Słowo i Życie nr 2/2012



Nina i Bronisław Hury

Od redakcji

Ludzi jednoczą idee, jak choćby EURO 2012. Od 18 kwietnia 2007 roku, kiedy Michael Platini w walijskim Cardiff ogłosił decyzję UEFA, że mistrzostwa organizują Polska i Ukraina, hasło EURO 2012 wywoływało skrajne emocje - od euforii po irytację. Przygotowania rozpoczęły się nieśpiesznie, wręcz niezauważalnie. Rozpisywano konkursy na stadiony, autostrady, porty lotnicze, dworce kolejowe. Spierano się o lokalizacje i ogłaszano przetargi. Czas leciał i nic z pozoru się nie działo. Potem machina ruszyła i widać było coraz więcej. Powstawały stadiony, terminale lotnicze, dworce, hotele, drogi. Inwestycjom towarzyszyły utrudnienia, nie obyło się więc bez narzekań, opóźnień i niedoróbek. Terminy goniły i robiło się coraz bardziej nerwowo, krytyka nasilała się, a wykonawcy i organizatorzy zwierali szyki i dawali z siebie wszystko.

Uruchamiano kolejne obiekty. Szkolono rzesze wolontariuszy-stewardów. W plebiscycie na oficjalny przebój niespodziewanie zwyciężyło „Koko Euro Spoko” w wykonaniu zespołu ludowego Jarzębina - dla niektórych straszny „obciach”. Urządzono strefy kibica - specjalne miejsca do tłumnego oglądania rozgrywek na olbrzymich telebimach. No i zdążyliśmy, nawet z autostradą A2.

8 czerwca 2012 roku - największa w historii Polski impreza sportowa wystartowała. „Wszyscy jesteśmy gospodarzami” - nawoływały plakaty i chyba tak się czuliśmy. Na Stadionie Narodowym w Warszawie uroczysta inauguracja i mecz otwarcia Polska – Grecja, 58 tysięcy widzów. W strefie kibica przed Pałacem Kultury i Nauki blisko 100 tysięcy, mimo deszczu. Euforia, wielka feta, eksplozja radości z pierwszego gola naszej reprezentacji. Chciałoby się rzec: „O jak dobrze i miło, gdy bracia w zgodzie żyją”... Od dawna nie oglądaliśmy takiej mobilizacji, takiego zaangażowania, takich przygotowań. A przecież to tylko piłka nożna, zabawa dla dużych chłopców – jak mówią niektórzy - niewarta tak ogromnych pieniędzy.

Czy potrafimy z takim zaangażowaniem przygotowywać się i oczekiwać na powtórne przyjście Pana Jezusa? – napisał ktoś na Facebooku. Naiwne pytanie? Nie, chodzi przecież o stawkę najwyższą. Jezus Chrystus to nie idea, to osoba, a Jego przesłanie budzi wciąż skrajne emocje. Jedni oddają za nie życie, inni uważają za głupstwo. Jeszcze inni zrobiliby wszystko, by wymazać Go z kart historii. W naszym kraju wyznawanie Chrystusa nie wiąże się dziś z wielkim ryzykiem, co najwyżej może być uznane za „obciach” i głupstwo. W naszej kulturze hojnie nagradza się zwycięzców. Jednak wierząc w istnienie dwóch światów, patrzę na to zupełnie inaczej. Darzę podziwem grację sportowców, piękno modelek, talent ludzi odnoszących sukcesy i jestem wdzięczny za te Boże dary. Jednocześnie proszę Boga, by otworzył mi oczy na inny rodzaj piękna - nie powierzchownego, lecz piękna głębi - pisze Philip Yancey. Cytuje Jeana Vaniera, który woli być szaleńcem, postępując zgodnie z „szaleństwem Ewangelii” niż podążać za absurdem tak zwanych wartości naszego świata („Dwa światy, różne wartości”). „Bo głupstwo Boże jest mędrsze niż ludzie, a słabość Boża mocniejsza niż ludzie” - czytamy w 1 Liście do Koryntian (1:25).

19 maja br. w Warszawie kilka tysięcy osób zademonstrowało swoją przynależność do Jezusa Chrystusa, uczestnicząc w Marszu dla Jezusa. Niestety, nie było ich aż tak wielu, jak w strefie kibica przed Pałacem Kultury i Nauki. Ale przecież to jeszcze nie była „strefa zbawionych”. O niej bowiem tak czytamy: „Potem widziałem, a oto tłum wielki, którego nikt nie mógł zliczyć, z każdego narodu i ze wszystkich plemion, i ludów, i języków, którzy stali przed tronem i przed Barankiem, odzianych w szaty białe, z palmami w swych rękach. I wołali głosem donośnym, mówiąc: Zbawienie jest u Boga naszego, który siedzi na tronie, i u Baranka” (Obj 7:9-10). Póki co, trwają przygotowania...

Copyright © Słowo i Życie 2012