Jacek Łagun
Pinokio
Był piękny wrześniowy
poranek. Liście były jeszcze zielone, ale świat powoli nabierał złotego koloru.
Szliśmy sobie na spacer całą grupą: Jasiek - zgrywus, Aśka - zawsze gotowa
komuś dociąć, Robert - wiecznie zamyślony i ciągle coś gubiący, Franek
-huraoptymista i ja. Rozmawialiśmy, co by można było zrobić w zborze. Mieliśmy
dość naszej chrześcijańskiej przeciętności. Franek powiedział, że najlepiej
zacząć od grup modlitewnych. Byliśmy zachwyceni tym pomysłem: „Rozpuścimy wici
i stworzy się całkiem spora grupa”. Chcieliśmy się nawet od razu umówić na
konkretny dzień, ale nie znaliśmy jeszcze rozkładu naszych zajęć w tym
semestrze. Postanowiliśmy więc poczekać z tym jeszcze tydzień, dwa...
Sylwester. Chcieliśmy
spędzić go razem. Jasiek zaproponował wyjazd do leśniczówki.
Było naprawdę fajnie. O trzeciej nad ranem przy kominku zaczęliśmy kolejną
nocną rozmowę. Okazało się, że trochę nam nie leży, że nasze życie z Bogiem
było takie nijakie. I wtedy przypomnieliśmy sobie, ze miały być przecież te
spotkania modlitewne. Tym razem wiedzieliśmy: zaczynamy zaraz po sesji...
Wiosna. Spływ jakąś rzeczką o dziwnej nazwie, a później ognisko, kiełbaski, gitara.
Dawno się tak dobrze nie bawiliśmy. Miła atmosfera, gwiazdy, rozżarzone węgle.
I znowu, chyba już siódmy z kolei raz wróciliśmy do naszych spotkań
modlitewnych...
I wtedy to się stało. Na
początku w zasadzie niczego nie zauważyliśmy. Nagle Jasiek powiedział: „Albo mi
usta urosły, albo te kiełbaski strasznie się kurczą w tym ogniu. Patrzcie, mogę
je wkładać sobie do ust w poprzek”. I rzeczywiście tak zrobił. Uznaliśmy to za
niezłą sztuczkę i dalej rozmawialiśmy, że lada dzień zaczniemy się wspólnie
modlić. Nagle poczułem, że opada mi moja dolna warga. Tak po prostu. Miałem
wrażenie, że robi się jakaś ciężka. Przeleciało mi przez głowę, że Aśka zaraz zacznie się ze mnie
wyśmiewać. Spojrzałem na nią i zdębiałem: Jej usta były szerokie i strasznie
napęczniałe. Robert, Franek i Jasiek wyglądali podobnie.
- Co jest? –
wymamrotałem.
- A skąd mam wiedzieć? -
odpowiedział Robert. - Może to jakiś wirus. Chyba musimy iść do lekarza.
- To jakiś koszmar! O co
w tym wszystkim chodzi? - szlochała Aśka.
- Pinokio! - krzyknął
Jasiek. – Może my też...
- Jaki Pinokio? Przestań
się wydurniać! Trzeba rozwiązać problem!
- W tej bajce było, że
jak on kłamał, to mu rósł nos...
Coś zaczęło świtać mi w
głowie. Tak, to by się zgadzało. Rosnący nos Pinokia i... Momentalnie
przypomniały mi się wszystkie nasze rozmowy o modlitwie: jak bardzo jest
potrzebna i że koniecznie musimy zorganizować spotkania modlitewne. Gorące
dyskusje i wspaniałe plany. Ale nie mogłem sobie przypomnieć, żebyśmy chociaż
raz je zrealizowali. Słowa, słowa, słowa - i nic więcej. Wielkie, wspaniałe,
ale tylko plany. Czyżby to była kara? A może tylko ostrzeżenie, żebyśmy przestali
gadać, a wzięli się wreszcie do roboty? A może to tylko sen? Muszę się obudzić!
Chcę się obudzić...
Z trudem otworzyłem oczy. Leżałem na swoim łóżku i byłem zlany potem. Dotknąłem
ust. Były normalne. Wstałem i z niepokojem podszedłem do lustra. Spojrzałem
i... Co za ulga! Dzięki Bogu - pomyślałem...■
Copyright
© Słowo
i Życie 2004