CÓŻ TO JEST PRAWDA?
"Cóż to jest prawda?" - zapytał Jezusa cyniczny rzymski prokurator,
po czym odwrócił się i ponownie zaproponował Żydom, że uwolni Jezusa (J.
18,38-39). Piłat nie oczekiwał odpowiedzi na to pytanie. Albo więc nie
rozumiał, albo nie przyjmował do wiadomości tego, co mówił Chrystus. Gdyby
było inaczej, nie odwróciłby się od Niego.
Jezus wygłaszał odważne i niezwykłe twierdzenia. Mówił, że On i Ojciec
są jedno, że po swej męczeńskiej śmierci zmartwychwstanie, że posiada wszelką
chwałę i moc, że każdy, kto w Niego wierzy, będzie żyć wiecznie. Powiedział
też o sobie: "Ja jestem droga, prawda i życie" (J. 14,6).
Ktoś stwierdził, że Jezus - wypowiadając takie słowa - musiał być albo
świetnym oszustem, albo skończonym szaleńcem, albo... mówił prawdę.
Gdyby Jezus był oszustem lub szaleńcem, z garstki rybaków nie powstałby
Kościół i nie rozprzestrzeniłby się na cały świat. Gdyby Jezus nie mówił
prawdy, Jego nauka nie miałaby tak ogromnego wpływu na całą ziemską cywilizację.
Gdyby Jezus nie był Tym, za kogo się podawał, zmartwychwstanie nie byłoby
faktem. Rozważając wszystkie dowody, bez założenia że zmartwychwstanie
jest niemożliwe, staje się oczywiste, że Jezus Chrystus naprawdę zmartwychwstał.
Właśnie zmartwychwstanie jest najdobitniejszym potwierdzeniem, że Jezus
mówił prawdę. Ale Jego stwierdzenie: "Ja jestem prawdą", kryje w sobie
znacznie więcej.
Próbując najkrócej i najprościej zdefiniować prawdę, można powiedzieć,
że prawda to rzeczywistość, a zatem Chrystus jest rzeczywistością i to
jedyną pełną rzeczywistością. Jezus wyraźnie wskazywał, że poza Nim nie
ma prawdy, poza Nim wszystko jest ułudą, kłamstwem, śmiercią. Tym, co naprawdę
JEST, od którego wszystko bierze swój początek, jest Bóg, Jezus Chrystus.
Wszystko inne przemija i zanika, jest czasowe, jest tylko cieniem: "Wszystko
to są tylko cienie rzeczy przyszłych; rzeczywistością natomiast jest Chrystus"
(Kol. 2,13-17). Trudno to zaakceptować w naszym ludzkim świecie, gdy coraz
modniejsze staje się twierdzenie, że prawdą jest to, co jest prawdą dla
konkretnego człowieka, co jemu przynosi satysfakcję i przyjemność,
co się sprawdza, co jest wymierne. A zatem nie ma jednej prawdy, każdy
ma swoją prawdę na własny użytek. Wszystko jest względne. Nie ma więc i
dobra, i zła, nie ma sprawiedliwości, wszystko jest kwestią przypadku.
Świat coraz częściej cynicznie, i nie oczekując odpowiedzi, stawia pytanie:
Cóż to jest prawda? Czasem i chrześcijanie dają się ponieść tej modzie.
Zapominamy, czym jest Kościół, kim my jesteśmy, kim jest Chrystus, a dajemy
się wciągnąć w walkę o nieistotne szczegóły. Czasem, zamiast obwieszczać
światu Prawdę, pozwalamy, aby to świat narzucił nam swój sposób myślenia.
Mówimy, że trzeba chodzić twardo po ziemi, a wiara, jaką mieli apostołowie,
wydaje się nam nieosiągalna, niemożliwa do zastosowania, nie do pogodzenia
z rzeczywistością. Zapominamy, że wiara jest ufnością w to, czego nie widzimy
i nie możemy dotknąć, a co jest prawdziwsze od tego, co rejestrują nasze
zmysły. Wiele religii nadawało swoim bogom ludzkie, ziemskie cechy, próbując
ich wyobrazić. Tymczasem Bóg - jedyny i prawdziwy Bóg, objawiając
się Mojżeszowi, powiedział po prostu: "Jestem, który jestem" (II M. 3,14),
bo w fizycznym świecie nie ma niczego, do czego On mógłby się porównać.
