W. Andrzej Bajeński
Wielki finał
Przesłanie do
osób nie tylko po sześćdziesiątce
Gdy
idziemy na koncert, przedstawienie lub zawody sportowe to najwspanialsze są i
zwykle najwięcej emocji wzbudzają finały. Co roku wraz z żoną staramy się
oglądać transmisje z noworocznych koncertów filharmoników wiedeńskich. Zawsze
jest to dla nas wielkie przeżycie, a finał koncertu jest absolutnym jego
szczytem. Również Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy to niesamowita
mobilizacja mediów, wolontariuszy i działaczy, aby zebrać pieniądze na sprzęt
medyczny dla najmłodszych.
To,
co zwykle zapamiętujemy najbardziej, to właśnie finał.
Końcówka
życia
A
jak to jest w życiu człowieka? Czy końcówka życia jest zwykle wielkim końcowym
akordem czy też niezauważonym, mało znaczącym w porównaniu z przeszłością
epizodem, a sukcesem jest zwykłe dotrwanie, dożycie sędziwości?
Od
czasów potopu z woli Stwórcy czas życia człowieka został ograniczony do 120
lat. Już Mojżesz zaobserwował (ponad 3200 lat temu), że ludziom starcza sił co
najwyżej na 70-80 lat (Ps 90). W XX wieku życie ludzi w zamożnych
społeczeństwach zaczęło się wydłużać. Prognozuje się, że w roku 2050 w USA
będzie żyć ponad 1 milion osób powyżej 100 lat. Tradycyjne życzenia 100 lat
nabierają więc realności.
Przyjmując
biblijny wiek człowieka na 80 (lub 120 lat), moglibyśmy dokonać podziału życia
ludzkiego na cztery kwarty, nadając im na przykład nazwy pór roku:
- wiosna
- 0-20 (0-30)
- lato
- 20-40 (30-60)
- jesień
- 40-60 (60-90)
- zima
życia - 60-80 (90-120) lat.
Każdy
okres życia ma swoje wyzwania i możliwości, ale tym razem z tremą i pokorą
chciałbym zwrócić się przede wszystkim do osób z czwartej kwarty życia. Do tych
po sześćdziesiątce, którzy przeżyli dzieciństwo, przetrwali porywy młodości,
przepracowali tysiące godzin, zaakceptowali jesień i wiedzą, że będą musieli
stawić czoła zimie. A ponieważ wszyscy żywimy nadzieję, że będzie nam dane żyć
we wszystkich czterech kwartach, przeto dotyczy to nas wszystkich.
Biblia
uprzedza, że końcowy sezon życia może być niezbyt miły:
„Pamiętaj o swoim Stwórcy w
kwiecie swojego wieku,
zanim nadejdą złe dni i zbliżą się lata, o których
powiesz: Nie podobają mi się.
Zanim się zaćmi słońce i światło, księżyc i gwiazdy,
i znowu powrócą obłoki po deszczu.
A są to dni, gdy będą drżeć stróże domowi i
uginać się silni mężowie, gdy ustaną w pracy młynarki,
bo ich będzie za mało, a
wyglądające oknami będą zamglone.
Gdy zawrą się drzwi na zewnątrz, gdy ścichnie
łoskot młyna, dojdzie do tonu świergotu ptasząt,
i wszystkie pieśni brzmieć
będą cicho.
Gdy nawet pagórka bać się będą i strachy czyhać
będą na drodze;
gdy drzewo migdałowe zakwitnie i szarańcza z trudem wlec się
będzie,
a kapar wyda swój owoc, bo człowiek zbliża się do swojego wiecznego
domu, a płaczący snują się po ulicy.
Zanim zerwie się srebrny sznur i stłucze złota
czasza, i rozbije się dzban nad zdrojem,
a pęknięte koło wpadnie do studni.
Wróci się proch do ziemi, tak jak nim był, duch zaś
wróci do Boga, który go dał.
Marność nad marnościami, mówi Kaznodzieja, wszystko
marność” (Kazn 12,1-8).
Ten tekst to piękne, poetyckie przedstawienie
trudów i zmagań starego człowieka. Ale to tylko jedna strona obrazu
życia. Jest jeszcze druga - bardziej podnosząca na duchu, a nawet porywająca.
