Nina i Bronisław Hury
Jubileusz 50-lecia PCM
Po zawierusze II wojny światowej
dwoje młodych Polaków znalazło się na gościnnej ziemi amerykańskiej. Przybyli
tam z Niemiec, dokąd wywieziono ich na roboty przymusowe. Ile podobnych
małżeństw i rodzin polskich zrobiło podobnie, trudno dziś dociec. Większości
się powiodło, urządzili się, zakorzenili - odnieśli sukces. O nielicznych
jednak słychać dziś w Polsce, a do wyjątków należą tacy, których wita się tu
często z radością i wdzięcznością. A zupełnie niezwykłą rzeczą jest, gdy goście
zza oceanu, nie powiązani więzami krwi, witani są jak najbliższa rodzina przez
setki osób z najróżniejszych zakątków Polski. A tak właśnie jest w przypadku
Adeli i Pawła Bajko.
Oboje urodzili się w Polsce. Poznali
się w Niemczech, a pobrali w USA. Zaszokowani amerykańskim dobrobytem nie
oddali się zdobywaniu dóbr dla wygodnego urządzenia sobie życia, ale od samego
początku zastanawiali się, jak wykorzystać wielkie amerykańskie możliwości do
niesienia pomocy wierzącym ludziom w Polsce. Ich pragnienia i determinacja
zaowocowały powstaniem w roku 1954 organizacji misyjnej, która dziś nazywa się
Polish Christian Ministries czyli Polska Chrześcijańska Misja (PCM).
Braterstwo Bajko gościli w Polsce i
tego lata. Odwiedzili zbory w Warszawie, Olsztynie, Ostródzie, Gdyni,
Koszalinie, Kołobrzegu, Sosnowcu, Jaworznie i Katowicach. Byli również na
Konferencji w Zakościelu. Wszędzie witano ich z wdzięcznością, wspominając, co
dzięki ich pomocy udało się zrobić, wybudować, jaką książkę lub śpiewnik wydać,
kogo wykształcić lub w inny sposób przygotować do służby w Kościele, a
świętując 50-lecie Misji dziękowano Bogu za ich oddanie i wytrwałość w służbie
Bogu i polskiemu Kościołowi.
Jubileusz PCM celebrowano w
szczególny sposób na Konferencji w Zakościelu. Trzeciego wieczora, podczas
konferencyjnego bankietu, przypomniano przede wszystkim tę okrągłą rocznicę.
Był to wieczór wspomnień, listów gratulacyjnych i wdzięczności kilku już
pokoleń.
Gdy przyjechaliśmy do Ameryki, byłam
i wzruszona, i zdumiona, ile cudownych rzeczy tam było. A przede wszystkim, ilu
było chrześcijan, ilu wierzących. I jakie cudowne pomoce do pracy z dziećmi, z
młodzieżą, do prowadzenia śpiewu w Kościele. Wtedy byłam jeszcze bardzo młoda,
ale zawsze lubiłam pracować wśród dzieci, a szczególnie lubiłam śpiew i pracę w
chórze. Gdy więc zobaczyłam te wszystkie śpiewniki i pomoce dla szkółki
niedzielnej, pomyślałam: Trzeba Polsce pomóc. To były początki lat 50. Sytuacja
zborów w Polsce była zupełnie inna niż dziś. Wtedy postanowiliśmy z mężem, że
coś dla Polski trzeba zrobić. A muszę tu wyznać, że zawsze chciałam wyjść za
mąż za kaznodzieję. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego, ale zawsze tego chciałam.
Mój wujek, który był kaznodzieją, przestrzegał mnie, że rola żony kaznodziei
wcale nie jest łatwa. Ale widocznie moje życzenie było szczere, bo Bóg je
spełnił i dał mi męża-kaznodzieję. A w związku z tym, dał mi też wszystkie te
możliwości pracy, których bym nie miała, gdyby mąż kaznodzieją nie był. I tak
się rozpoczęła nasza praca. Mąż zaczął jeździć po zborach amerykańskich,
zbierać fundusze i tak powoli, jeden po drugim, projekty pomocy Polsce były
realizowane przez te wszystkie lata – wspominała Adela Bajko.
Zawsze byłem zainteresowany misją.
Kiedy byłem w obozie roboczym w Niemczech, to już tam oddałem swoje życie pracy
dla Chrystusa. Człowiekiem wierzącym i członkiem zboru byłem już wcześniej, w
domu rodzinnym, ale nigdy nie pracowałem jako ewangelista lub misjonarz. Tam w
obozie w Niemczech zdecydowałem jednak poświęcić swoje życie pracy misyjnej,
aby ewangelizować swój polski naród. Ewangelizowałem więc rodaków w obozach
przejściowych w Niemczech, a później - gdy dzięki pomocy pewnego misjonarza
znalazłem się w Ameryce - także chciałem to czynić. Ukończyłem więc Eastern
Christian Institute, a następnie Miligan College, po ukończeniu którego
powróciłem do Eastern Christian
Institute jako wykładowca. Bóg tak pokierował, że w 1954 roku zostałem
dyrektorem Wydziału Misyjnego tego Instytutu. To stanowisko dało mi możliwość
kontynuowania pracy misyjnej na rzecz moich rodaków. Polska zawsze leżała mi na
sercu, ponieważ tu byłem dwukrotnie urodzony: cieleśnie i duchowo. Mój naród
był mi bardzo drogi. Wiedziałem, że praca zborów Kościoła Chrystusowego w
Polsce była znacznie ograniczona, ponieważ po wojnie większość zborów znalazła
się po stronie Związku Sowieckiego, a niewiele pozostało po polskiej stronie
granicy. Zdecydowaliśmy, aby cały nasz wysiłek skierować na Polskę.