Tylko On JEST, a wszystko inne to tylko cień. Dokładnie to samo powiedział
o sobie Jezus: "...pierwej niż Abraham był, Jam jest" (J. 8,58). I nie
jest to błąd gramatyczny. To nie jest stwierdzenie typu: "jestem obecny"
- jak uczeń w ławce. Gdyby tak było, Żydzi nie chwyciliby za kamienie,
a raczej by Go wyśmiali. Tym powiedzeniem Jezus stwierdza, że On jest Jahwe
- absolutną, totalną rzeczywistością.
Jezus Chrystus pokonał wszelkie zło. On odkupił ludzkość od grzechu.
Każdy, kto w Niego uwierzy, zaczyna żyć w prawdzie. Jezus wiedział, że
ludzie nie są wolni, są uzależnieni od swych słabości, od zmysłowości.
Dlatego powiedział: "I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi" (J. 8,32).
Poznając Chrystusa stajemy się dziećmi Bożymi, dziećmi Prawdy, synami Króla,
dziedzicami wszechświata. Bóg staje się naszym kochającym Ojcem. I to jest
rzeczywistość, a nie marzenie, nie fikcja. To jest prawda. Kościół nie
jest klubem miłośników Biblii, nie jest to towarzystwo wzajemnej pomocy.
Kościół to rodzina, to społeczność, która żyje tą cudowną rzeczywistością.
Zna i ma za swoją Głowę - Tego, który jest Doskonałością, Miłością i Prawdą.
Jako chrześcijanie nie musimy więc zazdrościć światu jego bogactw. Do nas
należy wszechświat, nie musimy ani się bać, ani wstydzić się naszej
wiary, jako sprzecznej z nauką i naiwnej. Nasza wiara opiera się na faktach
i jest mocno osadzona w rzeczywistości. Możemy być pewni, możemy śmiało
stawić czoła przeciwnościom i rozgłaszać wszędzie, że Jezus jest Prawdą.
Jezus Chrystus - zwycięzca, władca wszechświata, mający całą władzę,
wiedzę i autorytet, moc, bogactwo i życie. Wielki i wspaniały. Przed Nim
wszystko drży i pada na kolana. Ten Jezus czyni rzecz niezwykłą: daje to
wszystko nam, zwykłym śmiertelnikom, którzy w Niego wierzą. Daje to swemu
Kościołowi, niedoskonałemu Kościołowi. Mało tego -chce udział w tym ofiarować
każdemu człowiekowi. Nie jest zazdrosnym bogaczem, sknerowatym imperatorem
wszechświata. Jest dobry i hojny, nie trzyma kurczowo swego dziedzictwa,
dzieli się z każdym, kto o to prosi, wręcz prosi, by Go o to prosić.
Nie chce nikogo do tego zmuszać, ani nie robi tego, aby cokolwiek udowodnić.
Po prostu On taki jest. Nie znaczy to, że jest pobłażliwy. Jest gotowy
karać tych wszystkich, którzy chcą Mu przeszkodzić w tym obdarowywaniu.
Czasem trudno jest nam zaakceptować prawdę o tak wspaniałym Bogu. Patrzymy
na świat pełen cierpienia i pytamy, gdzie jest Bóg? I choć trudno w to
czasem uwierzyć - On wie o każdym naszym cierpieniu i współczuje nam w
każdym bólu.
Nawet nam, chrześcijanom, czasem trudno jest zaakceptować wielką szczodrość
Boga. Próbujemy zasłużyć sobie na Jego względy, czujemy się niegodni Jego
miłości. Wydaje się nam, że możemy być w tłumie zbawionych, ale czy to
możliwe, by Jezus osobiście zwrócił się do nas po imieniu i powiedział:
"Oto wszystko moje jest twoim"? Nie zgadzam się z poglądem, że udziałem
chrześcijan są tylko rzeczy miłe, tylko błogosławieństwa. To byłoby wypaczenie
Ewangelii. Jednak w naszym kraju, w naszej kulturze chyba częściej zdarza
się nam myśleć w kategoriach, że chrześcijaństwo oznacza udręczone życie,
a błogosławieństwo jest czymś rzadkim, wyjątkowym.
