Słowo i Życie nr 2/2005


Joanna Szczetkarz

Moje rozmowy z Bogiem

Kiedy słuchałam kazania pastora Zbigniewa Tarkowskiego „O rozmowach na wąskiej drodze”, dwie sprawy zwróciły szczególnie moją uwagę. Po pierwsze to, że w modlitwie nie chodzi tylko o to, by mówić do Boga i słuchać Go; ale też o szczególną Bożą obecność w tym czasie i miejscu, gdy się modlę. A po drugie - jeśli dzień po dniu Bóg jest obecny w moim życiu, jeśli codziennie spotykam się z Nim na modlitwie, wtedy to, co grzeszne, korzy się przed Bogiem i odchodzi.

Bardzo przemówił do mnie obraz powalonego posągu Dagona (bożka Filistyńczyków) przed Skrzynią Bożą, czyli w obliczu Bożej obecności. Słuchając tej historii stwierdziłam, że przecież to jest też opowieść dokładnie o tym, co działo się w moim życiu kilka miesięcy temu. Był grzech i bardzo mało modlitwy. I było takie miejsce w moim domu - jeśli się modliłam, to tam właśnie. Często zdarzało się też, że dokładnie w tym miejscu panował nade mną grzech. I myślałam sobie: Nie mogę spotykać się z Bogiem na modlitwie w tym samym miejscu, gdzie grzeszę, bo to na pewno obraża Boga. Ta myśl potęgowała we mnie poczucie wstydu przed Bogiem z powodu grzechu. Ale pojawiła się też szybko inna myśl (wierzę, że była od Boga), żeby nie zmieniać miejsca modlitwy, ale właśnie tam modlić się o to, by Bóg pokonał grzech, by to On odniósł zwycięstwo nad moją pokusą i grzechem. I tak się stało. Bóg zwyciężył! A jednocześnie włożył w moje serce ogromne pragnienie codziennej modlitwy i czytania Jego Słowa.

Słyszeliśmy też w kazaniu zachętę, by wprowadzić w życie regularne codzienne spotykanie się z Bogiem, czas porannej modlitwy. Z własnego doświadczenia wiem, jak trudno jest wytrwać w tego typu postanowieniach. Niewiele daje wmawianie sobie: „tak, od poniedziałku codziennie rano będę czytać Biblię, bo wiem, że to jest potrzebne”, albo: „tak, od poniedziałku codziennie rano będę się modlić, bo wiem, że to będzie dobry początek dnia” lub nawet w innych sprawach: "tak, od poniedziałku będę się gimnastykować codziennie przez 15 minut, bo wiem, że to zdrowe" itp. Takie próby nie działały u mnie i podejrzewam, że inni też mają problemy z takimi postanowieniami.

Przez kilka lat, odkąd jestem osobą nawróconą, podejmowałam próby codziennego czytania Biblii. Zwykle kończyło się po kilku dniach, a potem przez całe miesiące nie czytałam w ogóle, zniechęcona kolejną porażką. Ale kilka miesięcy temu odkryłam coś w swej istocie bardzo prostego, co przez lata do mnie nie docierało: Nic nie będzie działać (na przykład czytanie Biblii czy modlitwa), jeśli to nie wypływa z mojego serca, a jedynie jest zmuszaniem się do czegoś tylko dlatego, że wiem, że to jest dobre i tak trzeba. Wiedza tu nie wystarcza. I Bóg zmienił moje myślenie - już nie chciałam się zmuszać do czytania Biblii, ale zapragnęłam, żeby to stało się MOIM STYLEM ŻYCIA. I zaczęłam się modlić o to, by Bóg pomógł mi, by tak się stało. I stało się. Alleluja!

Doświadczam teraz tego, jak cudownie jest zaczynać dzień z Bogiem, kiedy tuż po przebudzeniu moje myśli mkną do Niego. I to nie dlatego, że zmuszam je do tego, one po prostu same tam biegną... I nie wyobrażam sobie teraz, że mogłabym wyjść z domu bez porannej modlitwy i uwielbienia Boga, albo zakończyć dzień bez rozmowy z Bogiem i bez czytania Jego Słowa. Cieszę się tym wszystkim i widzę też rezultaty tej przemiany we mnie, owoce zmiany stylu życia. I jestem ogromnie wdzięczna Bogu za to, że jest Bogiem prawdziwym, obecnym i przemieniającym moje życie, dzień po dniu. Chwała Panu! 

Copyright © Słowo i Życie 2005
Słowo i Życie - strona główna