numer 3/2004

Nina i Bronisław Hury

Jubileusz 50-lecia PCM

Po zawierusze II wojny światowej dwoje młodych Polaków znalazło się na gościnnej ziemi amerykańskiej. Przybyli tam z Niemiec, dokąd wywieziono ich na roboty przymusowe. Ile podobnych małżeństw i rodzin polskich zrobiło podobnie, trudno dziś dociec. Większości się powiodło, urządzili się, zakorzenili - odnieśli sukces. O nielicznych jednak słychać dziś w Polsce, a do wyjątków należą tacy, których wita się tu często z radością i wdzięcznością. A zupełnie niezwykłą rzeczą jest, gdy goście zza oceanu, nie powiązani więzami krwi, witani są jak najbliższa rodzina przez setki osób z najróżniejszych zakątków Polski. A tak właśnie jest w przypadku Adeli i Pawła Bajko.

Oboje urodzili się w Polsce. Poznali się w Niemczech, a pobrali w USA. Zaszokowani amerykańskim dobrobytem nie oddali się zdobywaniu dóbr dla wygodnego urządzenia sobie życia, ale od samego początku zastanawiali się, jak wykorzystać wielkie amerykańskie możliwości do niesienia pomocy wierzącym ludziom w Polsce. Ich pragnienia i determinacja zaowocowały powstaniem w roku 1954 organizacji misyjnej, która dziś nazywa się Polish Christian Ministries czyli Polska Chrześcijańska Misja (PCM).

Braterstwo Bajko gościli w Polsce i tego lata. Odwiedzili zbory w Warszawie, Olsztynie, Ostródzie, Gdyni, Koszalinie, Kołobrzegu, Sosnowcu, Jaworznie i Katowicach. Byli również na Konferencji w Zakościelu. Wszędzie witano ich z wdzięcznością, wspominając, co dzięki ich pomocy udało się zrobić, wybudować, jaką książkę lub śpiewnik wydać, kogo wykształcić lub w inny sposób przygotować do służby w Kościele, a świętując 50-lecie Misji dziękowano Bogu za ich oddanie i wytrwałość w służbie Bogu i polskiemu Kościołowi.

Jubileusz PCM celebrowano w szczególny sposób na Konferencji w Zakościelu. Trzeciego wieczora, podczas konferencyjnego bankietu, przypomniano przede wszystkim tę okrągłą rocznicę. Był to wieczór wspomnień, listów gratulacyjnych i wdzięczności kilku już pokoleń.

Gdy przyjechaliśmy do Ameryki, byłam i wzruszona, i zdumiona, ile cudownych rzeczy tam było. A przede wszystkim, ilu było chrześcijan, ilu wierzących. I jakie cudowne pomoce do pracy z dziećmi, z młodzieżą, do prowadzenia śpiewu w Kościele. Wtedy byłam jeszcze bardzo młoda, ale zawsze lubiłam pracować wśród dzieci, a szczególnie lubiłam śpiew i pracę w chórze. Gdy więc zobaczyłam te wszystkie śpiewniki i pomoce dla szkółki niedzielnej, pomyślałam: Trzeba Polsce pomóc. To były początki lat 50. Sytuacja zborów w Polsce była zupełnie inna niż dziś. Wtedy postanowiliśmy z mężem, że coś dla Polski trzeba zrobić. A muszę tu wyznać, że zawsze chciałam wyjść za mąż za kaznodzieję. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego, ale zawsze tego chciałam. Mój wujek, który był kaznodzieją, przestrzegał mnie, że rola żony kaznodziei wcale nie jest łatwa. Ale widocznie moje życzenie było szczere, bo Bóg je spełnił i dał mi męża-kaznodzieję. A w związku z tym, dał mi też wszystkie te możliwości pracy, których bym nie miała, gdyby mąż kaznodzieją nie był. I tak się rozpoczęła nasza praca. Mąż zaczął jeździć po zborach amerykańskich, zbierać fundusze i tak powoli, jeden po drugim, projekty pomocy Polsce były realizowane przez te wszystkie lata – wspominała Adela Bajko.

Zawsze byłem zainteresowany misją. Kiedy byłem w obozie roboczym w Niemczech, to już tam oddałem swoje życie pracy dla Chrystusa. Człowiekiem wierzącym i członkiem zboru byłem już wcześniej, w domu rodzinnym, ale nigdy nie pracowałem jako ewangelista lub misjonarz. Tam w obozie w Niemczech zdecydowałem jednak poświęcić swoje życie pracy misyjnej, aby ewangelizować swój polski naród. Ewangelizowałem więc rodaków w obozach przejściowych w Niemczech, a później - gdy dzięki pomocy pewnego misjonarza znalazłem się w Ameryce - także chciałem to czynić. Ukończyłem więc Eastern Christian Institute, a następnie Miligan College, po ukończeniu którego powróciłem do  Eastern Christian Institute jako wykładowca. Bóg tak pokierował, że w 1954 roku zostałem dyrektorem Wydziału Misyjnego tego Instytutu. To stanowisko dało mi możliwość kontynuowania pracy misyjnej na rzecz moich rodaków. Polska zawsze leżała mi na sercu, ponieważ tu byłem dwukrotnie urodzony: cieleśnie i duchowo. Mój naród był mi bardzo drogi. Wiedziałem, że praca zborów Kościoła Chrystusowego w Polsce była znacznie ograniczona, ponieważ po wojnie większość zborów znalazła się po stronie Związku Sowieckiego, a niewiele pozostało po polskiej stronie granicy. Zdecydowaliśmy, aby cały nasz wysiłek skierować na Polskę.