Biblia mówi też o Jezusie, że jest On sługą. Czy o wszechmogącym, potężnym,
sprawiedliwym Bogu można myśleć jako o pełnym pokory słudze, który nie
tylko służył Ojcu, lecz chce służyć każdemu z nas? Przecież to my mamy
służyć Jemu. Tak, to jest część prawdy. Ale jak my możemy Jemu służyć,
jeśli my nic nie mamy? Nic, co moglibyśmy Mu dać? Jesteśmy jak syn marnotrawny:
brudni, odrapani, wygłodzeni, słabi; mówimy: "Nie jestem godzien zwać się
Twoim dzieckiem, pozwól mi choć służyć Ci". A On - miłujący Ojciec - mówi:
"Ty jesteś dzieckiem moim umiłowanym, oto daję ci, co mam najlepszego..."
Całkiem niedawno na nowo uświadomiłem sobie, że Bóg usługuje nie tyle
całej ludzkości, co mnie osobiście. Wciąż zdumiewa mnie to. Staje mi przed
oczyma opis Ostatniej Wieczerzy, którą Pan Jezus spożył ze swoimi
uczniami (J. 13,1-15 i Łuk. 22, 24-27). Oto uczniowie po trzech latach
intensywnego, trwającego 24 godziny na dobę, kursu uczniostwa. Tyle słyszeli
o prawdzie, pokorze, miłości. Mieli być filarami Kościoła, a tymczasem
"powstał też spór między nimi o to, kto z nich ma uchodzić za największego"
(Łuk. 22,24). Kłócą się, który z nich jest najważniejszy. Na miejscu Jezusa
chyba bym się załamał. Zwyczaj nakazywał, aby przed wieczerzą paschalną
słudzy obmyli gościom nogi. Czynność mycia nóg była tak uwłaczająca, że
sługę będącego Hebrajczykiem zwalniano z tego obowiązku. Ale tu nie było
sług. I nagle Jezus bierze miednicę i zaczyna umywać im nogi. On, Mesjasz,
Król królów i Pan panów, Nauczyciel, syn Boży umywa im nogi jak niewolnik,
jak pogański sługa. Jezus nie beształ uczniów, nie denerwował się na nich.
On dał im przykład. Jeszcze raz wyparł się samego siebie i pokazał, czym
jest prawdziwa wielkość. To była niezwykła lekcja. Piotr, gdy przyszła
kolej na mycie jego nóg, wpadł w panikę: "Panie, Ty miałbyś umywać nogi
moje? Przenigdy nie będziesz umywał nóg moich!" (J. 13,6 i 8). Czy był
zbyt dumny, czy zbyt zawstydzony? Wtedy Jezus powiedział mu, że jeśli nie
pozwoli, by On mu usłużył, nie wejdzie do Bożego Królestwa. A wtedy Piotr
wpadł w drugą skrajność: "Panie, nie tylko nogi moje, lecz i ręce, i głowę"
(J. 13,9). A Jezus wytłumaczył mu, że nie chodzi o zwykłe obmycie...
Oto wspaniała lekcja pokory i miłości, wyjaśniająca na czym polega prawdziwa
wielkość i rzeczywiste przywództwo. Do takiej postawy jesteśmy zachęcani:
"Takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie
Jezusie, który chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie
przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie, przyjął postać
sługi i stał się podobny ludziom; a okazawszy się z postawy człowiekiem,
uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej"
(Flp. 2,5-8). Jezus Chrystus wyparł się samego siebie, stał się człowiekiem,
sługą w pełnym znaczeniu tego słowa i uniżył się do tego stopnia, że zamiast
nas umarł okrutną, hańbiącą, męczeńską śmiercią, abyśmy my mogli żyć.
Jezus to Pan, który usługuje, poświęca się, który daje samego Siebie.