Biblia ukazuje sporo przykładów, gdy życie ludzi przebiegało w sposób mało zauważalny,
ale kończyło się wielkim finałem - wydarzeniem epokowym.
Biblijne
przykłady
Abraham miał 75 lat (czyli po
naszemu około 50), gdy zgodnie z Bożym poleceniem opuścił rodzinne strony i
wyemigrował do zupełnie nieznanego mu Kanaanu – jego Ziemi Obiecanej. Miał 100
lat (po naszemu około 70), gdy urodził mu się obiecany syn Izaak. Sara, żona
Abrahama, była zaledwie 10 lat młodsza od swojego męża.
Jak pisał o tym apostoł Paweł,
„Abraham wbrew nadziei, żywiąc nadzieję, uwierzył, aby się stać ojcem wielu
narodów zgodnie z tym, co powiedziano: Takie będzie potomstwo twoje. I nie
zachwiał się w wierze, choć widział obumarłe ciało swoje, mając około stu lat,
oraz obumarłe łono Sary; I nie zwątpił z niedowiarstwa w obietnicę Bożą, lecz
wzmocniony wiarą dał chwalę Bogu, mając zupełną pewność, że cokolwiek On
obiecał, ma moc i uczynić” (Rz 4,18-21).
Mojżesz
miał lat 80, gdy
został powołany przez Boga do wyprowadzenia swojego narodu z niewoli egipskiej.
Jozue jego asystent i następca
miał 110 lat, gdy kończył wielkie dzieło zdobywania Ziemi Obiecanej.
Anna, która po stracie męża całe życie
spędziła na postach i modlitwach, doczekała chwili, gdy mogła zaanonsować
ludowi Mesjasza.
Kaleb mówił do
Jozuego: „I oto teraz mam lat osiemdziesiąt pięć, a jeszcze dziś jestem tak
mocny, jak byłem w dniu, kiedy wysłał mnie Mojżesz, i jaką była wtedy moja
siła, taką jest jeszcze teraz moja siła bądź do bitwy, bądź do pochodu. Daj mi
więc teraz te góry, o których mówił Pan w tym dniu. Sam bowiem słyszałeś tego
dnia, że są tam Anakici i wielkie warowne miasta. Może Pan będzie ze mną i
wypędzę ich, jak powiedział Pan. Jozue pobłogosławił tedy Kaleba, syna
Jefunnego, i dał mu Hebron jako dziedzictwo” (Joz 14,10-13).
Najbardziej
dramatycznym i niezwykłym, jedynym w swoim rodzaju Wielkim Finałem był bez
wątpienia ostatni tydzień życia Jezusa,
słusznie nazwany Wielkim Tygodniem. Jezus pierwszą część dzieła swojego życia
zakończył już w drugiej kwarcie, a Jego finał pozostaje dla nas przepięknym
wzorem.
Najwznioślejszy
akord
Autor Listu do Hebrajczyków
powiada: „Pamiętajcie na wodzów waszych, którzy wam głosili Słowo Boże, a
rozpatrując koniec ich życia, naśladujcie wiarę ich” (Hbr 13,7).
To finał życia, a nie udany start,
decyduje o tym, czy czyjaś wiara godna jest naśladowania czy nie. To końcówka
ich pielgrzymki po ziemi może okazać się największym dziełem ich życia ludzi
wiary, nadziei i miłości. Oczywiście, nie każdy będzie jak Abraham, Mojżesz czy
Kaleb. Ale każdy może, a nawet powinien, naśladować ich wiarę i
pragnąć dla swojego życia wielkiego finału.
On ma dziś
ponad 80 lat, a na imię mu Ferdynand, ona jest z pięć lat młodsza i ma na imię
Lidia. Dwadzieścia kilka lat temu, po 40 latach pracy zawodowej w instytucji
państwowej, on przeszedł na wcześniejszą emeryturę i razem, trochę przy pomocy
naszego Kościoła, rozpoczęli zakładanie zupełnie nowego zboru. W czerwcu 2000
r. był to największy w Polsce zbór zielonoświątkowy - świętował swoje 25 lecie.
Ta dynamiczna wspólnota to wielki finał byłego urzędnika, a obecnie
emerytowanego pastora Ferdynanda Karela i jego małżonki Lidii.
