Słowo i Życie - strona główna
numer wiosna 2001

Copyright
© Słowo i Życie 2001

CÓŻ TO JEST PRAWDA?

"Cóż to jest prawda?" - zapytał Jezusa cyniczny rzymski prokurator, po czym odwrócił się i ponownie zaproponował Żydom, że uwolni Jezusa (J. 18,38-39). Piłat nie oczekiwał odpowiedzi na to pytanie. Albo więc nie rozumiał, albo nie przyjmował do wiadomości tego, co mówił Chrystus. Gdyby było inaczej, nie odwróciłby się od Niego. 

Jezus wygłaszał odważne i niezwykłe twierdzenia. Mówił, że On i Ojciec są jedno, że po swej męczeńskiej śmierci zmartwychwstanie, że posiada wszelką chwałę i moc, że każdy, kto w Niego wierzy, będzie żyć wiecznie. Powiedział też o sobie: "Ja jestem droga, prawda i życie" (J. 14,6).

Ktoś stwierdził, że Jezus - wypowiadając takie słowa - musiał być albo świetnym oszustem, albo skończonym szaleńcem, albo... mówił prawdę.
Gdyby Jezus był oszustem lub szaleńcem, z garstki rybaków nie powstałby Kościół i nie rozprzestrzeniłby się na cały świat. Gdyby Jezus nie mówił prawdy, Jego nauka nie miałaby tak ogromnego wpływu na całą ziemską cywilizację. Gdyby Jezus nie był Tym, za kogo się podawał, zmartwychwstanie nie byłoby faktem. Rozważając wszystkie dowody, bez założenia że zmartwychwstanie jest niemożliwe, staje się oczywiste, że Jezus Chrystus naprawdę zmartwychwstał. Właśnie zmartwychwstanie jest najdobitniejszym potwierdzeniem, że Jezus mówił prawdę. Ale Jego stwierdzenie: "Ja jestem prawdą", kryje w sobie znacznie więcej. 

Próbując najkrócej i najprościej zdefiniować prawdę, można powiedzieć, że prawda to rzeczywistość, a zatem Chrystus jest rzeczywistością i to jedyną pełną rzeczywistością. Jezus wyraźnie wskazywał, że poza Nim nie ma prawdy, poza Nim wszystko jest ułudą, kłamstwem, śmiercią. Tym, co naprawdę JEST, od którego wszystko bierze swój początek, jest Bóg, Jezus Chrystus. Wszystko inne przemija i zanika, jest czasowe, jest tylko cieniem: "Wszystko to są tylko cienie rzeczy przyszłych; rzeczywistością natomiast jest Chrystus" (Kol. 2,13-17). Trudno to zaakceptować w naszym ludzkim świecie, gdy coraz modniejsze staje się twierdzenie, że prawdą jest to, co jest prawdą dla konkretnego człowieka,  co jemu przynosi satysfakcję i przyjemność, co się sprawdza, co jest wymierne. A zatem nie ma jednej prawdy, każdy ma swoją prawdę na własny użytek. Wszystko jest względne. Nie ma więc i dobra, i zła, nie ma sprawiedliwości, wszystko jest kwestią przypadku. 

Świat coraz częściej cynicznie, i nie oczekując odpowiedzi, stawia pytanie: Cóż to jest prawda? Czasem i chrześcijanie dają się ponieść tej modzie. Zapominamy, czym jest Kościół, kim my jesteśmy, kim jest Chrystus, a dajemy się wciągnąć w walkę o nieistotne szczegóły. Czasem, zamiast obwieszczać światu Prawdę, pozwalamy, aby to świat narzucił nam swój sposób myślenia. Mówimy, że trzeba chodzić twardo po ziemi, a wiara, jaką mieli apostołowie, wydaje się nam nieosiągalna, niemożliwa do zastosowania, nie do pogodzenia z rzeczywistością. Zapominamy, że wiara jest ufnością w to, czego nie widzimy i nie możemy dotknąć, a co jest prawdziwsze od tego, co rejestrują nasze zmysły. Wiele religii nadawało swoim bogom ludzkie, ziemskie cechy, próbując ich wyobrazić. Tymczasem  Bóg - jedyny i prawdziwy Bóg, objawiając się Mojżeszowi, powiedział po prostu: "Jestem, który jestem" (II M. 3,14), bo w fizycznym świecie nie ma niczego, do czego On mógłby się porównać. Tylko On JEST, a wszystko inne to  tylko cień. Dokładnie to samo powiedział o sobie Jezus: "...pierwej niż Abraham był, Jam jest" (J. 8,58). I nie jest to błąd gramatyczny. To nie jest stwierdzenie typu: "jestem obecny" - jak uczeń w ławce. Gdyby tak było, Żydzi nie chwyciliby za kamienie, a raczej by Go wyśmiali. Tym powiedzeniem Jezus stwierdza, że On jest Jahwe - absolutną, totalną rzeczywistością. 

