościele nie znajduje się już,
niestety, miejsca dla Chrystusa. A jak pisał prof. Karl Barth: „Nie istnieje
taki czas, w którym niestosowne byłoby pamiętać o tym, że to Jezus jest Panem
Kościoła, a nie Kościół panem Jezusa Chrystusa". W takim Kościele wiara
często staje się narzędziem polityki i traci swój duchowy wymiar. To główny
powód upadku autorytetu Kościoła, a także odizolowania się duchowieństwa,
zapominającego, że Kościół to wierni, a nie tylko duchowieństwo. Zwracają na to
uwagę także światli duchowni katoliccy. Ks. Adam Żak tak pisze w jednym ze
swych artykułów: „Kościół swym językiem i publicznymi wystąpieniami potwierdził
antykościelne uprzedzenia i obraz bojowej, autorytatywnej, zainteresowanej
władzą i przywilejami instytucji”.
Ale
są i inne przyczyny upadku, o których wspomina ks. dr Tadeusz Bartoś:
„Niszczymy zaś Kościół, ubóstwiając w nim to, co jest tylko człowiecze -
wystawiamy go na pośmiewisko i utratę wiarygodności. Deifikacja i sakralizacja
duchownych, prowadząca do ich przesadnego społecznego wyniesienia ponad tzw.
lud, to łatwy sposób na rozwiązanie kłopotów z autorytetem i wiarygodnością.
Jednak równocześnie jest to głębokie zafałszowanie Ewangelii”.
Drugim,
przeciwległym biegunem źródeł upadku chrystianizmu, jest rozwijający się od
połowy XIX wieku liberalizm teologiczny protestantyzmu, który wbrew
Biblii usiłował bezwzględnie obniżyć rangę wielu prawd biblijnych i przystosować
teologię nie tyle do potrzeb, co do zachcianek współczesnego świata. Liberalizm
ten zrezygnował z elementów tradycyjnej ortodoksji, by rzekomo uzasadnić
znaczenie religii w świecie. Biblia według liberalnych teologów nie była już
objawieniem Boga, ale zapisem religijnych doświadczeń człowieka. Usiłowali oni
(i nadal usiłują) podważyć rangę Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela. Podważano
Ewangelię, odrzucając z niej wszystko, co ponadnaturalne. Efektem takiego
podejścia była nie tylko krytyka wiary, ale porzucenie Biblii na rzecz
współczesnych poglądów filozoficznych, a w konsekwencji nihilistyczna teoria
„śmierci Boga” i podporządkowanie Kościoła interesom państwa, jak to się stało
w okresie hitleryzmu.
Te
dwa czynniki: Kościół jako autorytarna i nieomylna władza, a z drugiej strony
liberalna teologia są głównymi powodami odejścia od Biblii i poszukiwania
prawdy poza chrześcijaństwem, a w konsekwencji upadku autorytetu Kościołów w
Europie. Stąd już niedaleka droga do upadku moralności, egoizmu i dekadencji
Postchrześcijańska
Europa
Świadczą
o tym nie tylko puste kościoły, masowość rozwodów czy migracja ochrzczonych do
grup niechrześcijańskich, ale również niewierzący duchowni, małżeństwa
homoseksualne, pobłażanie grzechowi i głoszenie z ambon „taniej łaski”. „Łaska
tania jest jak towar oddany za bezcen, przebaczenie z przeceny... Kościół
nauczający o takiej łasce, przez samą naukę już w niej uczestniczy. W Kościele
tym świat znajduje tani płaszczyk dla swych grzechów, których nie żałuje i od
których wcale nie pragnie się uwolnić... Łaska tania stanowi usprawiedliwienie
grzechu, a nie grzesznika... Niech zatem chrześcijanin nie postępuje śladami
Chrystusa, lecz pociesza się łaską" - pisał Dietrich Bonhoeffer w
„Naśladowaniu”.
