Ewa i Zbyszek Babicz
Dzieci
z baraków
Widzę
z daleka kilkunastoletniego chłopca, niosącego w torebkach foliowych ubite
pączki i resztki ciasta. Sytuacja powtarza się przez kolejne dni. Pewnego razu,
zamiast nieświeżych wypieków, wiózł wózek załadowany złomem. Zaciekawiona jego
niemal codziennymi „podróżami” nawiązuję z nim rozmowę. Chłopiec o imieniu
Marek wyjawia mi swoją tajemnicę – pomaga w ten sposób utrzymywać rodzinę.
Słodkości (pozostałości z poprzednich dni), którymi wraz z braćmi może zapełniać
pusty żołądek, otrzymuje z pobliskiej
piekarni. A złom zbiera, by go sprzedać, a za pieniądze kupić co
potrzeba. Pochwalił się nawet, że leżał w szpitalu ze względu na usuwaną
przepuklinę.
Widok
idącego Marka nie opuszczał mnie. Często rozmawiałam z mężem na jego temat i
wspólnie zastanawialiśmy się nad przyszłością dzieci, których życie nie
oszczędza. Jak wiele jest w Kołobrzegu dzieci, którym brak zaspokojenia
podstawowych potrzeb, począwszy od jedzenia, ubrania, tego co niezbędne do
szkoły, do zwykłej radości i poczucia bezpieczeństwa, prawdziwego domu i
miłości? Co je czeka? Jak sobie poradzą w przyszłości? Jakie będzie to nasze
następne pokolenie?
Pytań
rodziło się wiele, a serce nasze przepełniał ból i jednoczesne
pragnienie, by im pomóc. Modliliśmy się w tej sprawie do Boga, ufając
że On pokieruje nami właściwie. W niedługim czasie trafiliśmy do
dzielnicy baraków w naszym mieście. Prawdziwe skupisko dzieci i...
biedy. Tak, to jest to!
Wewnętrznie
byliśmy o tym przekonani, ale wygląd baraków (obłupany tynk, brudne,
gdzieniegdzie pomalowane ściany) i teren wokół nich (śmieci, butelki, fragmenty
starych mebli) nie były zachęcające. Tym bardziej nie wzbudzali zaufania
ludzie, którzy tam mieszkali. Ale pragnienie wyjścia do dzieci było silniejsze,
a wiara, że jest to Bożą wolą, wypierała obawy i lęk związany z tym, co
widzieliśmy.
Podwórkowy piknik
W
sierpniu 2001 roku zdecydowaliśmy się zorganizować tam podwórkowy piknik. Nie
wiedzieliśmy, czy dzieci zechcą przyjść, czy rodzice nie będą przeciwni, czy
poradzimy sobie i czy znajdą się na to środki.
Jednak
Pan Bóg widzi dalej niż my, i to wystarczy. Zarówno dzieci, jak i dorośli byli
otwarci i chętnie przyjmowali roznoszone przez nas zaproszenia. Choć działo się
to dwa lata temu, wciąż pamiętamy, jak w pierwszy dzień zaplanowanego cyklu
spotkań większość dzieci przyszła ładnie odświętnie ubrana (pomimo że zajęcia
odbywały się na pobliskim boisku). Dla nich było to rzeczywiście wydarzenie!
Ale nie tylko dla nich, dla nas samych również. W tym wszystkim widzieliśmy
Boże prowadzenie. Pomagało nam wiele osób. Jedna z sióstr ugotowała duży garnek
przepysznej zupy pomidorowej, inna zrobiła kanapki, ktoś upiekł ciasto,
przyniósł owoce.
Na
każdym ze spotkań była przekąska, zabawy, śpiewanie, a w tym wszystkim zwiastowanie
Boga, Jego dobroci i miłości.
Ciuchcia
Na
placu przed barakami zebrała się cała gromada dzieci. I o ile na pikniku nie
było niektórych, to żadne z nich nie opuściło przejażdżki ciuchcią [turystyczna
atrakcja Kołobrzegu – kolorowy pociąg na kółkach do zwiedzania miasta – red.].
Bardzo podekscytowane, ładnie ubrane, z czystymi rączkami, czekały, aż
przyjedzie „uliczny pociąg”. Gdy kierowca dał sygnał, że nadjeżdża, widać było
ogromną radość. Z piskiem radości wsiadały do kolorowych wagoników. Pięćdziesięciominutowa
podróż po ich rodzinnym mieście była dla nich prawdziwą przygodą.
Jesienne
refleksje
Lato
minęło nie wiadomo kiedy. Zaprzyjaźniliśmy się nie tylko z dziećmi, ale też z
niektórymi mieszkańcami baraków. Zbliżał się okres jesienno-zimowy. Nasza ulubiona
pora roku. Piękna złota polska jesień. Kolorowe dywany z opadłych liści, spokój
za oknem, a w domu odgłos strzelającego drzewa w rozpalonym kominku. Co jednak
z dziećmi, które większość swojego czasu spędzają na podwórku? Deszcz, wiatr,
krótkie jesienne dni. Co będą robiły, gdzie się podzieją? Nasuwały nam się
kolejne pytania.
