Joanna Szczetkarz
Moje rozmowy z Bogiem
Kiedy słuchałam kazania pastora Zbigniewa
Tarkowskiego „O rozmowach na wąskiej drodze”, dwie sprawy zwróciły szczególnie
moją uwagę. Po pierwsze to, że w modlitwie nie chodzi tylko o to, by mówić do
Boga i słuchać Go; ale też o szczególną Bożą obecność w tym czasie i miejscu,
gdy się modlę. A po drugie - jeśli dzień po dniu Bóg jest obecny w moim życiu,
jeśli codziennie spotykam się z Nim na modlitwie, wtedy to, co grzeszne, korzy
się przed Bogiem i odchodzi.
Bardzo
przemówił do mnie obraz powalonego posągu Dagona (bożka Filistyńczyków) przed
Skrzynią Bożą, czyli w obliczu Bożej obecności. Słuchając tej historii
stwierdziłam, że przecież to jest też opowieść dokładnie o tym, co działo się w
moim życiu kilka miesięcy temu. Był grzech i bardzo mało modlitwy. I było takie
miejsce w moim domu - jeśli się modliłam, to tam właśnie. Często zdarzało się
też, że dokładnie w tym miejscu panował nade mną grzech. I myślałam sobie: Nie
mogę spotykać się z Bogiem na modlitwie w tym samym miejscu, gdzie grzeszę, bo
to na pewno obraża Boga. Ta myśl potęgowała we mnie poczucie wstydu przed
Bogiem z powodu grzechu. Ale pojawiła się też szybko inna myśl (wierzę, że była
od Boga), żeby nie zmieniać miejsca modlitwy, ale właśnie tam modlić się o to,
by Bóg pokonał grzech, by to On odniósł zwycięstwo nad moją pokusą i grzechem.
I tak się stało. Bóg zwyciężył! A jednocześnie włożył w moje serce ogromne
pragnienie codziennej modlitwy i czytania Jego Słowa.
Słyszeliśmy
też w kazaniu zachętę, by wprowadzić w życie regularne codzienne spotykanie się
z Bogiem, czas porannej modlitwy. Z własnego doświadczenia wiem, jak trudno
jest wytrwać w tego typu postanowieniach. Niewiele daje wmawianie sobie: „tak,
od poniedziałku codziennie rano będę czytać Biblię, bo wiem, że to jest
potrzebne”, albo: „tak, od poniedziałku codziennie rano będę się modlić, bo
wiem, że to będzie dobry początek dnia” lub nawet w innych sprawach: "tak,
od poniedziałku będę się gimnastykować codziennie przez 15 minut, bo wiem, że
to zdrowe" itp. Takie próby nie działały u mnie i podejrzewam, że inni też
mają problemy z takimi postanowieniami.
Przez
kilka lat, odkąd jestem osobą nawróconą, podejmowałam próby codziennego
czytania Biblii. Zwykle kończyło się po kilku dniach, a potem przez całe
miesiące nie czytałam w ogóle, zniechęcona kolejną porażką. Ale kilka miesięcy
temu odkryłam coś w swej istocie bardzo prostego, co przez lata do mnie nie
docierało: Nic nie będzie działać (na przykład czytanie Biblii czy modlitwa),
jeśli to nie wypływa z mojego serca, a jedynie jest zmuszaniem się do czegoś
tylko dlatego, że wiem, że to jest dobre i tak trzeba. Wiedza tu nie wystarcza.
I Bóg zmienił moje myślenie - już nie chciałam się zmuszać do czytania Biblii,
ale zapragnęłam, żeby to stało się MOIM STYLEM ŻYCIA. I zaczęłam się modlić o
to, by Bóg pomógł mi, by tak się stało. I stało się. Alleluja!
Doświadczam
teraz tego, jak cudownie jest zaczynać dzień z Bogiem, kiedy tuż po
przebudzeniu moje myśli mkną do Niego. I to nie dlatego, że zmuszam je do tego,
one po prostu same tam biegną... I nie wyobrażam sobie teraz, że mogłabym wyjść
z domu bez porannej modlitwy i uwielbienia Boga, albo zakończyć dzień bez
rozmowy z Bogiem i bez czytania Jego Słowa. Cieszę się tym wszystkim i widzę
też rezultaty tej przemiany we mnie, owoce zmiany stylu życia. I jestem
ogromnie wdzięczna Bogu za to, że jest Bogiem prawdziwym, obecnym i
przemieniającym moje życie, dzień po dniu. Chwała Panu! ■
Copyright
© Słowo
i Życie 2005