Jezus Chrystus pokonał wszelkie zło. On odkupił ludzkość od grzechu. Każdy, kto w Niego uwierzy, zaczyna żyć w prawdzie. Jezus wiedział, że ludzie nie są wolni, są  uzależnieni od swych słabości, od zmysłowości. Dlatego powiedział: "I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi" (J. 8,32). Poznając Chrystusa stajemy się dziećmi Bożymi, dziećmi Prawdy, synami Króla, dziedzicami wszechświata. Bóg staje się naszym kochającym Ojcem. I to jest rzeczywistość, a nie marzenie, nie fikcja. To jest prawda. Kościół nie jest klubem miłośników Biblii, nie jest to towarzystwo wzajemnej pomocy. Kościół to rodzina, to społeczność, która żyje tą cudowną rzeczywistością. Zna i ma za swoją Głowę - Tego, który jest Doskonałością, Miłością i Prawdą. Jako chrześcijanie nie musimy więc zazdrościć światu jego bogactw. Do nas należy wszechświat, nie musimy ani  się bać, ani wstydzić się naszej wiary, jako sprzecznej z nauką i naiwnej. Nasza wiara opiera się na faktach i jest mocno osadzona w rzeczywistości. Możemy być pewni, możemy śmiało stawić czoła przeciwnościom i rozgłaszać wszędzie, że Jezus jest Prawdą.

Jezus Chrystus - zwycięzca, władca wszechświata, mający całą władzę, wiedzę i autorytet, moc, bogactwo i życie. Wielki i wspaniały. Przed Nim wszystko drży i pada na kolana. Ten Jezus czyni rzecz niezwykłą: daje to wszystko nam, zwykłym śmiertelnikom, którzy w Niego wierzą. Daje to swemu Kościołowi, niedoskonałemu Kościołowi. Mało tego -chce udział w tym ofiarować każdemu człowiekowi. Nie jest zazdrosnym bogaczem, sknerowatym imperatorem wszechświata. Jest dobry i hojny, nie trzyma kurczowo swego dziedzictwa, dzieli się z każdym, kto o to prosi, wręcz prosi, by Go o to prosić.
Nie chce nikogo do tego zmuszać, ani nie robi tego, aby cokolwiek udowodnić. Po prostu On taki jest. Nie znaczy to, że jest pobłażliwy. Jest gotowy karać tych wszystkich, którzy chcą Mu przeszkodzić w tym obdarowywaniu. Czasem trudno jest nam zaakceptować prawdę o tak wspaniałym Bogu. Patrzymy na świat pełen cierpienia i pytamy, gdzie jest Bóg? I choć trudno w to czasem uwierzyć - On wie o każdym naszym cierpieniu i współczuje nam w każdym bólu. 

Nawet nam, chrześcijanom, czasem trudno jest zaakceptować wielką szczodrość Boga. Próbujemy zasłużyć sobie na Jego względy, czujemy się niegodni Jego miłości. Wydaje się nam, że możemy być w tłumie zbawionych, ale czy to możliwe, by Jezus osobiście zwrócił się do nas po imieniu i powiedział: "Oto wszystko moje jest twoim"? Nie zgadzam się z poglądem, że udziałem chrześcijan są tylko rzeczy miłe, tylko błogosławieństwa. To byłoby wypaczenie Ewangelii. Jednak w naszym kraju, w naszej kulturze chyba częściej zdarza się nam myśleć w kategoriach, że chrześcijaństwo oznacza udręczone życie, a błogosławieństwo jest czymś rzadkim, wyjątkowym. 

