numer 1/2005


JONATHAN GOUGH

Tsunami - kara czy znak czasu?

Siłę tego trzęsienia ziemi można porównać do wybuchu 23 tys. bomb atomowych z Nagasaki. Na niemal niezauważalny ułamek sekundy Ziemia przestała się obracać, w wyniku czego 26 grudnia 2004 był o 2,676 mikrosekund krótszy. Lekkie przesunięcie osi Ziemi spowodowało też minimalną relokację biegunów południowego i północnego. To było 9 stopni w skali Richtera. Tak potężne trzęsienie zdarza się raz na jakieś dwadzieścia lat, a każdego dnia odnotowywane są tysiące niewielkich wstrząsów. Trzęsienie ziemi to zjawisko codzienne i nie ma w nim nic niezwykłego. Powodem, dla którego tym razem zdominowało ono czołówki dzienników i pierwszych stron gazet na wszystkich kontynentach, były niezwykle tragiczne następstwa. Przesunięcie płyt tektonicznych pod oceanem wzbudziło dewastującą falę tsunami, co miało katastrofalne skutki na przybrzeżnych terenach od Indonezji po Wschodnią Afrykę.

To był szczyt sezonu wakacyjnego. Boże Narodzenie to dla wielu Europejczyków okazja, by wyjechać tam, gdzie ciepło. Tak więc plaże i kafejki były zatłoczone. Całkowity brak zorganizowanych systemów wczesnego ostrzegania w rejonie Oceanu Indyjskiego sprawił, że większość ludzi dowiedziała się o fali w momencie, gdy ona już nadeszła. Gdyby to było dalej na wschód, system ostrzegania przed tsunami na Pacyfiku wyludniłby plaże i liczba śmiertelnych ofiar byłaby nieporównywalnie mniejsza. Po raz kolejny przyroda udowodniła, że potrafi być największym „terrorystą”.

Czy to był Bóg?

Słyszałem komentarze, że tsunami było Bożą karą za handel dziećmi, które są później wykorzystywane seksualnie, szczególnie w najbardziej dotkniętych rejonach Tajlandii, albo nawet sądem Bożym nad muzułmanami w Indonezji. Rzeczywiście, mamy biblijne przykłady tego, że Bóg używa czasem przyrody jako narzędzia kary, na przykład Morze Czerwone zatapiające Egipcjan, trzęsienie ziemi pochłaniające zbuntowanych Izraelitów i najbardziej pamiętny potop, który zniszczył całą ludzkość za wyjątkiem rodziny Noego. Niektórzy przytakują, ale dodają, że to przecież był Bóg Starego Testamentu. Ale chwileczkę, Bóg Starego Testamentu to Bóg Nowego Testamentu i wciąż nienawidzi grzechu i który nadal karze ludzi i narody. Jezus nie jest Bogiem o miękkim sercu. Zobaczmy, jak w Objawieniu Jana 19 unicestwia miliony ludzi mieczem wychodzącym z Jego ust. Powinniśmy jednak być ostrożni: A co z wierzącymi i Kościołami, które ucierpiały 26 grudnia 2004? To też była kara?

W czasach Jezusa runęła wieża, zabijając osiemnaście osób (Łk 13, 4-5). Jezus powiedział, że tamci nie byli bardziej winni od pozostałych mieszkańców Jerozolimy. ”Jeżeli się nie upamiętacie, wszyscy tak samo poginiecie” (Łk 13,5). Nie każde wydarzenie czy tragedia jest „znakiem”. Czasem tragiczne wydarzenia są zwykłym skutkiem życia na „upadłej planecie”. Ale bywają też znaki i historyczne osądy: Przypomnijmy Ananiasza i Safirę (Dz 5) - Bóg nie tylko „dodawał do Kościoła”, ale także „odejmował”, gdy uznał za stosowne. Pamiętacie Heroda (Dz 12,23), Bożym wyrokiem porażonego przez anioła i stoczonego przez robactwo?

Koniec świata?

Jezus powiedział, byśmy przyglądali się „znakom” (Mt 24, Mk 13, Łk 13). Potrzebna jest tu mądrość. Ewangelia Łukasza napomyka o wojnach, niszczycielskich trzęsieniach ziemi, głodzie, prześladowaniach i plagach. Wspomniane są również znaki na niebie i rosnący niepokój i lęk na ziemi. Ale nie zapominajmy o Pompei w roku 79 - oni też myśleli, że to już koniec świata, a było to prawie 2000 lat temu. Prawdą jest, że dziś jest bliżej końca, niż było wczoraj! Ale pamiętajmy, że wszyscy, którzy na przestrzeni dziejów przepowiadali nadejście końca świata za ich dni, byli w błędzie, ponieważ nadal tu jesteśmy. Tylko jedno pokolenie będzie miało rację – ostatnie. „A o tym dniu i godzinie nikt nie wie; ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko sam Ojciec” (Mt 24,36). Nie próbujmy być mądrzejsi od Jezusa! Owszem, obserwujmy znaki, ale jednocześnie angażujmy się w szerzenie Ewangelii, ponieważ „będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nadejdzie koniec” (Mt 24,14). Mamy oczekiwać aktywnie i ewangelicznie.

