numer 3/2004


Heidi

Zwariowana fanatyczka

- Jesteś młoda, ładna. Powinnaś korzystać z życia. Umawiać się z chłopakami! Bawić się i hulać, pókiś młoda, a nie tracić ten najlepszy w życiu czas na poświęcanie się i modlitwy do Boga. Zostaw to sobie na starość – powiedział mi kiedyś pewien chłopak. Odpowiedziałam mu, że gdybym mogła wybrać raz jeszcze, teraz - żyjąc od nowa z Bogiem - nie chciałabym ani milimetra ze swojego starego życia przed nawróceniem. A przecież nie zawsze tak mówiłam, choć Boga znałam przecież zawsze. Niestety, znałam Go tylko tak, jak się zna wielkich sławnych ludzi: na przykład Matkę Teresę czy Michaela Jacksona. Można wiedzieć o nich wszystko, znać każdy epizod z ich życia, ale nigdy nie poznać ich osobiście.

I tak właśnie było u mnie z Bogiem. Wiedziałam o Nim bardzo dużo, ale nigdy Go tak naprawdę nie poznałam. Pamiętam, jak mama prowadzała mnie do kościoła, kiedy byłam dzieckiem. Pamiętam nasz dom, niegdyś pełen misjonarzy i różnych Bożych ludzi. Pamiętam obozy chrześcijańskie i wspólne wyjazdy. Pamiętam też powroty do domu i problemy rodziców. Nie wystarczało mi to, co mama usiłowała mi wpoić. Chciałam zawsze wiedzieć więcej i myśleć inaczej. Szybko stworzyłam sobie swój światek z kilkumetrowymi ścianami z książek. Starałam się być inna niż reszta tzw. tłumu i ciągle szukałam czegoś, co zapełniłoby moją ogromną pustkę, wręcz głód czegoś, czego nie mogłam znaleźć.

Bunt

W liceum żyłam ideologią hippie-punk-squatter: nie czesałam włosów, ubierałam się w kolorowe, najlepiej obszarpane ubrania. Wyrażałam przez to swój bunt. Szybko też odnalazłam się w „młodzieńczej awangardzie artystycznej” Olsztyna. Myślałam wtedy, że mam wielu przyjaciół. I rzeczywiście, wszędzie, gdzie się pojawiłam, byłam duszą towarzystwa, radosna i beztroska. Mój dom natomiast przemieniałam w hotel i jadłodajnię dla moich znajomych. Wobec sprzeciwu rodziców przeniosłam się na fosę zamkową - miejsce spotkań różnych subkultur. Tam poznałam smak taniego wina, trawki i kleju. Grałam w zespole rockowym, organizowałam imprezy artystyczne, byłam w kilku teatrach amatorskich, jeździłam na festiwale, byłam zastępcą redaktora... Myślałam wtedy, ze jestem kimś: znałam wszystkich, byłam lubiana i poważana. Szybko też Bóg przestał być dla mnie ważny, nie miałam dla Niego ani czasu, ani ochoty. Niestety, im więcej się angażowałam w jakieś nowe akcje, żeby zapełnić pustkę, tym bardziej mi ona doskwierała. Zaczęłam więc żyć od imprezy do imprezy. Moimi przyjaciółmi byli artyści-alkoholicy. Wracałam do domu w stanie upojenia albo nie wracałam wcale. Czerwona lampka zapaliła się u mnie, gdy dostałam wezwanie do sądu na przesłuchanie. Wtedy obiecałam mojemu rodzeństwu, które zawsze mnie kryło przed rodzicami, że skończę z tzw. towarzystwem i wezmę się za siebie.

Miłość, kac, depresja

Kiedy po raz pierwszy naprawdę się zakochałam, myślałam, że zniknie pustka i będę spełniona. Byłam szczęśliwa. Zaczęłam dbać o siebie, o szkołę, o dom. Niestety, mój różowy światek u boku mojego wybrańca zaczął tonąć w litrach wina i wódki. Myślałam, że jestem silna, że zdołam wyciągnąć go z alkoholizmu. Leczyłam jego kace i twierdziłam, że miłość wszystko zwycięży... Potem piłam już razem z nim, chociaż zupełnie sama.
Mój świat zawalił się wtedy, kiedy mój chłopak się powiesił. I mimo że sznur się urwał, dla mnie on umarł na zawsze, a z nim jakaś część mnie samej. - Boga nie ma, sprawdziłem to - powiedział.

Zagłuszyć nie tylko pustkę

Jedynym moim krzykiem do Boga było błaganie, żeby wyrwać się z tego miasta na studia i zacząć wszystko na nowo. Modliłam się o to i tylko o to przez cały rok przed maturą.

Wrocław. Wymarzone studia, daleko od domu, daleko od starych śmieci... Zaczynamy od nowa? Nie. Wcale nie było lepiej. Z Olsztyna udało mi się uciec, od siebie i pustki - nie. W szkołach artystycznych pielęgnuje się w ludziach ból i cierpienie. Mówią, że wtedy wzrasta kreatywność. Można też swoją wenę twórczą pobudzić środkami wspomagającymi, czyli odurzającymi. Kiedy więc nie wytrzymywałam presji bycia pod lupą profesorów na scenie, dodawałam sobie odwagi piwkiem, a wyobraźnię pobudzałam wypalonym skrętem. Szybko też poznałam ludzi, z którymi mogłam grać na bębnach. Dzięki temu miałam wszelkie używki za darmo.

