Słowo i Życie - numer 3/2003


C.S. Lewis

PSUCIE ZABAWY CZY INSTRUKCJA OBSŁUGI

Jest taka historia o chłopcu, którego zapytano, jak sobie wyobraża Boga.
„Z tego, co widzę - odparł chłopiec - Bóg to ktoś taki,
kto się wiecznie podkrada, żeby przyłapać ludzi na dobrej zabawie,
a potem stara się im przeszkodzić".

Obawiam się, że takie właśnie wyobrażenie wywołuje u wielu słowo „moralność": moralność to coś natrętnego, co próbuje ci zepsuć zabawę. Tymczasem zasady moralne to w istocie instrukcja obsługi maszyny ludzkiej. Każda ma zapobiec takim czy innym awariom nadwerężeniom czy tarciom w jej funkcjonowaniu. Właśnie dlatego zasady moralne robią z początku wrażenie, jakby nieustannie sprzeciwiały się naszym naturalnym skłonnościom. Kiedy poznajesz zasady obsługi jakiejkolwiek maszyny, instruktor przez cały czas powtarza: „Nie, tak nie rób" - bo oczywiście jest mnóstwo rzeczy z pozoru właściwych, które wydają się naturalnym podejściem do maszyny, choć w rzeczywistości są błędne.

Zasady czy ideały

Zamiast o zasadach moralnych, niektórzy ludzie wolą mówić o moralnych „ideałach" czy też o moralnym „idealizmie", zamiast o moralnym posłuszeństwie. Cóż, to oczywiście szczera prawda, że moralna doskonałość jest „ideałem" w tym znaczeniu, że pozostaje dla nas nieosiągalna. W tym sensie każda doskonałość jest dla nas, ludzi, „idealna" - nikt nie może zostać idealnym kierowcą czy tenisistą, tak samo jak nikt nie umie rysować linii idealnie prostych. Ale istnieje jeszcze inne znaczenie według którego byłoby rzeczą bardzo mylącą nazywać moralną doskonałość „ideałem". Gdy ktoś nazywa jakąś kobietę „idealną" albo uznaje za idealny jakiś dom, statek czy ogród, to (jeśli tylko ma trochę oleju w głowie) nie chce przez to powiedzieć, że każdy powinien uznać ten sam ideał. W takich rzeczach mamy prawo różnić się gustem, czyli mieć różne ideały. Byłoby jednak rzeczą niebezpieczną określać kogoś, kto stara się przestrzegać prawa moralnego, jako „osobę o szczytnych ideałach" – to mogłoby sugerować, że moralna doskonałość jest kwestią jego prywatnego gustu, a my, pozostali, wcale nie musimy jego gustów podzielać. Byłby to katastrofalny błąd. Być może, doskonałe postępowanie jest równie nieosiągalne jak doskonałe zmienianie biegów w samochodzie - jednak jest to niezbędny ideał, zadany wszystkim ludziom z samej natury naszej ludzkiej maszyny, tak samo jak doskonała zmiana biegów to ideał zadany  kierowcom z samej natury samochodu. Jeszcze większe niebezpieczeństwo czai się w nazywaniu samego siebie „osobą o szczytnych ideałach" dlatego, że starasz się nie kłamać wcale (zamiast tylko sporadycznie), albo nigdy nie popełniać cudzołóstwa (zamiast popełniać je rzadko), albo nie znęcać się nad słabszymi (zamiast znęcać się umiarkowanie). Taka postawa mogłaby z ciebie zrobić kołtuna przekonanego o własnej wyjątko­wości, któremu należy się rzekomo uznanie za „idealizm”. Tymczasem równie dobrze można się spodzie­wać uznania za to, że przy każdym dodawaniu staramy się wyliczyć właściwą sumę. Rzecz jasna, że doskonała arytmetyka to pewnego rodzaju „ideał" - z pewnością w swoich kalkulacjach popełniasz nieraz błędy. Jednak nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że przy kolejnych działaniach w równaniu starasz się liczyć dokładnie. Byłoby idiotyzmem nie starać się - każdy błąd sprawi później nowe problemy. Tak samo nowe kłopoty sprawi każda moralna porażka - zapewne innym ludziom, a z pewnością tobie samemu. Łatwiej przyjdzie nam pamiętać o tym fakcie, jeśli będziemy mówili o zasadach i posłuszeństwie, a nie „ideałach" czy „idealizmie".