Słyszałem już tak wiele bzdur z ust „specjalistów od czasów ostatecznych”, że dziś rzadko zwracam uwagę na ich opinie. Spekulowanie o tym, kto jest Antychrystem albo co oznacza dziesięć palców z wizji Daniela, bywa czasem szkodliwe dla Kościoła. Gdy się kwestionuje ich teorie, zwykle okazuje się, że nie mają wiele pokory, a - nawiasem mówiąc - to przecież cecha niezbędna na przyjście Jezusa.

Jezus nadchodzi

Ale jednego możemy być pewni: Jezus nadchodzi w mocy i chwale i każde oko zobaczy Go. On wskrzesi sprawiedliwych i niesprawiedliwych, i nastanie dzień sądu. Kiedykolwiek to nastąpi, powinno nas mobilizować, byśmy żyli tak, jakby to miało wydarzyć się jutro.

Pewien kaznodzieja, zapytany o kolejność wydarzeń dni ostatecznych, odpowiedział: „Wyrażałem w tej kwestii najprzeróżniejsze punkty widzenia, raz taki, raz inny, tak więc - jak sądzę - prawdopodobnie którymś razem miałem rację, ale nie wiem, kiedy”. Doceniam jego szczerość. Teologia, na której opiera się będąca światowym hitem seria „Left Behind”, jest poważnie kwestionowana przez wielu myślących chrześcijańskich uczonych. Czytajmy dużo, ale miejmy otwarty umysł. Pamiętajmy stare porzekadło: „Umysł jest jak spadochron, pracuje najlepiej, gdy jest otwarty”. W Biblii mamy wystarczająco dużo fundamentalnych pewników, byśmy mogli trwać w jedności i pracować, więc nie kłóćmy się o eschatologiczne różnice. Dzień Jego przyjścia przybliża się i rzeczywiście nie powinien zaskoczyć tych, którzy należą do Niego. Cóż to będzie za dzień! Żyj więc tak, byś był gotów.

Globalne ocieplenie, topnienie lodowców, podnoszenie się poziomu mórz, prawdopodobieństwo wojny atomowej, nieuleczalne choroby, wzrost aktywności demonów, rozpad rodziny, fałszywe kulty i religie – tak, to jest zły świat. Ale nie wpadajmy w depresję i nie zamykajmy się w chrześcijańskich „gettach”. Wokół dzieje się także mnóstwo dobrych rzeczy. Bóg wciąż działa i ma jeszcze wiele do zrobienia! To wspaniały czas, by żyć. 
[Tłum. z ang. Nina Hury]

"A jak było za dni Noego, tak będzie i za dni Syna Człowieczego.
Jedli, pili, żenili się i za mąż wychodzili aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki i nastał potop, i wytracił wszystkich.
Podobnie też było za dni Lota: Jedli, pili, kupowali, sprzedawali, szczepili, budowali;
a w dniu kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba ogień z siarką i wytracił wszystkich.
Tak też będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi”. (Łk 17,26-30)

"I będą znaki na słońcu, księżycu i na gwiazdach, a na ziemi lęk bezradnych narodów, gdy zahuczy morze i fale. Ludzie omdlewać będą z trwogi w oczekiwaniu tych rzeczy, które przyjdą na świat, bo moce niebios poruszą się.
I wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą”. (Łk 21,25-27)


„Pan nie zwleka z dotrzymaniem obietnicy, chociaż niektórzy uważają, że zwleka,
lecz okazuje cierpliwość względem was, bo nie chce, aby ktokolwiek zginął,
lecz chce, aby wszyscy przyszli do upamiętania.
A dzień Pański nadejdzie jak złodziej; wtedy niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją,
ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną.

Skoro to wszystko ma ulec zagładzie, jakimiż powinniście być wy w świętym postępowaniu i w pobożności,
jeżeli oczekujecie i pragniecie gorąco nastania dnia Bożego,
z powodu którego niebiosa w ogniu stopnieją i rozpalone żywioły rozpłyną się?
Ale my oczekujemy, według obietnicy nowych niebios i nowej ziemi, w których mieszka sprawiedliwość.
Przeto, umiłowani, oczekując tego starajcie się,
abyście znalezieni zostali przed nim bez skazy i bez nagany, w pokoju”. (2 P 3,9-14)

Copyright © Słowo i Życie 2005

Słowo i Życie - strona główna