Ale jeśli nie przyjmiemy Jego daru, jeśli nie pozwolimy, by On nam usługiwał,
by nas obdarowywał - nie wejdziemy do Jego Królestwa. Dotyczy to przede
wszystkim Jego przebaczenia. Jeśli odrzucamy Chrystusa lub z jakichś powodów
nie przyjmujemy Jego przebaczenia - bo może uważamy, że nie potrzebujemy
Jego łaski lub wręcz przeciwnie nie czujemy się godni - nie będziemy mieli
z Nim społeczności. Nie dlatego, że On nie chce, lecz dlatego, że my nie
chcemy. Ale może to dotyczyć innych rzeczy: uwolnienia z nałogów,
przyjęcia darów Ducha Świętego, uzdrowienia fizycznego, uzdrowienia relacji,
błogosławieństwa finansowego. Bóg chce nas obdarować tym, czego najbardziej
nam potrzeba. Przede wszystkim chce dać nam samego siebie przez Ducha Świętego.
On zna nasze rzeczywiste potrzeby.
To prawda, że Jezus jest Panem wszechświata, Bogiem i człowiekiem, ale
prawdą jest też, że jest naszym przyjacielem, jest sługą. To prawda, że
mamy służyć Bogu i sobie nawzajem, ale i to jest prawdą, że najpierw jesteśmy
Jego ukochanymi dziećmi, braćmi, współdziedzicami Chrystusa, braćmi i siostrami
dla siebie nawzajem, a nasza służba ma wypływać nie z obowiązku czy strachu,
lecz z miłości i wdzięczności.
Prawdą jest też, że bycie chrześcijaninem oznacza walkę, trud, często
cierpienie, ofiarowanie całego naszego życia, ale jest to możliwe tylko
dzięki ofierze Jezusa Chrystusa.
Tylko wtedy jesteśmy w stanie służyć Bogu, cierpieć i znosić trud duchowych
zmagań, gdy zostaniemy przez Niego wyposażeni, ubłogosławieni, przyobleczeni
Jego mocą, bogactwem, autorytetem, świętością i sprawiedliwością.
On ma dla nas największy dar - samego Siebie. I to w pełni obfitości,
z wszelką mocą i autorytetem, z pewnością zwycięstwa, z pełnią błogosławieństwa.
Czy możemy wyobrazić sobie ból rodziców, gdy ich ukochane dziecko nie
chce przyjąć opieki, pomocy i wspaniałych prezentów, którymi oni chcą je
obdarzyć?
Nasz Ojciec też cierpi, gdy odrzucamy Jego dary. Czasem dlatego, że
uważamy, iż nie zasługujemy na nie. Ale przecież nie za zasługi On je nam
daje, ale z łaski. Czasem wydaje się nam, że sami sobie poradzimy i zachowujemy
się jak tonący, który odrzuca koło ratunkowe, by za wszelką cenę udowodnić,
że umie pływać.
Czasem w swej gorliwości mówimy: muszę być dobry, muszę służyć, muszę
Go uwielbiać... I szczerze staramy się tak bardzo, tak bardzo zaciskamy
z wysiłku pięści, że nie jesteśmy w stanie już nic przyjąć od Boga.
Jezus jest Prawdą. On chce nam, jako Kościołowi i każdemu z osobna,
usługiwać, obdarowując nas swoimi darami. Ten wielki i wspaniały Król chce
nam usługiwać. Pozwólmy Mu na to. Nie bójmy się, że On i Jego chwała ucierpią
na tym, że Jego dostojeństwo dozna uszczerbku - to nasze błędne wyobrażenia
wielkości. Biblia mówi, że ten wielki Król chce dziś dotknąć, pomóc, usłużyć
każdemu z nas.
Nie wiem, jakie są Twoje potrzeby - ale On wie. Może potrzebujesz przebaczenia
grzechów - On chce i może Ci je przebaczyć. Może nigdy Go nie poznałeś
- On chce się dziś z Tobą spotkać. Może chce Cię z czegoś uwolnić, uzdrowić?
Może ochrzcić Duchem Świętym lub wyposażyć do służby, może dać Ci wspaniałe
powołanie, może pomóc wyjść z jakichś problemów lub pobłogosławić materialnie?
A może chce skarcić, napomnieć - to też jest błogosławieństwo: to znaczy,
że nas kocha i traktuje jak córkę lub syna.
Nie wiem, jakie są Twoje potrzeby, ale wiem, że ON chce, abyś
zwrócił się w Jego stronę i pozwolił, aby On dotknął się Twego życia -
może to oznaczać różne rzeczy. Jakie? To wie ON i Ty wiesz.
MARCIN BELUCH
Copyright
© Słowo i Życie 2001
|