Konwój statków

Pójdźmy krok dalej. Maszyna ludzka może się zepsuć dwojako. Jeden rodzaj awarii zdarza się, gdy drogi jednostek rozchodzą się lub zderzają w taki sposób, że ludzie wyrządzają sobie nawzajem szkodę - na przykład przez kłamstwa czy fizyczną przemoc. Drugi zachodzi, gdy coś psuje się wewnątrz człowieka, kiedy jego różne elementy (różne władze umysłowe, pragnienia itd.) podążają w sprzecznych kierunkach lub przeszkadzają sobie wzajemnie. Można to jasno przedstawić, jeśli wyobrazimy sobie ludzi jako konwój statków płynących w określonej formacji. Podróż może się powieść wyłącznie wtedy, gdy (po pierwsze) statki nie pozderzają się ze sobą nawzajem, oraz (po drugie) każdy z nich jest zdolny do żeglugi, a jego silniki działają sprawnie. Jedno właściwie zależy tu od drugiego. Jeżeli statki będą sobą ciągle kolidowały, szybko okażą się niezdolne do żeglugi. Z drugiej strony, jeżeli popsują się w nich stery, nie uniknie się kolizji. Wyobraźmy też sobie ludzkość jako orkiestrę grającą określoną melodię. Dla właściwego efektu potrzebne są dwie rzeczy. Instrument każdego muzyka musi być nastrojony, ale także musi wchodzić w odpowiedniej chwili, aby złączyć się z innymi.

Trzy elementy moralności

Ale nie wzięliśmy pod uwagę jeszcze jednej rzeczy. Nie zadaliśmy sobie pytania, dokąd zmierza flota, czy też jaki utwór gra orkiestra. Instrumenty mogą być nastrojo­ne, mogą wchodzić w odpowiednich momentach, a mimo to występ nie powiedzie się, jeśli muzykom zapłacono za przygrywanie do tańca, a tymczasem grają wyłącznie marsze pogrzebowe. Podobnie, choćby flota płynęła w najlepszym porządku, jej podróż skończy się niepowodzeniem, jeśli zmierzała do Nowego Jorku, a dotarła do Kalkuty.

Moralność dotyczy więc trzech rzeczy. Po pierwsze, uczciwości i harmonii pomiędzy ludźmi. Po drugie, upo­rządkowania czy też zharmonizowania wnętrza pojedyn­czej osoby. Po trzecie, powszechnego celu życia ludzkiego w ogóle, celu, dla którego człowiek został stworzony - jakim kursem powinna iść flota, jaką melodię przygo­tował dla orkiestry dyrygent.

Okłamywanie samych siebie

Może zauważyłeś, że ludzie współcześni prawie zawsze myślą o pierwszej z tych trzech rzeczy, a zapominają o dwóch pozostałych. Kiedy ktoś pisze w gazecie, że dążymy do  chrześcijańskich standardów moralnych, zwykle chce przez to powiedzieć, że dążymy do dobrego, uczciwego współżycia między narodami, klasami społecznymi czy jednostkami - myśli więc tylko o pierwszym z trzech elementów. Kiedy ktoś mówi o swoim zamiarze, że „to nie może być złe, bo nikomu przez to nie dzieje się krzywda”, myśli tylko o pierwszym z trzech elementów. Jego zdaniem to bez znaczenia, jaki jest statek, jeśli tylko uniknie kolizji z innym. To zresztą naturalne, że myślenie o moralności zaczyna się od pierwszego elementu,  czyli dziedziny stosunków społecznych. Skutki błędnej moralności w tej sferze są bowiem oczywiste i dają się nam się we znaki w codziennym życiu: wojna, bieda, korupcja, kłamstwa czy partactwo. Poza tym, dopóki pozostajemy przy pierwszym z trzech elementów, różnice zdań na temat moralności są niewielkie. Prawie wszystkie ludy w historii godziły się (w teorii), że ludzie powinni być wobec siebie uczciwi, życzliwi i pomocni. Niemniej jednak, choć wszystko to stanowi naturalny punkt wyjścia do rozważań o moralności - gdybyśmy na tym mieli poprzestać, równie dobrze moglibyśmy naszych rozważań nie zaczynać. Dopóki nie przejdziemy do drugiego z wymienionych trzech elementów - uporządkowania wnętrza pojedynczego człowieka – jedynie okłamujemy samych siebie.

Moralność jednostki

Jaki może być pożytek z komendy, żeby statki unikały kolizji, jeśli wydamy ją spróchniałym łajbom, które właściwie płyną, dokąd chcą? Po co spisywać zasady postępowania społecznego, jeśli wiemy, że zarozumialstwo, chciwość, pieniactwo i tchórzostwo nie pozwolą nam ich przestrzegać? Wcale nie twierdzę, że nie powinniśmy dążyć - i to usilnie - do doskonalenia naszego społe­czeństwa czy systemu gospodarczego. Chcę natomiast powiedzieć, że wszelkie rozważania na ten temat pozostaną czystymi mrzonkami, o ile nie zdamy sobie sprawy, że tylko dzielność i bezinteresowność każdego człowieka z osobna może zapewnić właściwe funkcjonowanie każdemu dobrze pomyślanemu systemowi. Dosyć łatwo byłoby wykorzenić jakąś konkretną odmianę korupcji czy ucisku obecną w systemie dziś istniejącym – jednak dopóki istnieją ludzie skorumpowani i brutalni, zawsze wrócą oni do starych gierek w nowym systemie. Nie da się ludzi uczynić dobrymi na mocy ustawy - a bez dobrych ludzi nie ma dobrego społeczeństwa. Dlatego musimy również myśleć o drugim elemencie - o moralności samej jednostki.

