Słowo i Życie - strona główna

nr 7-9/1997

OD REDAKCJI
 
Sezon wakacyjny w tym roku obfitował w wyjątkowe wydarzenia. Prasa, radio, telewizja nie mogły narzekać na brak tematów: polityka, oceny i prognozy gospodarcze, reakcje zagraniczne i ekspertyzy socjologiczne, pełne napięcia reportaże, dramat poszczególnych rodzin i osób. Wszystko to nie z powodu nowej konstytucji, nie z powodu pobytu Papieża w Polsce ani z powodu zaproszenia naszego kraju do NATO i wizyty Billa Clintona, ale z przyczyny powodzi, jaka nawiedziła południowe i zachodnie tereny Polski. 

W obliczu nieszczęścia, zwłaszcza gdy giną ludzie, pojawia się pytanie: dlaczego? Zwykle też szuka się odpowiedzi zarówno w sferze faktów - nieudolność władzy lub nieprzychylny jej stosunek wobec poszkodowanych, jak i w sferze duchowej - zarzuca się cierpiącym z powodu kataklizmu jakiś grzech. 

W tej mierze nic się nie zmieniło od czasów Pana Jezusa. "W tym samym czasie przybyli do Niego niektórzy z wiadomością o Galilejczykach, których krew Piłat pomieszał z ich ofiarami. I odpowiadając, rzekł do nich: Czy myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż wszyscy inni Galilejczycy, że tak ucierpieli? 

Bynajmniej, powiadam wam, lecz jeżeli się nie upamiętacie, wszyscy podobnie poginiecie. 

Albo czy myślicie, że owych osiemnastu, na których upadła wieża przy Syloe i zabiła ich, było większymi winowajcami niż wszyscy ludzie zamieszkujący Jerozolimę? 

Bynajmniej, powiadam wam, lecz jeżeli się nie upamiętacie, wszyscy tak samo poginiecie" (Łuk. 13,1-5). 

Stanowisko Pana Jezusa jest dalekie od potępiania kogokolwiek. On przyszedł na ziemię, aby ratować. 

W niemal wszystkich bezpośrednich doniesieniach z terenów zalanych podkreślano, że nie sposób tego wyrazić, przekazać komuś, kto sam tego nie przeżył. Reporterka telewizji, komentując obrazy ze zdarzeń, w których sama uczestniczyła, powtarzała wielokrotnie, że aby zrozumieć grozę sytuacji, trzeba samemu tam być. Relacja słowna, zdjęcia i nawet przekaz filmowy to za mało, by oddać cały dramatyzm sytuacji. Liczne przypadki osób pozostających w domach mimo alarmujących komunikatów o nadciągającej kilkumetrowej fali wody dowodzą, że zjawisko rzeczywiście przekraczało ludzką wyobraźnię i doświadczenie. Okazało się, że to co niewyobrażalne, było nad wyraz realne i tragiczne w skutkach. 

Niebezpiecznie jest żyć złudzeniami. Niemądrze jest myśleć, że coś mnie nie dotyczy tylko dlatego, że w to nie wierzę, czy nigdy przedtem tego nie doświadczyłem. Jak bardzo niebezpieczne jest lekceważenie komunikatów ostrzegawczych, przekonali się ci, którzy na dachach swoich domostw wyczekiwali na pomoc niekiedy przez wiele godzin, czasem parę dni. Niektórzy zaś nic nie wiedzieli o niebezpieczeństwie, nie znalazł się nikt, kto powiedziałby im o nim i konieczności szukania ratunku. Powódź wyrządziła szkody, pochłonęła też wiele ludzkich istnień. 

Sparafrazujmy wypowiedź Pana Jezusa z cytowanego tekstu, adaptując ją do tej sytuacji: "Czy myślicie, że ci dotknięci powodzią byli większymi grzesznikami niż wszyscy inni Polacy, że tak ucierpieli? 

Bynajmniej, powiadam wam, lecz jeśli się nie upamiętacie, wszyscy podobną szkodę poniesiecie. 

Albo czy myślicie, że owych pięćdziesięciu, których pochłonęła woda, było większymi winowajcami niż inni mieszkający w dorzeczu Odry? 

Bynajmniej, powiadam wam, lecz jeśli się nie upamiętacie, wszyscy tak samo poginiecie". 

Ta wypowiedź Pana Jezusa uczy dobitnie, jak niemądre jest dorabianie "pobożnych" interpretacji do wydarzeń i zjawisk, które nas zaskakują i wydają się niezrozumiałe. 

Udział człowieka w cierpieniu i nieszczęściu nie leżał w Bożym zamyśle. Ale wskutek grzechu człowieka nieszczęście i cierpienie zaistniały na ziemi. Ilekroć zdarza się więc tragedia, w większości przypadków daremne jest pytanie o bezpośrednią przyczynę. Każdy dramat i cierpienie są natomiast przypomnieniem, że nie musiały one zaistnieć, i ostrzeżeniem, że jeśli się nie zwrócimy do Boga, to ostatecznie czeka nas daleko większe nieszczęście i cierpienie, nieporównywalne z jakimkolwiek ziemskim - bo wieczne. 

Na ziemi możemy zapobiegać nieszczęściu i łagodzić cierpienie poprzez właściwe działania i okazywanie miłości sobie nawzajem. W wieczność bezpiecznie możemy wejść tylko z Jezusem Chrystusem, a zdecydować o tym musimy dopóki jeszcze żyjemy. 

Kto chce dziś wierzyć, że komunikaty Bożego Słowa są prawdziwe? Kto, mimo wszystko, zechce ogłaszać i powtarzać, że niebezpieczeństwo jest realne, a ratunek możliwy? 

BRONISŁAW HURY 
   
 
Słowo i Życie nr 7-9/1997