Patrząc na
taki przykład człowiek zaczyna wierzyć, że życie naprawdę zaczyna się po
sześćdziesiątce. No, może nie samo życie, ale wielkie dokonania. Ostatnia
kwarta może być najważniejszym okresem życia.
Kochani
„ludzie po sześćdziesiątce”, przed Wami największa szansa Waszego życia po tej
stronie wieczności. To czas na najwznioślejszy akord życia, na zrobienie tego,
co będzie pamiętane jako dzieło Waszego życia.
Póki życie
trwa, nie może być mowy o zakończeniu dobrych dzieł. Co powiedzielibyśmy o
zawodniku, który schodzi z boiska przed końcem meczu, zaszywa się gdzieś
samotnie w szatni i tłumaczy, że jest zmęczony, że nie interesuje go wygrana?
Każdy wie,
że im dłużej gramy, tym bardziej jesteśmy zmęczeni. Mamy do tego prawo. Może
brakować sił, ale nie może zabraknąć woli zwycięstwa. Niebiański Trener wie,
kiedy kogo odwołać z boiska, a dopóki nie odwołuje, musimy przyczyniać się do
zwycięstwa naszej drużyny.
Winston
Churchil po zakończeniu drugiej wojny światowej mógł odejść na zasłużony
odpoczynek, ale nie zrobił tego. Chwycił za pióro i w wieku 72 lat zdobył
literacką nagrodę Nobla.
Przyjaciel
pewnego amerykańskiego prawnika zapytał go, dlaczego w wieku 94 lat zabrał się
do nauki greki. „Teraz, albo nigdy” - brzmiała odpowiedź.
Andy
Horner – chrześcijanin i przedsiębiorca amerykański - po przejściu na emeryturę
założył firmę, która odnosi wielkie sukcesy w sprzedaży bezpośredniej, a całe
dochody przeznacza na misję i służbę Kościoła.
Nie
zwalniaj przed metą
Bracie,
Siostro, nie zwalniaj przed metą, nie zadowalaj się „dożyciem”. Masz dużo
doświadczeń, masz też wreszcie sporo wolnego czasu. Porozmawiaj z Bogiem o
swoim finale. Napisz książkę, a jeśli nie potrafisz, to może miły list, na
przykład do pastora (czemu ma zawsze słuchać tylko o kłopotach i
trudnościach?).
Przyjdź do
kaplicy o godz. 8:00 rano. Pomóż w przygotowaniach do nabożeństwa i pomódl się
z innymi. Pomóż w czym możesz.
Załóż
firmę albo pomóż przetrwać już istniejącej. Zatrudnij kilku ludzi.
A gdy sił
już brak, zdrowie słabe, pamięć nie dopisuje, może warto zrobić jeszcze dobry
użytek z materialnego dorobku swojego życia. W porę i dobrze spisać testament,
aby rodzina nie kłóciła się o pozostawiony majątek. Można też przeznaczyć swoje
dobra materialne na jakiś wielki cel – tak powstawały szkoły, szpitale,
kościoły, wielkie dzieła misyjne i świeckie. To może nie podobać się krewnym,
ale każdy ma prawo i powinien sam decydować o przeznaczeniu swojego majątku. To
też może być Twój wielki finał – do pamiętania, rozpatrywania i naśladowania.
Wiek nie
jest naszym wrogiem - on tylko przypomina, że jesteśmy coraz bliżej wiecznego
domu. Życzę sobie i każdemu, aby całe nasze życie, ale zwłaszcza jego ostatnie
rozdziały okazały się najlepsze. By pamięć o nas i koniec naszego życia był
zachętą do wiary, wzorem do naśladowania.
Miejmy
dobre zamierzenia i podejmujmy dzieła wiary. „W tej myśli też modlimy się zawsze za was, aby Bóg nasz uznał
was za godnych powołania i w mocy doprowadził do końca wszystkie wasze dobre
zamierzenia i dzieła wiary, aby imię Pana naszego Jezusa Chrystusa było
uwielbione w was, a wy w nim, według łaski Boga naszego i Pana Jezusa
Chrystusa” (2 Tes 1,11-12). ■
[Skrót kazania z cyklu
„Cztery kwarty życia”, wygłoszonego m.in. w Ostródzie 4.09.2005 r., oprac. N.H]
Copyright ©
Słowo i Życie 2005