Dowiedzieliśmy się, że brakuje w kraju Biblii. Szukaliśmy więc pomocy, aby można było sfinansować zakup Biblii. Bóg pobłogosławił nasze starania i poprzez Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne w Warszawie zaopatrzyliśmy w Biblie nasze zbory w kraju. Brak było śpiewników, niewiele pieśni też śpiewano podczas nabożeństw. Moja żona zaczęła więc tłumaczyć pieśni, jakie były śpiewane w zborach w Ameryce. Przetłumaczyła ich ponad tysiąc. Wydaliśmy w sumie 9 różnych śpiewników. Wydaliśmy też chyba z 10 tomików poezji chrześcijańskiej. Kolejna potrzeba jaka pojawiła się, to miejsca do organizowania obozów dla dzieci i młodzieży. I w tej sprawie Bóg pobłogosławił i dał możliwość kupienia gospodarstwa nad jeziorem w Ostródzie, które zostało przysposobione do tej służby i działa do dziś. Tysiące młodych ludzi uczestniczyło w obozach tam organizowanych i poznało Jezusa Chrystusa jako swojego Zbawiciela. Coś, co było wyzwaniem dla naszych wysiłków to praca wśród dzieci. Szukaliśmy więc sposobów, aby najskuteczniej dotrzeć z Ewangelią do dzieci. Znaleźliśmy amerykańską publikację pt.: “Życie Jezusa Chrystusa w obrazkach” i “Dzieje Apostolskie w obrazkach”. Przetłumaczyliśmy i wydaliśmy cztery tomy tej publikacji i wysłaliśmy do Polski. Ponieważ dobrze one służyły polskim dzieciom, później wielokrotnie wznawialiśmy wydanie tych książeczek.

Pojawiały się inne potrzeby: budowa domów modlitwy, kształcenie, przygotowywanie i wspieranie kaznodziejów. Bóg otworzył drogę do Kościołów w Ameryce. Jeździłem więc po całych Stanach, opowiadałem o Polsce, o pracy polskich zborów i potrzebach. Miesiącami nie było mnie w domu, ale Pan błogosławił tę służbę i chrześcijanie w Ameryce chętnie i szczodrze odpowiadali na nasze prośby. Mogliśmy więc zebrać tysiące i tysiące dolarów, aby nieść pomoc - budować Kościół Chrystusowy tu, w Polsce, dla chwały Pańskiej.

Pomagaliśmy także w budowie Szkół Tysiąclecia, Centrum Zdrowia Dziecka pod Warszawą, Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, Centrum Polonijnego w Pułtusku. Kiedy w 1997 roku południową Polskę nawiedziła powódź, również udzieliliśmy pomocy. Od rządu polskiego otrzymałem za to kilkanaście różnych odznaczeń. Mógłbym się nimi dziś obwiesić i wyglądać jak choinka. Trzymam je gdzieś w domowej szufladzie – opowiadał Paweł Bajko.

Jedną z form pomocy było kształcenie kaznodziejów. Pierwszymi byli Jurek Bajeński i Kostek Jakoniuk, którym w 1959 r. udało się wyjechać na studia do Ameryki. Podczas bankietu jubileuszowego wspominali tamtą wyprawę: dziewięć dni płynęli Batorym. - Jak przyjechaliśmy do Montrealu, przestraszyliśmy się. Nie wiedzieliśmy, kto nas spotka. Rozpoznaliśmy ich po Biblii - wspominał Kostek. Potem była jazda pociągiem do Nowego Jorku. - Nie znaliśmy wcześniej Pawła Bajko. Wszyscy wysiedli i szybko się rozeszli. Zostaliśmy sami na peronie. Ale wkrótce pojawił się jakiś młodzieniec i to był Bajko - relacjonował Jurek. - Następnego dnia byliśmy w ich domu. A wiecie, gdzie mieszkali? W kurniku! Prawdę mówię. Z trójką dzieci mieszkali w kurniku. Co prawda był on trochę udoskonalony. To była Ameryka, a oni mieszkali w kurniku. Nasze dzisiejsze warunki w Polsce to ho, ho...

Paweł Bajko kierował PCM przez 40 lat. W roku 1994 funkcję dyrektora Misji przekazał Wayne’owi Murphy’emu. - Zarówno dla nas w Ameryce i dla Was w Polsce ważne jest, żebyśmy pamiętali - bez względu na to, co udało się nam zrobić w Polsce przez te 50 lat – że w centrum wszystkiego, co robimy, jest Jezus Chrystus. Nie chodzi o nas, ale o Niego – powiedział Wayne, rozpoczynając swoją usługę Słowem Bożym, wieńczącą jubileuszowy wieczór.

Polish Christian Ministries kontynuuje swoją misję: wspomaga budowę, remonty i utrzymanie kaplic, wspiera pastorów i działalność agend Kościoła. Priorytetowym zadaniem jest zakładanie nowych zborów. Wieczór jubileuszowy w Zakościelu był szczególną okazją do wyrażania wdzięczności Bogu i tym, dzięki którym PCM powstało i wciąż działa. Dziękując konkretnym ludziom mieliśmy w pamięci setki Kościołów i tysiące wierzących w Ameryce, którym los ludzi w Polsce nie był i nie jest obojętny. Niech Bóg obficie im to wynagrodzi.


Copyright © Słowo i Życie 2004
Słowo i  Życie - strona główna