Dowiedzieliśmy się, że brakuje w kraju Biblii. Szukaliśmy więc pomocy, aby
można było sfinansować zakup Biblii. Bóg pobłogosławił nasze starania i poprzez
Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne w Warszawie zaopatrzyliśmy w
Biblie nasze zbory w kraju. Brak było śpiewników, niewiele pieśni też śpiewano
podczas nabożeństw. Moja żona zaczęła więc tłumaczyć pieśni, jakie były
śpiewane w zborach w Ameryce. Przetłumaczyła ich ponad tysiąc. Wydaliśmy w
sumie 9 różnych śpiewników. Wydaliśmy też chyba z 10 tomików poezji
chrześcijańskiej. Kolejna potrzeba jaka pojawiła się, to miejsca do
organizowania obozów dla dzieci i młodzieży. I w tej sprawie Bóg pobłogosławił
i dał możliwość kupienia gospodarstwa nad jeziorem w Ostródzie, które zostało
przysposobione do tej służby i działa do dziś. Tysiące młodych ludzi
uczestniczyło w obozach tam organizowanych i poznało Jezusa Chrystusa jako
swojego Zbawiciela. Coś, co było wyzwaniem dla naszych wysiłków to praca wśród
dzieci. Szukaliśmy więc sposobów, aby najskuteczniej dotrzeć z Ewangelią do
dzieci. Znaleźliśmy amerykańską publikację pt.: “Życie Jezusa Chrystusa w obrazkach”
i “Dzieje Apostolskie w obrazkach”. Przetłumaczyliśmy i wydaliśmy cztery tomy
tej publikacji i wysłaliśmy do Polski. Ponieważ dobrze one służyły polskim
dzieciom, później wielokrotnie wznawialiśmy wydanie tych książeczek.
Pojawiały się inne potrzeby: budowa
domów modlitwy, kształcenie, przygotowywanie i wspieranie kaznodziejów. Bóg
otworzył drogę do Kościołów w Ameryce. Jeździłem więc po całych Stanach,
opowiadałem o Polsce, o pracy polskich zborów i potrzebach. Miesiącami nie było
mnie w domu, ale Pan błogosławił tę służbę i chrześcijanie w Ameryce chętnie i
szczodrze odpowiadali na nasze prośby. Mogliśmy więc zebrać tysiące i tysiące
dolarów, aby nieść pomoc - budować Kościół Chrystusowy tu, w Polsce, dla chwały
Pańskiej.
Pomagaliśmy także w budowie Szkół
Tysiąclecia, Centrum Zdrowia Dziecka pod Warszawą, Centrum Zdrowia Matki Polki
w Łodzi, Centrum Polonijnego w Pułtusku. Kiedy w 1997 roku południową Polskę
nawiedziła powódź, również udzieliliśmy pomocy. Od rządu polskiego otrzymałem
za to kilkanaście różnych odznaczeń. Mógłbym się nimi dziś obwiesić i wyglądać
jak choinka. Trzymam je gdzieś w domowej szufladzie – opowiadał Paweł Bajko.
Jedną z form pomocy było kształcenie
kaznodziejów. Pierwszymi byli Jurek Bajeński i Kostek Jakoniuk, którym w 1959
r. udało się wyjechać na studia do Ameryki. Podczas bankietu jubileuszowego
wspominali tamtą wyprawę: dziewięć dni płynęli Batorym. - Jak przyjechaliśmy do
Montrealu, przestraszyliśmy się. Nie wiedzieliśmy, kto nas spotka.
Rozpoznaliśmy ich po Biblii - wspominał Kostek. Potem była jazda
pociągiem do Nowego Jorku. - Nie znaliśmy wcześniej Pawła Bajko. Wszyscy
wysiedli i szybko się rozeszli. Zostaliśmy sami na peronie. Ale wkrótce pojawił
się jakiś młodzieniec i to był Bajko - relacjonował Jurek. - Następnego dnia
byliśmy w ich domu. A wiecie, gdzie mieszkali? W kurniku! Prawdę mówię. Z
trójką dzieci mieszkali w kurniku. Co prawda był on trochę udoskonalony. To
była Ameryka, a oni mieszkali w kurniku. Nasze dzisiejsze warunki w Polsce to
ho, ho...
Paweł Bajko kierował PCM przez 40
lat. W roku 1994 funkcję dyrektora Misji przekazał Wayne’owi Murphy’emu. -
Zarówno dla nas w Ameryce i dla Was w Polsce ważne jest, żebyśmy pamiętali -
bez względu na to, co udało się nam zrobić w Polsce przez te 50 lat – że w
centrum wszystkiego, co robimy, jest Jezus Chrystus. Nie chodzi o nas, ale o
Niego – powiedział Wayne, rozpoczynając swoją usługę Słowem Bożym, wieńczącą
jubileuszowy wieczór.
Polish Christian Ministries
kontynuuje swoją misję: wspomaga budowę, remonty i utrzymanie kaplic, wspiera
pastorów i działalność agend Kościoła. Priorytetowym zadaniem jest zakładanie
nowych zborów. Wieczór jubileuszowy w Zakościelu był szczególną okazją do
wyrażania wdzięczności Bogu i tym, dzięki którym PCM powstało i wciąż działa.
Dziękując konkretnym ludziom mieliśmy w pamięci setki Kościołów i tysiące
wierzących w Ameryce, którym los ludzi w Polsce nie był i nie jest obojętny.
Niech Bóg obficie im to wynagrodzi. ■
Copyright
© Słowo
i Życie 2004
|
|
|