W
kazaniach przestano mówić o grzechu, o szatanie, o piekle. Za to słyszy się
częściej o potrzebach Kościoła, o polityce, o złych ludziach, którzy go
krytykują. Ewangelia podawana jest w mikroskopijnych, prawie homeopatycznych
dawkach. W ten sposób pozbawia się słuchaczy duchowego pokarmu. A na efekty
takiego nauczania nie trzeba długo czekać. Badania przeprowadzone wśród
młodzieży w Polsce wykazały, że 68 % akceptuje przedmałżeński seks, 60 % uważa,
że człowiek religijny nie potrzebuje Kościoła, tylko 69 % wierzy w życie
wieczne, w zmartwychwstanie - 66%, w istnienie piekła - 41%, a tylko 26 %
posiada autentyczną wiedzę o Chrystusie. I to wszystko po kilkunastu latach
nauczania religii w szkołach. Oto efekty niewłaściwego wykładu Biblii i
kościelnej propagandy „taniej łaski”. Podobne badania w krajach Europy
Zachodniej dają jeszcze gorszy obraz. „Zadziwiające, ale prawdziwe jest to, że
najwygodniejszym i uspokajającym sumienie miejscem schronienia przed
przeszywającym wzrokiem świętego Boga jest martwy Kościół. Jego kaznodzieje
służą bardziej jako grabarze, niż apostołowie życia” – napisał amerykański
ewangelista Dawid Wilkerson. Postchrześcijańska Europa to wszechobecność
pornografii i przemocy w mediach, a nawet w rodzinie, upadek moralności, coraz
częstsze przypadki pedofilii. To upadek autorytetu rodziców, nauczycieli,
księży, policji i sędziów. To powszechność korupcji i przestępczości.
Te
zjawiska i u nas występują masowo. Spotykamy się też z podważaniem autorytetu
Biblii. Nawet z ust teologów pobrzmiewa starotestamentowe pytanie szatana: „Czy
rzeczywiście Bóg powiedział?". Człowiek w dalszym ciągu sięga po owoc z
drzewa poznania raczej zła niż dobra. Znowu szuka rozwiązania swych problemów w
fałszywych naukach najróżniejszych religii, w magii, w okultyzmie i zabobonach.
„To małpowanie Boga w formie, która jest Boga niegodna, a więc pokładanie
ufności w formułkach i rytuałach, by wymusić boską pomoc lub odgadnąć
przyszłość” (Kari Rahner).
Postchrystianizm
to nie koniec chrześcijaństwa
Arcybiskup
Wiednia Christoph Schoenborn ostatnio wyraził bardzo aktualną myśl, wartą
przemyślenia: „My, chrześcijanie, musimy wyraźnie widzieć, czy irytujemy świat
naszą głupotą, wygodnictwem, tchórzostwem, lenistwem lub twardością serca, czy
też budzimy sprzeciw tym, że naprawdę żyjemy Ewangelią”. Postchrystianizm nigdy
jednak nie będzie oznaczał końca chrześcijaństwa. To smutna prawda, że
powszechne jest bycie chrześcijaninem ze względu na tradycję rodzinną albo
wzniosłe hasła religijno-polityczne. Znajomość Słowa Bożego jest nikła, czasem
ogranicza się do niedzielnych wersetów, a systematyczne czytanie Biblii jest
rzadkością. Kościół jest potrzebny ludziom tylko do chrztu, pogrzebu, ślubu czy
towarzyskich spotkań. Taka jest rzeczywistość w wielu Kościołach. Od tego tła
odbijają się niewielkie grupy autentycznych, zaangażowanych chrześcijan,
czytających i głoszących Ewangelię, żyjących na co dzień według jej standardów,
służących diakonii i misji - duchownych i wierni różnych Kościołów, dla których
Kościół to nie wyświęcone mury i synekura, ale społeczność wierzących, ogarniętych
ogniem Ducha Świętego, działających, a nie tylko siedzących w kościelnych
ławkach i konsumujących podsuniętą im gotową papkę wersetów.
