numer 4/2002
SEN MARII
Józefie, posłuchaj, miałam sen. Nie rozumiem go. Nie jestem pewna,
ale myślę, że chodziło o celebrowanie urodzin naszego Syna. Myślę, że śniło
mi się właśnie o tym.
Wyobraź sobie, że ludzie przygotowywali się do tego około 6 tygodni. Dekorowali
domy i kupowali nowe ubrania. Wiele razy chodzili na zakupy i kupowali wyszukane
prezenty. Dziwne tylko, że prezenty nie były dla naszego Syna. Pakowali je
w piękny papier, wiązali śliczne kokardki i kładli pod drzewkiem. Tak, Józefie,
w ich domach była choinka. Oni ją też przyozdabiali. Gałązki były pełne jarzących
się bombek i lśniących ozdób. Na wierzchołku była figurka - myślę, że przedstawiała
anioła.
Och, Józefie, to było piękne. Każdy był uśmiechnięty i szczęśliwy. Wszyscy
ekscytowali się prezentami. Ale oni obdarowywali siebie nawzajem, nie naszego
Syna. Nie sądzę, by w ogóle znali Go kiedykolwiek. Oni nawet nie wspominali
Jego imienia.
Czy to nie dziwne, tyle zachodu dla świętowania urodzin kogoś, kogo się nawet
nie zna? Miałam przedziwne uczucie, że gdyby nasz Syn poszedł na te Urodziny,
przeszkadzałby im. Wszystko było tak śliczne i każdy był radosny, a mnie
chciało się płakać. Jakie to przykre dla Jezusa – być niechcianym na swoim
przyjęciu urodzinowym!
Cieszę się, że to tylko sen. Byłoby straszne, Józefie, gdyby się sprawdził...
© Copyright 1986 Bethany Farms
|