Czasopismo Słowo i Życie - strona główna
numer wiosna 2000

Która tabliczka

Pewna kobieta miała dziwny sen. Ukazał jej się anioł i powiedział: “Poddaj się testowi i sprawdź, jaka jest twoja relacja z Bogiem. Są tutaj 4 bramy, każda z inną tabliczką. Wybierz bramę z tym napisem, który najbardziej pasuje do twojej więzi z Bogiem”. Na pierwszej bramie kobieta przeczytała: “Spłacanie długu”, na drugiej: “Przypodobanie się Bogu”, na trzeciej: “Przynależność kościelna”, a na czwartej: “Przyjaźń z Bogiem”. 

Nowy Testament jest pełen opowieści o działalności Jezusa na ziemi, jak troszczył się o ludzi, uzdrawiał ich, nauczał - po prostu kochał. Można bez wątpienia powiedzieć, że Jezus dotknął tysięcy ludzi bogatych i biednych, miłych i zarozumiałych, zdrowych i śmiertelnie chorych. Większość z nich ograniczyło swoją znajomość z Jezusem tylko do tej jednej chwili, pierwszego spotkania i błogosławieństwa. Z Ewangelii Jana 1,43 wiemy, że Jezus pragnie głębszej relacji z ludźmi, a nawet szczególnej relacji - na dobre i złe. Nie powiedział przecież: pójdźcie za mną, aż się zmęczycie; czy: pójdźcie za mną, aż pojawią się problemy; ale bezwarunkowo: “Pójdźcie za mną”. A jednak tak wielu wciąż kończy relację z Jezusem przedwcześnie. 

Chyba każdy zna lub przynajmniej słyszał o cudzie nakarmienia pięciu tysięcy. Liczny lud podążał za Jezusem, “bo widzieli cuda, które czynił na chorych” (J. 6,2). Robiło się późno, ludzie byli głodni. Jedynym dostępnym w tym momencie pożywieniem było pięć bochenków chleba i dwie rybki. Jezus nie potrzebował wiele czasu, aby rozmnożyć jedzenie i nakarmić wszystkich do syta. Pięć tysięcy ludzi było zafascynowanych cudem i Jezusem, który go dokonał. Nawet uznali Go za prawdziwego proroka. Teraz imponował im, był dla nich wspaniałym liderem. No bo kto nie chciałby znać osobiście człowieka, który nie tylko potrafi uleczyć każdą chorobę, ale zamienić jeden mały posiłek w “sklep spożywczy”? Dzisiaj sytuacja niekiedy wygląda podobnie - tysiące ludzi przychodzi do Jezusa, ale tylko dla tego pierwszego spotkania i pierwszego błogosławieństwa. 

Inaczej było z powołaniem siedemdziesięciu dwóch uczniów. Oni byli wybrani, aby głosić przyjście Królestwa Bożego (Łuk. 10,1-24). To był bardzo ekscytujący dla nich okres. Działo się naprawdę dobrze. Grupa ponad siedemdziesięciu osób została dobrze przygotowana i wysłana “jako jagnięta między wilki”. Brzmiało to trochę przerażająco, ale przecież sam Jezus zapewnił ich, że są doskonale przygotowani do wyprawy. On zatroszczył się z detalami o to, by nie byli głodni ani zaniedbani. Całej wyprawie towarzyszyły wielkie nadzieje, zapowiedzi wspaniałych rezultatów: “Żniwo... wielkie... idźcie... uzdrawiajcie... dałem wam moc... nic wam nie zaszkodzi...” Tutaj Jezus nie tylko karmi i uzdrawia, ale nawet posuwa się dalej i daje podobną moc swoim wysłannikom. Uświadamia im, że mogą być nie tylko odbiorcami błogosławieństw, ale przekazywać je innym. Jezus niejako namawia siedemdziesięciu dwóch, aby w mocy Bożej służyli innym. Dzisiaj Jezus również nawołuje do tego swój lud.

Dwunastu apostołów podążyło za Jezusem jeszcze dalej. Oni zdecydowali się porzucić swoje kariery zawodowe, zainteresowania i dotychczasowe hobby, aby przybliżyć się do Jezusa. Ale ich - w porównaniu do tysięcy jakie szły za Nim “bo widzieli cuda, które czynił” - było już niewielu. Tym razem to ludzie musieli wykazać się inicjatywą, podjąć decyzję. Dwunastu odważnych, którzy zaufali Jezusowi i oddali Mu wszystko.

Tuż przed swoją śmiercią Jezus wybrał się do ogrodu Getsemane (Mat. 26,36-46), aby modlić się do swego Ojca. Był to intymny i bardzo szczególny moment dla Jezusa, spędzającego ostatnie chwile na ziemi w towarzystwie Boga i tylko trzech uczniów. Nie tysiące, nie setki, nie dziesiątki, ale tylko trzech. A tylu przecież uwierzyło w Niego, korzystało z Jego uzdrowienia, nauczania, troski i opieki. I nawet ci trzej nie sprawdzili się do końca. Kiedy Jezus nawoływał ich do modlitwy, oni beztrosko zasnęli. Czyż nie przypomina to wielu sytuacji z dzisiejszych czasów? Może niektórzy zdobędą się, aby pójść do ogrodu Getsemane, ale czy wytrwają do końca, czy spełnią oczekiwania Jezusa?

Mimo iż wielu szczyciło się bliską relacją z Jezusem, tylko jeden, jedyny Jan, został przy Nim do końca Jego wędrówki na ziemi (J. 19,26). Teraz, kiedy Jezus najbardziej potrzebował tych, którym błogosławił, dla których żył i miał umrzeć, oni Go zawiedli. Ciekawe, czy Jan stojąc tam, pod krzyżem, widząc poniżonego Jezusa cierpiącego, przeżywającego ogromny ból, myślał o Jego słowach: “Jeśli kto chce pójść za mną, niech weźmie krzyż swój i niech idzie za mną?” (Mat. 16,24). Towarzyszenie konającemu Jezusowi z pewnością nie było łatwe dla Jana, umiłowanego ucznia Jezusa. Pewnie raniło to wielce jego serce i umysł, ale jeśli sytuacja tego wymagała, to czemu nie? Przecież był przyjacielem Jezusa. Oto przykład, że chrześcijanie nie są powołani jedynie do tego, aby cieszyć się błogosławieństwami Jezusa, ale również w udręce, bólu i hańbie być z Nim. 

Po namyśle kobieta zrozumiała sens napisów. Brama z tabliczką “Spłacanie długu” była dla tych, którzy są zajęci odpłacaniem dobrem za swoje błędy i potknięcia. “Przypodobanie się Bogu” było dla tych, którzy usilnie, nieustannie zabiegają o to, by Bóg ich zauważył i pochwalił. Napis “Przynależność kościelna” symbolizował ludzi, którzy szczycą się należnością do “dobrej” społeczności. I w końcu ostatnia brama i napis “Przyjaźń z Jezusem” - dla Jana i tych którzy dzisiaj są gotowi iść za Jezusem wszędzie, aż pod krzyż; którzy nie tylko dali się uzdrowić, nakarmić, wysłać i głosić Ewangelię, ale mają szczególną, bliską relację z Jezusem - są Jego przyjaciółmi.

Agnieszka Kamińska

Copyright © Słowo i Życie 2000

Słowo i Życie - nr wiosna 2000