Czasopismo Słowo i Życie - strona główna
numer 3/2002

Copyright © Słowo i Życie 2002

Jak cebula

Shrek* tłumaczył Osiołkowi, że ogry są jak cebula. Zadowolony Osiołek oświadczył, że owszem, bo cebula też śmierdzi. Ale Shrekowi chodziło o to, że ogry - tak jak cebula - mają warstwy. Każde porównanie ma swoje granice i trzeba podchodzić do niego ze zdrowym rozsądkiem.

Jednym z porównań relacji człowiek – Bóg jest obraz małżeństwa. O relacji z Bogiem wiem co nieco. Mam jakieś doświadczenia własne i słyszałam sporo na ten temat od innych. Jeśli chodzi o małżeństwo, to - póki co - nie znam tego z autopsji, ale jestem bacznym obserwatorem, bo to temat interesujący. Znam sporo małżeństw, od tego najbliższego - mych rodziców, przez wujostwa, dziadków, pary małżeńskie ze zboru, aż w końcu znajomych - dalszych i bliższych. Co ciekawe, niektóre osoby, które teraz są w związku małżeńskim, znałam jako „singli”, a nawet oglądałam na ślubnym kobiercu i byłam świadkiem ich ślubowania.

Jestem przekonana, że relacje w ogóle to jedna z tych najważniejszych w świecie spraw, a relacja między mężem a żoną to z kolei najwyższy stopień bliskości.

Tak więc niedawno myślałam o tym, co wynika z porównania relacji człowieka z Bogiem do relacji małżeńskiej. Pomyślałam, że małżeństwo istotnie jest takim wyjątkowym związkiem, który jest oficjalny i wiadomy wszystkim wokół, ale w pewnych sferach (a może przede wszystkim) dotyczy tylko tych dwojga. Może to jest wskazówka dla relacji między Bogiem a mną? Może powinnam zabiegać o taką bliskość, o taki rodzaj relacji, w której uczestniczy tylko Bóg i ja? To oznacza, że są pewne sprawy, które nie wychodzą poza wiedzę Boga i moją. To oznacza również, że nie mogę wpychać nosa w pewne sprawy z życia moich sióstr i braci w Chrystusie - to rzecz między każdym z nich a Bogiem.  Ach... no... ale nie możemy tolerować grzechu! Amen. Nie powinniśmy tolerować grzechu, tak jak nie powinniśmy również patrzeć bezczynnie jak mąż bije żonę (albo odwrotnie), chociaż to jest małżeństwo i niejako to ich prywatna sprawa. Jeśli w takich intymnych relacjach dzieje się coś niedobrego, to potrzebna jest ingerencja osób trzecich.

Myślę jednak o czym innym. Wydaje mi się, że czasem potrafię „zakleszczyć się” - żyć tak, jak oczekują tego ode mnie rodzice, przyjaciele, bracia i siostry ze zboru. I tylko tyle – żyję sobie „poprawnie”, ale moja relacja z Bogiem jest zupełnie drętwa. Chyba można sprawiać wrażenie „szczęśliwego” małżeństwa – przez jakiś czas, zachowując się wśród ludzi jak przykładny mąż i żona. Podobnie można grać „szczęśliwego wierzącego”, zachowując się jak „standardowy” chrześcijanin. I chociaż można oszukać otoczenie i robić wrażenie kochających się małżonków czy człowieka oddanego Bogu, to jednak strony tej relacji dobrze wiedzą, jak jest naprawdę. Bóg patrzy na serce. Najważniejsze jest nie to, co widać, ale to, co naprawdę dzieje się między mężem i żoną, między Bogiem a człowiekiem.

Chciałabym kochać Boga i dbać o swoją relację z Nim nie tak, aby podobać się innym, ale by była ona autentyczna, tak prawdziwie żywa. To jest dla mnie trudne i dziwne, bo przecież Bóg jest Duchem, a jednak – jak mówi Biblia - zależy Mu na relacji ze mną.

A kiedyś może przyjdzie mi również dbać o relację z moim mężem. Ponoć każda sprawa ma swój czas.
A ogry są jak cebula.

DOROTA HURY
* Przed lekturą zalecane obejrzenie filmu „Shrek”

Copyright © Słowo i Życie 2002
Słowo i Życie nr 3/2002