I to była jedyna różnica między Wrocławiem a Olsztynem. Teraz miałam wszystko za darmo i nie musiałam się z tym kryć. Stres w połączeniu z alkoholem wyniszczał mi wątrobę. Często miałam straszne bóle brzucha i drgawki. Padałam na podłogę, nie mogłam się ruszać ani oddychać. To były najgorsze kwadranse w moim życiu. Potem zagłuszałam już nie tylko pustkę, ale też ból, rozżalenie, strach i depresje.


Przełom

Któregoś dnia, pogrążona w depresji, po raz kolejny opuściłam zajęcia. I wtedy do mojego pokoju weszła Paulina. Dziewczyna, z którą mieszkałam. Dziewczyna, która była na dwóch odwykach (alkoholowym i narkotykowym). Dziewczyna, która prowadziła zwariowane nocne życie. Ta właśnie dziewczyna zapytała mnie: „Czy ty chodzisz z Duchem Świętym?", po czym wyszła. Przez moje ciało przeszły dreszcze. W dzieciństwie wiele słyszałam o Duchu Świętym i rzeczywiście, prowadził mnie, ale teraz... Ta noc była przełomem w moim życiu. Pola dała mi adresy terapii, a ja jej opowiadałam całą noc o moim dzieciństwie, jak żyłam blisko Boga. - Skoro wiesz, jak wygląda życie z Bogiem, że On zawsze pomoże i podniesie, to dlaczego wybierasz życie w świecie, gdzie musisz polegać tylko na sobie, gdzie ciągle zawodzisz się na ludziach? Dlaczego wybierasz świat, mimo tego że znasz Boga, że wiesz, iż na Nim nigdy się nie zawiedziesz? – zapytała mnie. Tego dnia ze łzami w oczach stanęłam przed Bogiem, jak przed przyjacielem.

Od tego momentu moje życie zaczęło się zmieniać. Ale nie było przy tym żadnych fajerwerków i cudów. We wspólnocie, w której wcześniej pojawiałam się tylko po to, żeby grać, teraz czerpałam garściami ze źródła miłości Bożej, która goiła wszystkie moje rany.

Dopiero teraz żyję

Jednak ciągle jeszcze miałam pociąg do alkoholu i te straszne bóle wątroby. Na spotkaniu modlitewnym, w którym teraz aktywnie uczestniczyłam, modliliśmy się o mój problem, żebym nie musiała iść na terapię, bo to mógłby być koniec mojej edukacji w tym mieście. Po trzech tygodniach od tego spotkania mój przyjaciel zauważył, że nie mam napadów bólów i towarzyszących im drgawek, że nie jestem rozedrgana emocjonalnie, że w ogóle jestem jakimś innym człowiekiem.

Potem zadzwoniłam do mojego taty i powiedziałam mu, że go kocham. Popłakał się, bo pierwszy raz usłyszał te słowa z moich ust. Z ust córki, która kiedyś wyzywała go i uciekała z domu z nadzieją, że za kilkanaście lat on będzie umierał w domu starców. Kiedy odłożyłam słuchawkę, też zapłakałam. Bóg uczynił cud w moim życiu - dał mi miłość do mojego taty.


Bóg kształtuje mnie codziennie. Zabrał moją nienawiść, złość, gorycz, nałogi. Budzę się każdego ranka z wielkim pokojem i radością w sercu. I co najważniejsze, nie ma już tej pustki. Tę pustkę w sercu tylko On może zapełnić. I choć moje życie wcale nie jest usłane różami, bo niebiański Ojciec kocha swoje dziecko i wychowuje je w karności, dopiero teraz czuję, że żyję. A kiedy upadam, On zawsze mnie podnosi i pociesza.


Jak można, pochodząc z chrześcijańskiego domu, tak się stoczyć? – pomyśli ktoś. A można. I czeka to każdego, kto idzie na kompromisy, jest letni, rozbity pomiędzy głosem świata a głosem Boga. Ja też nie od razu byłam wypalona duchowo. Zaczynałam powolutku, od kompromisów. Byłam sezonową chrześcijanką, od wakacji do wakacji, gorąca w niedzielę, a w szkole – lodowa pustynia. Każdy, kto żyje podwójnym życiem: niedziela - kościół, a w tygodniu - bujne życie towarzyskie, wcześniej czy później zostanie odłączony od miłości Bożej, ponieważ Biblia mówi, że Bóg letniego człowieka z ust wypluje...
<>Teraz moja szkoła się nawraca, bo nie sposób nie dzielić się tą miłością, którą wypełnia całkowicie Boże światło. „Zwariowana fanatyczka” – nazwał mnie ktoś. I dobrze. Mogę być jeszcze większą fanatyczką w oczach ludzi, jeśli tylko dzięki temu będę mogła być bliżej mojego Zbawcy.
 „Byliście bowiem zbłąkani jak owce,
 lecz teraz nawróciliście się do pasterza
i stróża dusz waszych".
(1 P 2,25) 

Copyright © Słowo i Życie 2004
Słowo i  Życie - strona główna