Od
redakcji
Los
tysiąca pięciuset
syryjskich chrześcijan
stał się nośnym
tematem mediów. To
rzecz niezwykła. Stało
się tak za sprawą
drugiej tury wyborów
prezydenckich.
Wcześniej losem tych
ludzi,
poza kręgiem
ewangelicznych
chrześcijan,
interesował się mało
kto. Jednak przed
drugą turą, gdy
kampania nabrała
tempa,
dziennikarze
poszukiwali coraz
„dziwniejszych”
zagadnień, by
pytaniami zaskoczyć
kandydatów. Padło więc
na niepopularne
zagadnienie ochrony
chrześcijan,
prześladowanych w
ogarniętej
wojną domową Syrii.
Jakkolwiek
chrześcijanie nie są
stroną tego
konfliktu, to jednak
stali się głównym
obiektem prześladowań
ze
strony muzułmańskich
ekstremistów. Kto w
Polsce zajmowałby się
ich losem, gdyby nie
inicjatywa Fundacji
Estera, która chce
sprowadzić do Polski
1,5 tys. syryjskich
chrześcijan, by
ratować
ich życie. Fundusze na
ich utrzymanie
pochodzą od prywatnych
darczyńców.
W
czasie kampanii obaj
kandydaci na
prezydenta
przychylnie odnieśli
się do udzielenia
takiej pomocy. Gdy
krótko po wyborach
premier
rządu ogłosiła
decyzję o
sprowadzeniu z Syrii
sześćdziesięciu
chrześcijańskich
rodzin, w mediach
zawrzało. Liberalne
i lewicowe
środowiska nie mogą
znieść, że stosuje
się chrześcijański
wyróżnik. Padają
zarzuty łamania
konstytucji i
segregacji
wyznaniowej, że mamy
wyznaniowe państwo.
Znany dziennikarz
wyraził
obawę, że skoro dziś
udziela się pomocy
tylko chrześcijanom
z
Syrii, to jutro być
może w szpitalach
będzie się operować
tylko
chrześcijan, a
pozostali będą
dyskryminowani.
Zarzuty tyleż
nieprawdziwe, co
wydumane. Po
trzęsieniu ziemi w
Nepalu, nasz kraj
wysłał pomoc bez
jakiegokolwiek
różnicowania
potrzebujących.
Syryjscy
chrześcijanie
potrzebują pomocy
nie dlatego, że
zostali
dotknięci jakimś
kataklizmem, lecz
dlatego, że są grupą
najbardziej
zagrożoną. I nie
chodzi o to, by
poprawić ich byt,
lecz by ratować ich
przed rzezią, ocalić
ich życie. O ile
sąsiadujące z Syrią
islamskie kraje mają
tam swoje interesy,
wpływy i możliwości
udzielenia pomocy
cywilnej ludności,
to
chrześcijanami nie
opiekuje się żadna z
islamskich frakcji.
W
czym więc problem?
Pod pretekstem
żądania, by
instytucje państwa
kierowały się
zasadami
neutralności wobec
religii, oczekuje
się
przemilczania faktu,
że ludzi się
prześladuje tylko
dlatego, że
są chrześcijanami.
Jest coś
zdumiewającego w
zaciekłości, z
jaką liberalne media
atakują każdą
wzmiankę o
prześladowaniu
wyznawców Chrystusa.
Wygląda na to, że
tolerancja i
poszanowanie
uczuć religijnych
dotyczy wszystkich
oprócz chrześcijan.
Czyżby
stały za tym jakieś
tajemne moce?
W
tych okolicznościach
jest wszakże i inny
znamienny ślad -
ślad
Bożego planu i
działania Ducha
Świętego. Kto przed
laty mógłby
przewidzieć, że na
los syryjskich
chrześcijan wpływ
będą miały
wybory prezydenckie
w Polsce? Kto mógł
przewidzieć jaką
rolę w
kampanii wyborczej
naszego kraju odegra
córka Syryjczyka,
który
prawie pół wieku
temu przybył tu na
studia? To wszakże
implikuje
dalsze pytania: Jaką
rolę mają do
odegrania w Polsce
syryjscy
chrześcijanie,
którzy zostaną tu
przyjęci? Jakie
zadanie w
zakresie budowania
swojego Królestwa
stawia Bóg przed
każdym z
nas? Odpowiedź może
przyjść jutro lub po
wielu latach.
W
tym numerze „Słowa i
Życia” nawiązujemy
do biblijnej Estery
(„Dobrze poukładane
w głowie”).
Poruszamy odwieczny
dylemat,
czy nauka i wiara
dają się pogodzić
(„Wszechmocny i
Wszechświat”).
Przypominamy, że
Kościół wciąż mierzy
się,
że swoimi Goliatami
(„Po pierwsze: Módl
się”). Piszemy o
tym,
co wydarzyło się w
dniu
Pięćdziesiątnicy
(„Dzień Zielonych
Świąt”). Jest też
rozmowa z pastorem
Kazimierzem
Barczukiem. Rok
2015 w naszym
Kościele został
obwołany rokiem
pierwszeństwa
uczniostwa, więc
sporo miejsca
zajmuje ta kwestia
(„Trafić w
cel”, „Model ma
znaczenie”). Bowiem
– jak pisze Randy
Pope -
„Kościół
musi w sposób
integralny
wypełniać lukę
pomiędzy
kazaniami i
tymi, którzy ich
słuchają;
pomiędzy
realizowanymi
programami, a
życiem
poszczególnych
osób”. Zapraszamy
do lektury .■