numer 3/2004


Im burza silniejsza...

Od dwunastu lat gram na skrzypcach. Zawsze było to dla mnie ważne, a nawet najważniejsze. Starałam się grać jak najlepiej, dlatego z każdym dniem ćwiczyłam więcej. W dziesiątym roku doszło do siedmiu godzin dziennie. Nie miałam czasu ani dla przyjaciół, ani dla rodziny, ani dla Boga. W trakcie nauki zmieniłam szkołę. W nowej klasie spotkałam Justynę. Szybko poznałyśmy się i zaprzyjaźniły. Pamiętam nasze długie rozmowy o Bogu, szczęściu, życiu wiecznym. Często były to kłótnie. Im lepiej poznawałam Justynę, tym bardziej imponowało mi jej zachowanie, styl bycia. Najbardziej dziwiłam się, że ona tak otwarcie, bez skrępowania mówiła o Bogu. Zafascynowana jej świadectwem zastanawiałam się, czego mi brakuje, żeby być tak szczęśliwą jak ona. Pewnego dnia znalazłam odpowiedź.

Fish-Art Zakościele 2001 – jeden z najlepszych obozów w moim życiu. Właśnie tam zrobiłam pierwszy krok – powierzyłam swoje życie Bogu. Jednak obóz się skończył, zaczął się nowy rok szkolny, a moje życie w ogóle się nie zmieniało. Minął kolejny rok nauki. Po końcowych egzaminach ze skrzypiec, moja nauczycielka zabroniła mi ćwiczyć co najmniej przez tydzień. Na początku cieszyłam się i postanowiłam zaplanować sobie siedem dni bez instrumentu. Nie wytrzymałam jednak nawet dwóch godzin. Mechanicznie brałam skrzypce, bo nie wiedziałam, co mam robić, jak żyć bez nich? Dlaczego moje życie nie odmieniło się, sądziłam przecież, że po Fish-Arcie będę szczęśliwa?! Tego samego dnia poprosiłam Boga, żeby coś zrobił, żebym wreszcie wiedziała, co jest ze mną nie tak.

Tydzień później, kiedy chciałam rozpocząć ćwiczenie, nie byłam w stanie tego zrobić. Moja ręka była tak sztywna, że nie mogłam nawet trzymać skrzypiec. Lekarze stwierdzili, że nigdy już nie będę mogła grać. Myślałam wtedy, że moje życie się skończyło. Wszystkie plany, wielka kariera artystyczna, runęły w jednej chwili. Zabiegi, masaże, rehabilitacja - nic nie pomagało. Nie mogłam grać przez ponad pół roku. Każdy dzień był koszmarem. Kto by pomyślał, że stanie się to dla mnie wielkim błogosławieństwem.

Pewnego dnia, kiedy wracałam ze szkoły, spotkałam Karolinę. Zapytałam ją, dlaczego Bóg nie chce mi pomóc? Dlaczego nie pozwala, żebym wykorzystywała talent, który przecież otrzymałam od Niego?! Dlaczego każe mi czekać tak długo? Karolina powiedziała: „A nie pomyślałaś, że to Bóg czeka na ciebie, a nie ty na Niego?”. W ciągu paru sekund dowiedziałam się, czego szukałam przez 16 lat życia: Bóg czekał na mnie tak długo. Każdego dnia, kiedy poświęcałem siedem godzin dla kawałka drewna, On czekał. Ale w tydzień po mojej rozmowie z Karoliną już nie musiał czekać – wyznałam Bogu, że nikogo innego nie potrzebuję, tylko Jego, że On jest moim Panem i najlepszym Przyjacielem. To było moje nawrócenie się do Boga. Od tej pory jestem wolnym człowiekiem. Parę tygodni później mogłam znowu grać. Lekarze nie dowierzając mówili, że to „jakiś” cud. Dzisiaj nadal gram, najchętniej na nabożeństwach.

W Bogu znalazłam prawdziwą miłość, szczęście i pokój. Jednak po nawróceniu życie nie zawsze jest łatwe. Trudno jest znosić nietolerancję w szkole, w pracy, w domu. Kiedy powiedziałam o swoich przeżyciach z Bogiem, że jestem członkiem Chrześcijańskiej Społeczności, stałam się „inna” nawet dla własnej rodziny. Jak żyć, kiedy mama ciągle płacze, siostra zabrania mi rozmawiać z jej dziećmi, a ojciec mówi, że już nie jestem jego córką? Nie jest łatwo kochać tych, którzy każdego dnia wmawiają ci, że jesteś dzieckiem diabła, że twój Kościół to sekta, że w sercu masz tylko nienawiść... Ale tego właściwie powinniśmy się spodziewać, taka w zasadzie jest kolej rzeczy. W Piśmie Świętym czytamy przecież:

„Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć i prześladować was będą i kłamliwie mówić na was wszelkie zło ze względu na mnie! Radujcie i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie” (Mt 5,11-12).

„Jeśli mnie prześladowali i was prześladować będą... A to wszystko uczynią wam dla imienia mego, bo nie znają tego, który mnie posłał” (J 15,20-21).

„To powiedziałem wam, abyście we mnie pokój mieli. Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat” (J 16,33).

Wiem, że Bóg doświadcza nas w różny sposób, że w tych zmaganiach walczę nie ja, tylko On. Kiedy przyznałam się do Niego, już wtedy zwyciężyłam, bo On jest ze mną, a On zawsze zwycięża. Wiem, że im jest trudniej, tym większa chwała dla Niego, bo im burza silniejsza, tym jaśniejsze słońce. 

[Imię i nazwisko znane redakcji]

Copyright © Słowo i Życie 2004
Słowo i  Życie - strona główna