500 lat Reformacji


Mariusz Muszczyński                    

Lekcja wyciągania wniosków

W tym roku obchodzone jest 500-lecie Reformacji. My, chrześcijanie XXI wieku, powinniśmy doceniać jakże ciekawą, złożoną i niełatwą do zdefiniowania historię Kościoła - dzięki której dzisiaj istniejemy. Jestem listkiem na jednej z wielu gałęzi wielkiego drzewa chrześcijaństwa. Porozmawiajmy więc o jego protestanckich gałęziach.

Słowo protestant może mieć dwa znaczenia, które są tak różne od siebie, jak czerwone wino i lemoniada. Oba napoje mają unikalne cechy i znajdują swoich zwolenników. Pierwsze znaczenie odnosi się do aktu protestowania. Protestanci XV i XVI wieku protestowali przeciw pewnym praktykom religijnym, co zaowocowało daleko idącą rewolucją, którą nazywamy Reformacją. Dzięki niej chrześcijaństwo rozkwitło na setki sposobów. Reformacja dała możliwość odkrywania nowych obszarów wolności, duchowych doświadczeń, kreatywnych praktyk, daleko poza obowiązującymi systemami. Luter odważył się zakwestionować praktyki, które wtedy były uważane za słuszne. Każda ostateczna i "jedynie prawdziwa" ortodoksja musi w końcu zostać potrząśnięta, ponieważ zasypiając w błogim komforcie, przestaje nadążać za dynamiką duchowego życia. Kościoły protestanckie uznają Lutra za bohatera wiary. Był Wałęsą swoich czasów.

Cieszę się, że mogę być częścią takiego dziedzictwa, jednak nie jestem z niego do końca dumny. Bardzo szybko protestanci zaczęli protestować nawzajem przeciwko sobie. Pojawiła się protestancka rywalizacja, wzajemna krytyka, niesympatyczna konkurencja: która nowo powstająca grupa jest bardziej święta i prawidłowa. Skutkiem ubocznym przywiązania protestantów do Biblii, stały się wewnętrzne podziały w oparciu o jej nowe interpretacje. W rezultacie mamy dzisiaj ponad trzydzieści tysięcy protestanckich denominacji, z których każda może wykazać na podstawie Biblii swoje racje, przeciwne innym. Może dlatego, stwierdzenia: "zrobić coś właściwie, skorygować" - wypowiadane w kontekście religijnych przekonań - są jednymi z najbardziej destruktywnych haseł na ziemi.

Zrobić, myśleć i wierzyć właściwie to rzecz ważna i szlachetna. Problem leży w tym, że samo dążenie do tego, co właściwe, zamieniło niektórych dobrych ludzi w drapieżnych agresorów - co też jest logiczne, ponieważ to, o co się walczy, dotyczy w oczach walczących, ich być albo nie być - wiecznego przeznaczenia. Gdy moja babcia przed II wojną światową przyłączyła się do wspólnoty zielonoświątkowej na Kresach, kazano jej zniszczyć rodzinne zdjęcia, ponieważ Biblia zabrania czynienia jakiejkolwiek podobizny. Oto przykład destruktywnej ortodoksji - w imię tego, co właściwe, której ślady można znaleźć w wielu grupach wyznaniowych.

Najwyraźniej postawa protestowania nie przynosi pożytku, bo co da kolejne protestowanie przeciw protestom protestujących? Stworzy, co najwyżej, nową protestancką grupę, przeciw której trzeba będzie zaprotestować.

Proponuję zatem inną definicję słowa protestant, mianowicie - człowiek protestamentowy. Zamiast skupiać się na tym, czemu jesteśmy przeciwni, należałoby zadać sobie pytania: Za czym jesteśmy? Co aprobujemy? Co doceniamy? Innym określeniem tej postawy może być postprotestantyzm - świadomość, że jest się w drodze, na której człowiek cały czas uczy się żyć, podążając za Mesjaszem. Znów, zamiast źdźbła w cudzym oku, trzeba zająć się własną belką.

Źródło: mariuszmuszczynski.blogspot.com. Wykorzystano za pozwoleniem.



Copyright © Słowo i Życie 2017