Chrześcijaństwo
wprawdzie przestaje być masowe, nominalizm jest w nim powszechny,
ale istnieje i będzie istnieć. Chrystus powiedział bowiem o swoim Kościele, że
„bramy piekielne nie przemogą go” (Mt 16,18).
Misja Kościoła
Kościół jako instytucja, ograniczająca
się tylko do nabożeństw, celebrowania uroczystości ku czci, zamykający się we
własnym, uświęconym tradycją getcie, odizolowany od zewnętrznego świata, będzie
się nadal kurczył. Każdy Kościół, każda wspólnota wierzących, a i każdy
wierzący musi zdać sobie sprawę, że bez otwartości, bez pójścia do innych, bez
misji, skazany jest jedynie na wegetację. Żyjemy wśród ludzi bez Boga,
duszących się w fałszu ludzkich dogmatów. Wielu z nich szuka drogi do Prawdy.
Czy mamy ich pozostawić samym sobie? Nie obchodzi nas zguba ich duszy? Przecież
nadal obowiązuje nas wezwanie Zbawiciela: „Idźcie tedy i czyńcie uczniami
wszystkie narody” (Mt 28,19). Niestety, wielu współczesnych teologów zapomina o
tym, argumentując, że nie można uprawiać prozelityzmu, bo nie wypada ingerować
w cudze sumienie. Zapominają, że misja czystego Słowa jest walką o
chrześcijaństwo, o jego kontynuację, o przenoszenie depozytu wiary z pokolenia
w pokolenie; o zwycięstwo Chrystusa w duszach ludzkich.
Jakże często zapominamy, że wielu przypłaciło życiem
głoszenie Ewangelii. A my, leniwi i zgnuśniali, oddajemy bez walki pole
szatanowi. W rezultacie, nie w Europie, a w Azji, w Afryce i w Ameryce
Południowej mamy więcej autentycznych chrześcijan. Mamy być żołnierzami
Chrystusa, a nie ma nas tam, gdzie On za nas toczy bój. Zbigniew Herbert
napisał: „Podejmuje się walkę nie dla wygranej, bo to by było zbyt łatwo, i nie
tylko dla samej walki, ale w obronie wartości, dla których warto żyć i za które
warto umrzeć".
Chrześcijanin w postchrześcijańskiej Europie powinien
wiedzieć, że warto żyć dla Chrystusa, gdyż tylko On daje życie wieczne, tylko
On obdarza pokojem, uwalnia od wielu koszmarów codziennego życia. Warto głosić
Jego naukę, gdyż jeszcze wielu Go nie zna. Tylko On jest nadzieją na
przebudzenie chrześcijaństwa z letargu; na wyrwanie nas z marazmu duchowego, z
egoizmu osobistego, religijnego i narodowego. Warto naśladować Jezusa, by przez
własny przykład pobudzić ludzi do myślenia i działania.
To naśladowcy Chrystusa tworzą autentyczny Kościół.
Ulrich Zwingli tak o tym pisał: „W każdym narodzie ktokolwiek wierzy z całego
serca w Pana Jezusa, jest przyjęty przez Boga. I to jest właśnie prawdziwy
Kościół, poza którym nikt nie może być zbawiony”. Tylko takiemu Kościołowi
powinien służyć wierzący człowiek. Jedynym jego wzorcem życia powinien być
Jezus Chrystus, a jedyną konstytucją - Biblia. Tylko takie chrześcijaństwo może
się ostać.
Misjonarz
Indii William Carey (1761-1843) powiedział: „Oczekuj wielkich rzeczy od Boga!
Miej odwagę czynić wielkie rzeczy dla Boga”. Niech te słowa będą hasłem dla
chrześcijan w Europie. Służmy Zbawicielowi w każdym miejscu, gdzie On nas
postawi, i o każdym czasie. ■
Copyright ©
Słowo i Życie 2005