Biblia mówi też o Jezusie, że jest On sługą. Czy o wszechmogącym, potężnym, sprawiedliwym Bogu można myśleć jako o pełnym pokory słudze, który nie tylko służył Ojcu, lecz chce służyć każdemu z nas? Przecież to my mamy służyć Jemu. Tak, to jest część prawdy. Ale jak my możemy Jemu służyć, jeśli my nic nie mamy? Nic, co moglibyśmy Mu dać? Jesteśmy jak syn marnotrawny: brudni, odrapani, wygłodzeni, słabi; mówimy: "Nie jestem godzien zwać się Twoim dzieckiem, pozwól mi choć służyć Ci". A On - miłujący Ojciec - mówi: "Ty jesteś dzieckiem moim umiłowanym, oto daję ci, co mam najlepszego..."
Całkiem niedawno na nowo uświadomiłem sobie, że Bóg usługuje nie tyle całej ludzkości, co mnie osobiście. Wciąż zdumiewa mnie to. Staje mi przed oczyma opis  Ostatniej Wieczerzy, którą Pan Jezus spożył ze swoimi uczniami (J. 13,1-15 i Łuk. 22, 24-27). Oto uczniowie po trzech latach intensywnego, trwającego 24 godziny na dobę, kursu uczniostwa. Tyle słyszeli o prawdzie, pokorze, miłości. Mieli być filarami Kościoła, a tymczasem "powstał też spór między nimi o to, kto z nich ma uchodzić za największego" (Łuk. 22,24). Kłócą się, który z nich jest najważniejszy. Na miejscu Jezusa chyba bym się załamał. Zwyczaj nakazywał, aby przed wieczerzą paschalną słudzy obmyli gościom nogi. Czynność mycia nóg była tak uwłaczająca, że sługę będącego Hebrajczykiem zwalniano z tego obowiązku. Ale tu nie było sług. I nagle Jezus bierze miednicę i zaczyna umywać im nogi. On, Mesjasz, Król królów i Pan panów, Nauczyciel, syn Boży umywa im nogi jak niewolnik, jak pogański sługa. Jezus nie beształ uczniów, nie denerwował się na nich. On dał im przykład. Jeszcze raz wyparł się samego siebie i pokazał, czym jest prawdziwa wielkość. To była niezwykła lekcja. Piotr, gdy przyszła kolej na mycie jego nóg, wpadł w panikę: "Panie, Ty miałbyś umywać nogi moje? Przenigdy nie będziesz umywał nóg moich!" (J. 13,6 i 8). Czy był zbyt dumny, czy zbyt zawstydzony? Wtedy Jezus powiedział mu, że jeśli nie pozwoli, by On mu usłużył, nie wejdzie do Bożego Królestwa. A wtedy Piotr wpadł w drugą skrajność: "Panie, nie tylko nogi moje, lecz i ręce, i głowę" (J. 13,9). A Jezus wytłumaczył mu, że nie chodzi o zwykłe obmycie...

Oto wspaniała lekcja pokory i miłości, wyjaśniająca na czym polega prawdziwa wielkość i rzeczywiste przywództwo. Do takiej postawy  jesteśmy zachęcani: "Takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie Jezusie, który chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom; a okazawszy się z postawy człowiekiem, uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej" (Flp. 2,5-8). Jezus Chrystus wyparł się samego siebie, stał się człowiekiem, sługą w pełnym znaczeniu tego słowa i uniżył się do tego stopnia, że zamiast nas umarł okrutną, hańbiącą, męczeńską śmiercią, abyśmy my mogli żyć. 

