Słowo i Życie - strona główna

KARTKA Z PAMIĘTNIKA

Powołanie. Fajnie byłoby być do czegoś powołanym. Kiedy tak myślę o niektórych wierzących, to naprawdę nie wątpię, że coś takiego jak powołanie istnieje. Powołanie, o którym mówi się głośno, z uśmiechem na twarzy, ehhh... 

Taka, na przykład, Wiera. Wygląda na to, że jest NAPRAWDĘ wierząca, a do tego - co tu dużo mówić - to po prostu atrakcyjna dziewczyna. Zupełnie nie wygląda na chrześcijankę, to znaczy zero ponuractwa, zero "pobożnisiowatości". Ona cieszy się życiem. I z jakim przekonaniem mówi o Jezusie! Szkoda gadać. Ja za każdym razem, kiedy chcę cokolwiek powiedzieć o Chrystusie, czuję się, jakbym wciskała ludziom jakiś "trefny towar". Co? Jak w ogóle można coś takiego mówić? Ale ja naprawdę tak się czuję. Wiem, że to nie wypada, ale co z tego? Tak właśnie jest i już. 

Powołanie... Prawdę mówiąc, kiedy myślę o sobie, to w ogóle nie wyobrażam sobie nawet, że mogłabym być dla kogokolwiek zachęceniem do poznania mojego Pana. No bo moje życie, które - według tego, co czytam i słyszę zza kazalnicy - ma być obfite ("obfite życie" ma być przecież udziałem każdego wierzącego!), jest pełne frustracji, kompleksów i poczucia winy, bo "powinnam" być taka czy siaka, zachowywać się "odpowiednio", a nie jestem i nie zawsze zachowuję się "jak trzeba". Rzeczywiście, POWINNAM być "pociągająca" (w stronę wiary oczywiście). Ale nie jestem... 

Albo taki Franciszek. Jak on gra w kosza! Po prostu dech zapiera! No i gdy taki koleś mówi potem, że w jego życiu na pierwszym miejscu jest Bóg, to aż miło słuchać. A kiedy takie słowa padają z moich ust, to chyba większość słuchających głęboko mi współczuje. "Biedactwo - myślą pewnie - rzeczywiście wygląda jak półtora nieszczęścia". 

Albo Pedro. Przyjechał jako misjonarz. Taki przystojny! Jeśli można sobie poradzić w życiu bez Boga, to taki koleś jak on na pewno by sobie poradził. A on - wręcz przeciwnie, wierzy na całego. No i ta jego dziewczyna - Tamara. Oczywiście, też chrześcijanka tego typu. Idealna (jeśli takie istnieją) para, albo... prawie idealna. 

Eh, chciałabym być taka. Chciałabym móc imponować innym, chociaż czymś jednym. To byłoby takie moje świadectwo: jestem dobra w..., ale i tak potrzebuję Boga... Albo gdyby tak - dzięki mnie - nawróciła się jakaś gwiazda, filmowa, na przykład, albo muzyczna - mogłaby być dobrym świadectwem... 

Powołanie... Bóg czyni w życiu niektórych ludzi niezwykłe rzeczy. Pewnie przed tymi zwyczajnymi-niezwyczajnymi chrześcijanami jeszcze wiele niesamowitych zadań. Tak czy siak, miło czasem zachwycić się czyimś życiem i... może trochę pozazdrościć (w takim pozytywnym sensie, rzecz jasna, że chciałabym też tak jak oni). 

Mój dzisiejszy cichy czas, Ewangelia Jana 21,20-25: Jezus "...rzekł do niego: Pójdź za mną. A Piotr, obróciwszy się ujrzał, idącego za sobą ucznia, którego miłował Jezus... Piotr widząc go, rzekł do Jezusa: Panie, a co z tym? Rzecze mu Jezus: A gdybym zechciał, aby ten pozostał, aż przyjdę, co ci do tego? Ty chodź za mną!" Czyżby nawet Piotr czuł się zagrożony, że Janowi może przypaść "lepszy kąsek powołania"? 

A może ja jestem powołana - po prostu - do zwyczajnego chodzenia za Jezusem, naśladowania Go? Może mam po prostu BYĆ SOBĄ - Zosią Kowalską - i wierzyć, że Bóg mnie do tego (ojej, to prawda!) powołał. A może Jezus odpowie i na moje pytanie: Panie, a co ze mną? Tak. To może być dobra modlitwa... 

DOROTA HURY 
Autorka jest studentką III roku Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. (red)

Copyright © Słowo i Życie 1999

Słowo i Życie - nr zima 1999