Anna Marcol
Moje świętowanie
Świętowanie zaczynało się właściwie już na
początku grudnia - od gruntownych porządków. Tak, tak - robienie porządków to
było już świętowanie i nawet jako mała dziewczynka z radością brałam w nim
udział. Moja Mamusia zawsze powtarzała nam wtedy, że to tak jak w naszym życiu
- z grzechem i brudem trzeba ciągle na nowo walczyć i od czasu do czasu dobrze
jest zrobić gruntowny porządek z tym, co złego nazbierało się przez miesiące (a
czasem przez lata!). Potem następował przyjemny czas dekoracji. Rozwieszaliśmy
po całym domu gałązki jodłowe i ręcznie robione ozdoby. I znowu Mama tłumaczyła
nam, że robimy te rzeczy tylko dlatego, aby przypominały nam one o tym, co jest
najważniejszą treścią świąt Bożego Narodzenia, czyli o tym, że Zbawiciel, Jezus
Chrystus, przyszedł na Ziemię, aby zbawić grzeszników. Zawsze obok żłobka
pokazywano mi Jezusa jako Zbawiciela, który za mnie umarł, i jako Pana, który
żyje, wszystko kontroluje i chce ze mną spędzić wieczność. Wiele lat później
starałam się podobnie mówić o świętach moim dzieciom.
Kiedy już w domu pachniało gałązkami jodłowymi,
zaczynaliśmy wspólne pieczenie małych ciasteczek, które u nas na Śląsku
Cieszyńskim są niemalże symbolem tych świąt. To było bardzo czasochłonne, ale
to też miało swój cel. Podczas pieczenia wiele śpiewaliśmy i od tamtego czasu
znam na pamięć kilkadziesiąt pięknych kolęd i pieśni o narodzeniu Jezusa.
Rodzice starali się wpoić nam bojaźń Bożą i raczej unikaliśmy niektórych
tradycyjnych kolęd, które w zbyt „słodki” sposób wyrażały się o Zbawicielu.
Cała moja rodzina do dziś kocha śpiew i jest on nieodłączną częścią naszego
świętowania. Cieszę się, że także moje dzieci kontynuują rodzinne śpiewanie i
granie.
W czasie przedświątecznym ważną sprawą było też
przygotowanie podarunków. Dziś często kupujemy je, ale zawsze najmilsze były te
zrobione własnoręcznie: skarpety na drutach, czapki, rękawice, szale itp. Z
miłością patrzę codziennie w kuchni na łapki do trzymania garnków, które
zrobiła dla mnie moja córka, i z równie ciepłym uczuciem wkładam na siebie
sweter, jaki otrzymałam od drugiej córki. Może prezenty dla niektórych są „mało
duchowe”, ale są wyrazem miłości naszych bliskich, która przypomina nam o tej
największej Miłości - o miłości Bożej.
Choinka staje w pokoju gościnnym wiele dni przed
Wigilią. To chyba chęć wydłużenia czasu świąt, a także stworzenia podniosłego
nastroju oczekiwania, kiedy zawsze przypominamy sobie, że tak naprawdę to
czekamy wszyscy na te prawdziwe Gody w niebie (w cieszyńskiej gwarze święta
Bożego Narodzenia nadal nazywa się Godami).
A potem nadchodzi ten jedyny w roku wieczór. W
domu unoszą się zapachy ciastek, kołaczy, strucli, ryby, barszczu, grochówki,
kapusty, sałatki, owoców i koniecznie świec. Pięknie nakryty stół, delikatne
światło i przytłumiona muzyka. Rodzina zasiada przy stole odświętnie ubrana,
mężczyźni - obowiązkowo krawaty. Mój tatuś podkreślał, że to tak jak wizyta u
króla...
Wieczerza wigilijna trwa długo, bo jedzenie
przeplatane jest wspólnym śpiewem i wspomnieniami podobnych wydarzeń sprzed lat.
Właśnie przy okazji świąt i ja, i moje dzieci dowiedzieliśmy się o smutnych
świętach podczas wojny czy trudnych czasach powojennych, o radości w
niedostatku, o tych, którzy już odeszli, a przede wszystkim o Bożej wierności w
życiu naszego starszego pokolenia.
W jakimś momencie, kiedyś moja mama a obecnie
córka siada przy pianinie i w pokoju płyną delikatne dźwięki Fantazji Godowej,
w której rozpoznajemy znane melodie słynnych hymnów chrześcijańskich i subtelne
naśladowanie srebrzystych dzwoneczków.
Pod koniec wieczoru otwieramy prezenty. Ktoś
przypomina, że największym darem tego wieczoru jest zbawienie, ofiarowane nam
przez Pana Jezusa, i wszyscy udajemy się na niemalże nocne nabożeństwo, by w
społeczności wierzących wielbić Boga.
A potem jest Boże Narodzenie: nabożeństwo,
uroczysty obiad i rozmowy, rozmowy, spacer i znowu rozmowy. Staramy się, aby
przynajmniej w tym czasie telewizor milczał (przez wiele miesięcy milczał
dosłownie, bo nie było ochotnika, by zawieźć go do serwisu). Cieszę się, że Pan
uczy nas coraz większej odpowiedzialności za sposób wykorzystywania czasu –
Bożego daru, danego każdemu człowiekowi. Modlę się, by Duch Boży pouczał mnie i
moich bliskich, jak owocnie i dobrze spędzać czas, także ten wolny i
świąteczny. ■
Copyright ©
Słowo i Życie 2005