Jezus to Pan, który usługuje, poświęca się, który daje samego Siebie. Ale jeśli nie przyjmiemy Jego daru, jeśli nie pozwolimy, by On nam usługiwał, by nas obdarowywał - nie wejdziemy do Jego Królestwa. Dotyczy to przede wszystkim Jego przebaczenia. Jeśli odrzucamy Chrystusa lub z jakichś powodów nie przyjmujemy Jego przebaczenia - bo może uważamy, że nie potrzebujemy Jego łaski lub wręcz przeciwnie nie czujemy się godni - nie będziemy mieli z Nim społeczności. Nie dlatego, że On nie chce, lecz dlatego, że my nie chcemy.  Ale może to dotyczyć innych rzeczy: uwolnienia z nałogów, przyjęcia darów Ducha Świętego, uzdrowienia fizycznego, uzdrowienia relacji, błogosławieństwa finansowego. Bóg chce nas obdarować tym, czego najbardziej nam potrzeba. Przede wszystkim chce dać nam samego siebie przez Ducha Świętego. On zna nasze rzeczywiste potrzeby. 

To prawda, że Jezus jest Panem wszechświata, Bogiem i człowiekiem, ale prawdą jest też, że jest naszym przyjacielem, jest sługą. To prawda, że mamy służyć Bogu i sobie nawzajem, ale i to jest prawdą, że najpierw jesteśmy Jego ukochanymi dziećmi, braćmi, współdziedzicami Chrystusa, braćmi i siostrami dla siebie nawzajem, a nasza służba ma wypływać nie z obowiązku czy strachu, lecz z miłości i wdzięczności.

Prawdą jest też, że bycie chrześcijaninem oznacza walkę, trud, często cierpienie, ofiarowanie całego naszego życia, ale jest to możliwe tylko dzięki ofierze Jezusa Chrystusa.
Tylko wtedy jesteśmy w stanie służyć Bogu, cierpieć i znosić trud duchowych zmagań, gdy zostaniemy przez Niego wyposażeni, ubłogosławieni, przyobleczeni Jego mocą, bogactwem, autorytetem, świętością i sprawiedliwością.
On ma dla nas największy dar - samego Siebie. I to w pełni obfitości, z wszelką mocą i autorytetem, z pewnością zwycięstwa, z pełnią błogosławieństwa.
Czy możemy wyobrazić sobie ból rodziców, gdy ich ukochane dziecko nie chce przyjąć opieki, pomocy i wspaniałych prezentów, którymi oni chcą je obdarzyć?
Nasz Ojciec też cierpi, gdy odrzucamy Jego dary. Czasem dlatego, że uważamy, iż nie zasługujemy na nie. Ale przecież nie za zasługi On je nam daje, ale z łaski. Czasem wydaje się nam, że sami sobie poradzimy i zachowujemy się jak tonący, który odrzuca koło ratunkowe, by za wszelką cenę udowodnić, że umie pływać. 
Czasem w swej gorliwości mówimy: muszę być dobry, muszę służyć, muszę Go uwielbiać... I szczerze staramy się tak bardzo, tak bardzo zaciskamy z wysiłku pięści, że nie jesteśmy w stanie już nic przyjąć od Boga.

Jezus jest Prawdą. On chce nam, jako Kościołowi i każdemu z osobna, usługiwać, obdarowując nas swoimi darami. Ten wielki i wspaniały Król chce nam usługiwać. Pozwólmy Mu na to. Nie bójmy się, że On i Jego chwała ucierpią na tym, że Jego dostojeństwo dozna uszczerbku - to nasze błędne wyobrażenia wielkości. Biblia mówi, że ten wielki Król chce dziś dotknąć, pomóc, usłużyć każdemu z nas. 

Nie wiem, jakie są Twoje potrzeby - ale On wie. Może potrzebujesz przebaczenia grzechów - On chce i może Ci je przebaczyć. Może nigdy Go nie poznałeś - On chce się dziś z Tobą spotkać. Może chce Cię z czegoś uwolnić, uzdrowić? Może ochrzcić Duchem Świętym lub wyposażyć do służby, może dać Ci wspaniałe powołanie, może pomóc wyjść z jakichś problemów lub pobłogosławić materialnie? A może chce skarcić, napomnieć - to też jest błogosławieństwo: to znaczy, że nas kocha i traktuje jak córkę lub syna.
 Nie wiem, jakie są Twoje potrzeby, ale wiem, że ON chce, abyś zwrócił się w Jego stronę i pozwolił, aby On dotknął się Twego życia - może to oznaczać różne rzeczy. Jakie? To wie ON i Ty wiesz.

 MARCIN BELUCH

Copyright © Słowo i Życie 2001
Słowo i Życie nr 1/2001