Dzięki
Bogu, zbór posiada dobre warunki lokalowe. Jest duża sala, przestrzeń do zabaw i
wspólnego spędzania wolnego czasu.
Klub, założymy klub...
Klub „Arka Noego”
Tak
nazwaliśmy nasze comiesięczne spotkania nad kaplicą w okresie jesienno-zimowym.
Dzieci wiernie przychodzą w każdą ostatnią sobotę miesiąca. Nawet znalazły się
panie (mieszkanki baraków), które systematycznie z własnej woli przyprowadzają
gromadkę. Cudownie!
W
Klubie możemy wspólnie rozmawiać, bawić się, twórczo pracować, a dzięki pomocy
zborowników również coś ciepłego zjeść. Dobrze jest nam ze sobą. Poznajemy się
bliżej. I czy chcemy o tym słyszeć, czy nie, nasze przypuszczenia co do ich
sytuacji rodzinnej potwierdzają się. W wielu domach jest alkohol, przemoc,
agresja, narkotyki, brak środków do życia, a nawet - jak się dowiedzieliśmy
ostatnio - molestowanie seksualne najmłodszych. Dzieci są zaniedbane, mają
często trudności w nauce i w nawiązywaniu właściwych relacji ze swoimi
rówieśnikami. Przykład, jaki wynoszą ze swojego domu, jest przez nich powielany
i tak kształtuje się następne pokolenie.
Ale
Bogu dzięki, że ON jest źródłem miłości i poczucia prawdziwego bezpieczeństwa.
On daje nową szansę każdemu. Chcemy, by te dzieci to wiedziały. O takim Bogu
chcemy im mówić.
Wspólne
święta
Boże
Narodzenie i Wielkanoc świętujemy razem. Przychylność członków zboru a także
miejscowych piekarzy i hurtowników bardzo ułatwia nam organizowanie tego typu
spotkań. Otrzymujemy od nich praktyczną pomoc: darmowe wypieki, napoje,
naczynia jednorazowe, pomoc w zajęciach i opiece nad dziećmi,
„Gwiazdkowa
Niespodzianka” była tego przykładem. Co za radość dla dzieci! Ich uśmiech na
twarzy i zwykłe „dziękuję” było czymś tak pięknym. Być może niejedno z nich po
raz pierwszy w życiu otrzymało kartonik z prezentami?!
Starsza Pani
Starsza
Pani (tak ją niektórzy nazywają) ze środkowego baraku otworzyła drzwi swojego
domu dla Ewangelii! Coś cudownego, jak sama mówi, stało się w jej sercu. Nie znamy
jej życia, ale szczątkowe wypowiedzi dają podstawę, by twierdzić, iż było ono
bardzo ciężkie, trudne, pełne bólu i łez, desperackich czynów i ... alkoholu.
Może kiedyś dowiemy się czegoś więcej o niej? Cokolwiek by to nie było, jednak
dziś wiemy jedno - Starsza Pani oddała swoje życie Bogu. Wspaniale! Dzięki temu
drzwi jej mieszkania są otwarte dla nas. Pan Bóg zatroszczył się o miejsce,
gdzie będziemy mogli zbierać się, by modlić się, śpiewać o Stwórcy i rozmawiać,
śmiać się, cieszyć się sobą i dzielić niepowodzeniami. JEST MIEJSCE !!!
W
maju 2001 roku Starsza Pani przyjęła chrzest wiary. Dziś jest siostrą w
Chrystusie. Wraz z nią to samo uczynił jeden z uczestników naszych spotkań –
Marcin. A w grudniu 2002 roku swoje życie powierzyła Bogu mama Marcina. Dobry
Bóg zmienia ich życie. Uczy i uwalnia z tego, co ich wiązało. Dziś mogą być
światłem dla innych. Nie spodziewaliśmy się takiej reakcji ze strony dorosłych,
ale cieszymy się, że możemy oglądać w nich owoc pracy Ducha Świętego.
Krok
po kroku
Jesteśmy
wdzięczni naszemu Stwórcy – Inspiratorowi i Dawcy tego, co potrzebne do
wykonania zleconego dzieła, że pozwala nam widzieć efekty. Dziś, z perspektywy
czasu, dostrzegamy wyraźnie Boże błogosławieństwo i prowadzenie. Krok po kroku
Bóg usuwał bariery, czy to w nas samych (wewnętrzne obawy, lęk przed nie
budzącymi zaufania ludźmi), czy też na zewnątrz. Nie potrafimy opisać naszej
wdzięczności Bogu.
Prosimy Was o modlitwy. Potrzebujemy nowych sił,
pomysłów i środków, aby dalej nieść tym ludziom Dobrą Nowinę o zbawieniu w
Jezusie Chrystusie. ■
PS.
Marek, którym Bóg posłużył się, abyśmy zainteresowali się dziećmi z baraków,
znalazł się w zakładzie poprawczym. Spędził tam rok. Dziś jest w domu...
[Zbyszek
Babicz jest członkiem Rady Starszych zboru w Kołobrzegu. Służy również swoim
talentem plastycznym i grą na gitarze. Oboje śpiewają w grupie uwielbieniowej,
pracują wśród dzieci – red.]
Copyright
© Słowo
i Życie 2003