numer 3/2002
Copyright
© Słowo
i Życie 2002
NA DWORCU
Wakacje. Czas podróży, radości i nadziei na piękne przygody. Dzisiaj kolejny
wyjazd mojej córki. 8:15 – pociąg do Szczecina. Obie jesteśmy z tych, co na
dworzec przychodzą godzinę wcześniej. Każda z nas musi wszystko sprawdzić.
Moja córka idzie radosna, jedzie pomagać przy Wakacyjnym Klubie Biblijnym:
dzieci, radość, Pan Jezus, nadzieja...
Stoimy w wielkiej hali kasowej. Czekamy, aż na ogromnej tablicy pojawi się
informacja o jej pociągu - dowiemy się, z którego peronu odjeżdża. Nagle ktoś
zakłóca nasz nastrój. Dziewczyna, niewiele starsza od mojej córki. Jest zapłakana,
roztrzęsiona i z trudem łapiąca powietrze. Po jej czole spływają ogromne
krople potu, choć poranek raczej rześki, w oczach tańczą łzy. Podchodzi do
nas: - Proszę pani, proszę... Na peronie... czekałam... chyba usnęłam... Okradli
mnie... Nie mam biletu - ledwo rozumiem, co mówi. - Muszę uzbierać na bilet.
Każdy grosz. Zabrali mi bilet i pieniądze. Do Wrocławia...
Uwierzyć jej? Wiem, ile kosztuje taki bilet. Mam takie pieniądze. Ale wczoraj,
z powodu niedoborów finansowych, zmniejszyłam swojej córce kieszonkowe na
ten wyjazd. Przyjęła to, owszem, ze zrozumieniem, ale co teraz powie, jeśli
dam pieniądze tej dziewczynie? Wiem, co to brak pieniędzy, choć nigdy nie
znalazłam się w obcym mieście bez grosza i kogoś życzliwego. Myśli biegną
szybko. Zabraknie mi na życie. Co powie moja córka? Stoi obok, czuję, że przygląda
się bacznie.
Panie Jezu?! „Kto ma dwie suknie, niech jedną odda”. No tak... Wyjmuję banknot,
podaję dziewczynie, która robi się jeszcze bledsza: - To bardzo dużo pieniędzy
- ledwie słyszę jej szept. - Ja to pani odeślę może jakoś? – jąka się ze łzami,
choć widzę, że nie będzie miała z czego oddać. - Nie, to dla ciebie, z Panem
Bogiem – mówię.
Zgarbiona odchodzi, ale tylko kilka kroków. Staje na środku hali dworca
i tam płacze naprawdę. Wciąż nie może uwierzyć, że ma te pieniądze...
A ja? Boję się spojrzeć w oczy mojemu dziecku. - Urosłaś w moich oczach.
Jesteś dzielna. Jestem z ciebie dumna – słyszę po chwili. Jakby wczorajsza
rozmowa o zmniejszeniu kieszonkowego w ogóle się nie zdarzyła. Ona cieszy
się, że dziewczyna może kupić sobie bilet. Jest wzruszona i szczęśliwa, i
chyba jeszcze bardziej chce jechać na WKB. W jej oczach pali się światełko,
które tak bardzo lubię: radość, świadomość Bożej opieki i poczucie bezpieczeństwa
zakotwiczone w najlepszej osobie – Panu Bogu. Cokolwiek się zdarzy, Panu Bogu
nic nie wymyka się spod kontroli.
Na peronie przytula się do mnie: - Wiesz, ona płakała na środku hali, a
ja stałam obok ciebie i też płakałam, z radości...
D.W.
Copyright © Słowo i Życie 2002
|