Słowo i Życie - strona główna
 

ITŻ

Losy życiowe niektórych bohaterów biblijnych przyprawiają o westchnienie: Och! Też bym tak chciała. Na przykład taki Dawid. Był królem, był dzielny, był podziwiany i generalnie wierny Bogu, chociaż czasem upadał, ale Bóg mu przebaczał i wszystko kończyło się dobrze. Albo Salomon - mędrzec nad mędrcami. Bogaty. Królowa z dalekiej krainy przybyła, by zobaczyć Jego królestwo. Ależ to było świadectwo - ludzie kochający Boga, a jednocześnie ludzie sukcesu w rozumieniu bardzo ludzkim. Również los Joba jest intrygujący i w pewnym sensie do pozazdroszczenia. On był maksymalnie wierny Bogu. Miał w zasadzie wszystko i nagle, znienacka, wszystko stracił. Bardzo cierpiał fizycznie i psychicznie, na wszelkie możliwe sposoby. Ale przetrwał te próby i ostatecznie miał jeszcze więcej niż wcześniej. Oczywiście, nie "pisałabym się" na przeżywanie wszystkich doświadczeń Joba, ale... przejść przez nie zwycięsko - chciałabym. No właśnie. Kiedy patrzę na takich ludzi, mam ochotę krzyknąć: Panie Boże, prowadź mnie jak Dawida, udziel mi takiej mądrości jak Salomonowi oraz takiej wiary i wytrwałości jak Jobowi. 

Ale w Biblii są też inne historie. Na przykład życie Jana Chrzciciela: Zwiastował ludziom przyjście Pana Jezusa, po czym sam nie był pewien, czy On to On czy nie On, a zakończył swą ziemską drogę na zabawie u króla, który spełniając życzenie pięknej tancerki ściął mu głowę. Zanim się to stało, był więziony i ostatecznie nie dożył wypełnienia tego, co głosił - śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa Chrystusa. Inny tragiczny nowotestamentowy bohater to, na przykład, Szczepan. Pewnie mógłby jeszcze długo żyć i pracować dla Boga, którego niewątpliwie mocno kochał. Ale ludzie, nienawidzący Tego, którego głosił - Jezusa Chrystusa, ukamienowali Szczepana. I nawet fakt, że ujrzał w chwili śmierci samego Jezusa i był w stanie powiedzieć, że przebacza tym, którzy go zabijają, jest mało pocieszający i nie bardzo zachęca do podzielenia jego losu. To byli również mężowie Boży, ale kiedy czytam ich dzieje, wcale nie wyrywa mi się radosne: Panie Jezu, prowadź mnie jak... A raczej pytam sama siebie, czy jestem na "takie rzeczy" gotowa? Czy naprawdę kocham Boga tak mocno, że jeśliby moje życie miało być bardziej jak historie drugiego rodzaju, to czy mimo wszystko zostałabym? Czy pozostałabym nadal u boku mego Pana Jezusa Chrystusa? No bo jeżeli nie, to moja miłość jest niewiele warta. No bo jak się z kimś bierze ślub, to na dobre i na złe, a Jezus porównuje Kościół, czyli wierzących, czyli i mnie, do Oblubienicy.

 Nie dość, że różnie wiodło się wierzącym na przestrzeni wieków, to także bardzo różne są losy współczesnych chrześcijan. W każdym zborze, grupie młodzieżowej czy na obozach są ludzie bogatsi i biedniejsi, bardziej i mniej zdolni; tacy, którym "układa się w życiu" i tacy, których droga pełna jest cierpienia. Czasem w chrześcijańskich czasopismach można przeczytać świadectwa, jak Bóg rozwiązywał życiowe, ludzkie problemy konkretnego człowieka. Czasem czytałam takie artykuły i chwaliłam Boga, za tak cudowne rozwiązanie problemów, tym bardziej, że były mi czasem dobrze znane z autopsji. I rodziło się we mnie pragnienie: Panie, rozwiąż proszę w ten sposób i mój problem. Ale najczęściej nie przychodziła odpowiedź tak piękna, jak ta opisywana przez kogoś.

 ITS. Wiecie, co to jest? Indywidualny tok studiów. Na większości uczelni wyższych na którymś roku przechodzi się z planu zajęć ustalonego odgórnie dla wszystkich studentów na ITS. Każdy student ustala sobie własny plan zajęć. Może wybrać te przedmioty, które najbardziej go interesują, i ustalić swój własny grafik. Oczywiście, wykłady, ćwiczenia i konwersatoria mają swoje określone godziny i miejsca i do tego trzeba się dostosować. Poza tym ITS wymaga pobiegania, pozałatwiania wymaganych formalności, no i wzięcia na siebie odpowiedzialności: "chciałeś tyle godzin, takie zajęcia - teraz masz" Pomyślałam sobie, że Bóg ma ITŻ dla każdego swojego dziecka. Co to jest ITŻ? Indywidualny tok życia. Moje życie należy do Niego i On prowadzi mnie indywidualnie. Doświadczenie siostry czy brata wcale nie musi mieć miejsca w moim życiu. I na odwrót, inni nie muszą przeżywać tego co ja. Jesteśmy różni pod każdym względem. "Plan zajęć" w Bożej uczelni dla każdego z nas może być trochę, albo nawet bardzo różny. 

 Wierzę też, że Boga interesują moje pragnienia, marzenia. Wierzę, że lubi, kiedy Mu o nich mówię, chociaż zna je tak czy inaczej. W moim życiu spełniło się kilka marzeń, chociaż nie przypuszczałam nawet, że mogłyby się ziścić. Ale i były wydarzenia, których "nie wzięłabym dobrowolnie". Ale to Bóg jest Bogiem - On decyduje. A ja? Chciałabym tylko kochać coraz bardziej mojego Pana Jezusa Chrystusa. Ciągle uczyć się kochać Jego, a nie to, co On daje - jakiś cudowny czas w moim grafiku ITŻ. O to proszę, Panie Jezu. Amen.

DOROTA HURY
 

Słowo i Życie - nr zima 1998