Wpływ światopoglądu

Jednak wydaje mi się, że i na tym stwierdzeniu nie możemy poprzestać. Docieramy do punktu, w którym różne przekonania na temat wszechświata prowadzą do różnych form postępowania. Na pierwszy rzut oka najrozsądniej byłoby się w to nie wdawać i pozostać przy tych dwóch elementach moralności, co do których zgadzają się wszyscy rozsądni ludzie. Ale czy możemy tak uczynić? Należy pamiętać, że religia mieści w sobie szereg stwierdzeń na temat faktów. Stwierdzenia te mogą być słuszne albo nie. Jeśli są słuszne, ludzką flotą należałoby sterować w pewien określony sposób. Jeśli są niesłuszne, trzeba przyjąć zupełnie inny kurs. Dla przykładu wróćmy do wcześniej wspomnianej osoby, według której rzecz nie może być zła, jeśli nie wiąże się z krzywdą innych. Osoba ta w pełni zdaje sobie sprawę, że nie wolno uszkadzać in­nych statków idących w konwoju, ale zarazem uważa, że to, co zrobi z własnym statkiem, jest jej prywatną sprawą. Jednak w takiej sytuacji chyba istotne jest, czy ów statek należy do tej osoby, czy też jest cudzą własnością? To chy­ba wielka różnica, czy jestem niejako właścicielem swojego umysłu i ciała, czy tylko lokatorem, który ponosi odpowie­dzialność wobec prawdziwego właściciela? Jeśli zostałem przez kogoś stworzony dla jego własnych celów, oznacza to dla mnie wiele obowiązków, których jako właściciel po prostu bym nie miał.

Nieśmiertelność a moralność

Kolejna rzecz: chrześcijaństwo twierdzi, że każdy człowiek będzie żył wiecznie, co musi być albo prawdą, albo fałszem. Otóż jest wiele rzeczy, którymi nie warto zaprzątać sobie głowy, jeśli mam żyć tylko siedemdziesiąt lat - którym jednak należałoby się dobrze przyjrzeć, jeśli mam żyć na wieki. Być może moja zazdrość albo zapalczywość wzmaga się  stopniowo - tak stopniowo, że jej przyrost na  przestrzeni siedemdziesięciu lat okaże się zupełnie nieznaczny. Za to może się okazać prawdziwym piekłem za milion lat - a jeśli chrześcijaństwo nie jest w błędzie, być może piekło to w rzeczywistości precyzyjne, techniczne określenie stanu, w którym mogę się wówczas znaleźć. Nieśmiertelność przesądza też o różnicy, która odnosi się do totalitaryzmu i demokracji. Jeśli jednostki żyją zaledwie siedemdziesiąt lat, to państwo (czy naród lub cywilizacja), które może trwać i tysiąc lat, jest ważniejsze od jednostki. Ale jeśli chrześcijaństwo ma słuszność, wówczas jednostka okazuje się nieporównanie ważniejsza, ponieważ jest wieczna i wobec niej tysiącletnie państwa czy cywilizacje to  jedynie chwila.

Różnice w podejściu

Wydaje się zatem, że w rozważaniach na temat moralności nie możemy pominąć żadnego z jej trzech elementów: relacji międzyludzkich, ludzkiego wnętrza oraz relacji pomiędzy człowiekiem a siłą, która go stworzyła. Wszyscy możemy współpracować w odniesieniu do pierwszego. Wraz z drugim elementem pojawia się niezgoda,  która staje się już poważna przy trzecim. Właśnie zajmując się ostatnim z tych trzech elementów, natkniemy się na główne różnice pomiędzy moralnością chrześcijańską a niechrześcijańską. W pozostałej części tej książki przyjmę chrześcijański punkt widzenia, patrząc na nasze położenie tak, jakby chrześcijaństwo było nauką prawdziwą. 

Fragment z: C.S. Lewis, Chrześcijaństwo po prostu [rozdział: Trzy elementy moralności], Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2002. Tłum. z ang. Piotr Szymczak, tytuł oryginału Mere Christianity. Wykorzystano za pozwoleniem. Tytuł fragmentu i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Copyright © Słowo i Życie 2003

Słowo i  Życie - strona główna