numer 3/2002
Copyright
© Słowo
i Życie 2002
„Święci uśmiechnięci”
czyli WKB w Bielsku Podlaskim
Napisać o Wakacyjnym Klubie Biblijnym w Bielsku Podlaskim? To znaczy, o
czym? O programie? O dzieciach, które przychodziły? O osobach, które prowadziły
zajęcia i które poznałam dzięki WKB? A może o znajomych, których przez ten
tydzień poznałam trochę lepiej? Czy raczej o atmosferze, jaka panowała podczas
klubu? O moich emocjach? O radości i zaskoczeniu, kiedy Gosia z najstarszej
grupy zapytała mnie: „Czy ty jesteś święta, bo ciągle chodzisz uśmiechnięta?”.
Wszystkie te elementy tworzą w moim sercu obraz WKB dla dzieci w Bielsku Podlaskim
w dniach 20-24 sierpnia 2002.
Dzieci były zaproszone na godz. 10. My, czyli około 20-osobowa kadra,
przybywaliśmy już o 8:15 (później dołączało jeszcze kilkoro śpiochów). Poranna
kawa, wspólne wielbienie Boga, czytanie Słowa Bożego i dzielenie się przemyśleniami,
modlitwa w dwójkach: o WKB i siebie nawzajem. Próba dramy, ćwiczenie refrenów.
Od około 9:30 witanie dzieci i organizowanie zabaw, na zewnątrz –
przed kaplicą. Jak to zwykle bywa na WKB, pierwszego dnia dzieci przyszły
na wyznaczoną godzinę – około 10:00, ale z każdym kolejnym dniem zjawiały
się coraz wcześniej. W piątek kilkoro z nich już przed ósmą siedziało na schodach
kaplicy.
Ten Wakacyjny Klub Biblijny miał dość typowy program: na początku
gry i zabawy. Potem wspólny program na dużej sali – śpiew, odcinek „Osiedlowego
ZOO”, dialog kukiełkowy – Zosi i Filipa. Następnie podział na trzy grupy wiekowe
- lekcje biblijne, zajęcia plastyczne, posiłek w postaci słodkiej bułki i
picia. Na zakończenie znów gry i zabawy na podwórku. Spędzaliśmy z dziećmi
3-4 godziny dziennie. Dzieci rozchodziły się (niezbyt chętnie) do domów,
a my pracowaliśmy dalej: podsumowywaliśmy dzień i przygotowywaliśmy się na
następny, modliliśmy się o całą akcję, ćwiczyliśmy dramy i piosenki.
W środę i czwartek pojechaliśmy po południu do Starowsi, z podobnym
jak w Bielsku programem. Miesiąc wcześniej było tam WKB, zorganizowane przez
Świat Dziecka, dzieci znały już piosenki i chętnie przychodziły. Okazało się,
że w tej małej wsi jest około dwadzieściorga dzieci, większość z nich spędzała
tam – u swoich dziadków – wakacje.
Kościół Zborów Chrystusowych w Bielsku Podlaskim systematycznie od
kilku już lat organizuje WKB. Rokrocznie zjawia się ponad 100 dzieci. Kadra
tegorocznego WKB była bardzo różnorodna – trzon stanowiły osoby z Bielska
(ze zboru naszego i baptystycznego – byli tak zgrani, że do końca nie rozróżniałam,
kto jest skąd), a wspierały je osoby z Hajnówki, Siemiatycz, Białegostoku,
Warszawy, a nawet Wałbrzycha. Rozpiętość wieku osób zaangażowanych w WKB –
na oko jakieś 50 lat. Różne też były nasze odpowiedzialności: przywożenie
bułeczek z samego rana, praca w kuchni, prowadzenie lekcji biblijnych, troszczenie
się o porządek w czasie zajęć (uciszanie, przesadzanie, a czasem siadanie
obok dzieci, którym trudno było się skupić), granie na pianinie, trąbce, gitarze,
flecie poprzecznym (dzięki temu śpiew był ważnym i chyba bardzo lubianym
elementem programu), prowadzenie śpiewu. „Aktorzy” codziennie prezentowali
nowy odcinek „Osiedlowego ZOO”, co było wprowadzeniem do lekcji biblijnych.
Ktoś prowadził program na dużej sali. Zapewne byłoby to niemożliwe, gdyby
wcześniej dzieci nie wyhasały się i nie zmęczyły na grach i zabawach, prowadzonych
przez wujków i ciocie, mających talenty sportowe. Ktoś uczył dzieci wersetu
z Biblii. Ktoś reżyserował dramy. Ktoś sprzątał. Duża grupa była zaangażowana
w różne dramy, przedstawiane w Starowsi. W tygodniu poprzedzającym WKB spora
grupa przygotowywała wesołe, kolorowe dekoracje. No i był głównodowodzący
– Andrzej Jakoniuk. Trzeba chyba byłoby wymienić też żony i mężów, tudzież
rodziców osób pracujących na WKB, którzy umożliwili im uczestniczenie w tej
akcji. Ktoś jeszcze robił zdjęcia, ktoś filmował - wydarzenia te zostały utrwalone
nie tylko w pamięci uczestników. Muszę jeszcze wspomnieć uczynnych kierowców,
którzy rozwozili nas do domów, kiedy późną porą kończyliśmy przygotowania
do następnego dnia. Wymieniam te wszystkie funkcje, bo zadziwia mnie, jak
wiele osób pracuje na takie wydarzenie. Większość z nich nie jest widoczna,
a przecież każdy jest ważny, bo robiąc coś osobiście lub umożliwiając działanie
drugiej osobie, albo modląc się o to, przykłada rękę do głoszenia Ewangelii.
Dla mnie osobiście był to czas łaski, przypływu energii, radości
życia, budowania relacji z Bogiem i drugim człowiekiem, uczenia się od innych
i też dawania z siebie tego, co najlepsze. To było miejsce dla mnie na ten
sierpniowy tydzień. I mam nadzieję, że w przyszłym roku też uda mi się tam
być. Do zobaczenia.
DOROTA HURY
Copyright
© Słowo
i Życie 2002
|