nr 3/2009

Dwusetna rocznica  "Deklaracji i wezwania"




        Wayne Murphy

Deklaracja i wezwanie” na nowe milenium

Obchodząc dwusetną rocznicę „Deklaracji i wezwania” autorstwa Thomasa Campbella,
widzimy, że ten dokument, choć napisany dawno temu, zupełnie się nie zestarzał.
Właśnie teraz to wezwanie do jedności Bożego ludu
głośno przemawia do świata sfrustrowanego podziałami, nienawiścią i wojnami.

Bazylika Grobu Świętego w Jerozolimie to tradycyjne miejsca śmierci i pochówku Jezusa. Pośród ornamentów, świec, kadzideł i obrazów można też dostrzec zjawisko innego rodzaju. W jednej części ogromnego kompleksu kościelno-katedralnego ma swoje nabożeństwa Kościół Koptyjski, w innej Kościół Prawosławny. W jeszcze innej odbywają się msze rzymskokatolickie. W sumie sześć różnych chrześcijańskich denominacji ma tam swoje nawy i kapliczki. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to piękny obraz Bożego ludu, współpracującego ze sobą pod jednym dachem. Nic równie mylnego. W rzeczywistości każda z tych denominacji kontroluje wyłącznie swoje terytorium i rzadko wdaje się w jakąkolwiek interakcję. Brak jedności jest tak porażający, że klucze do bazyliki posiadają muzułmanie. To muzułmanie co dzień otwierają i zamykają bazylikę pod bacznym okiem trzech zakonników, reprezentujących główne Kościoły chrześcijańskie.

To, co obserwujemy w tej Bazylice, to mikrokosmos tego, co dzieje się na całym świecie, kiedy pozwalamy, aby to różnice, a nie podobieństwa nas określały. Amerykańskie chrześcijaństwo protestanckie niczym się tu nie różni. Jedna grupa krytykuje drugą. Etykietki i listy kryteriów dominują w naszym postrzeganiu, kto jest dobry, a kto zły. Nawet ci, którzy wyrośli na spuściźnie Campbella, nie stronią od lekceważenia tych, którzy się od nich różnią, wytykając im ich błędy, ale broniąc się, gdy ktoś wytyka im ich własne.

Pod wieloma względami religijny klimat początku XIX wieku w Ameryce był podobny do dzisiejszego. Ciągle powstają nowe odłamy, przywódcy kościelni koncentrują się na nieistotnych doktrynach. Kościoły zawłaszczają sobie określone terytoria oddziaływania, a wszystko to dzieje się w sytuacji, gdy miliony ludzi żyją z dala od Królestwa Bożego. Z pewnością propozycje Thomasa Campbella z 1809 roku winny być odświeżone i ponownie zastosowane w XXI wieku.

Jedność nie jest opcjonalna

Pierwszy postulat Thomasa Campbella powinniśmy postrzegać jako strzał w mroki podziału. „Kościół Chrystusa na ziemi jest nieodzownie, rozmyślnie i strukturalnie jednością”. Nowotestamentowy Kościół dużo wiedział o podziałach i odłamach (1 Kor 1:10-12), ale jego natura nadal odzwierciedlała jedność samego Chrystusa. Jezus Chrystus nie może być podzielony (1 Kor 1:13), a my jesteśmy Jego Ciałem, więc przez definicję zjednoczeni. Moja dłoń może być oderwana od mojego ciała, ale nie może żyć z dala od niego. Mogę być oderwany od mojego duchowego Ciała (Kościoła), ale - nie mając łączności z Ciałem Chrystusa - nie mam życia.

Jezus jest krzewem winnym, a my Jego latoroślami (J 15). Jeśli jesteśmy połączeni z krzewem winnym, jesteśmy z założenia połączeni z innymi jego gałęziami. Ta więź nie jest kwestią wyboru. To nasza natura. To nasza istota.

Mam pięcioro rodzeństwa i być może ktoś z nich postanowi kiedyś mnie wydziedziczyć. Ale nawet jeśli nie będzie mnie już traktować jak brata, nadal pozostanę jego biologicznym bratem. Nie można zmienić faktu, że jestem jego bratem. Dlatego, jak powiedział Campbell, „nie powinno być podziałów między poszczególnymi zgromadzeniami”.

Pewne małżeństwo w naszym zborze jest niezadowolone z niesprawiedliwego ich zdaniem sposobu traktowania ich przez innych członków naszego Kościoła. Jeśli to małżeństwo odejdzie, będziemy się modlić, żeby pozostali połączeni z Ciałem Chrystusa, chociaż nie z nami konkretnie, ponieważ jedność nie jest opcjonalna. Niestety, istnieją niezliczone podobne do tego przypadki. Chociaż tak jest i nadal będzie, aż do powtórnego przyjścia Jezusa, pozostajemy świadomi rzeczywistej jedności Ciała Chrystusa. I dlatego nie powinno być odstępstw czy niechlubnych podziałów wśród nas.

Jeśli pokroję szarlotkę na osiem kawałków i podam gościom, nikt nawet nie pomyśli o braku jedności tego ciasta. Ono było upieczone nie dla jedności, tylko do podzielenia i zjedzenia. Ale Kościół nie powstał dla rozłamów czy podziału. Jezus jest głową jednego Ciała. Jeśli więc jesteśmy podzieleni, powinniśmy odczuwać konsternację i ból, bo stało się coś, co nie powinno mieć miejsca. Jest to sprzeczne z naturą i tożsamością Kościoła.

Przyczyna podziału

Co spowodowało takie podziały? Jak Thomas Campbell słusznie zauważył, powodem wielu naszych schizm kościelnych była hermeneutyka, czyli sposób rozumienia i interpretowania Pisma. Wiedząc, że chrześcijanie będą różnie interpretować Nowy Testament, Campbell jasno i słusznie pisał: „Wnioski, do jakich dochodzimy dzięki systematycznemu studiowaniu Pisma Świętego, choć cenne i doktrynalnie zasadne, nie powinny być miernikami wspólnoty wiary. Wnioski wypływają z naszych przemyśleń i interpretacji. Lecz wiara człowieka musi opierać się na mocy i prawdzie Bożej, a nie na ludzkiej mądrości” (Propozycja 6).

Wiele książek, zawierających wnioski i indywidualne rozumienie Słowa Bożego, za przyzwoleniem Kościoła traktowanych jest jako doktryny. Ich lista ciągnęłaby się w nieskończoność. Poglądy na temat czasów ostatecznych, sposób spożywania Wieczerzy Pańskiej, dylemat - budynek kościelny czy kościół domowy, opinie na temat świąt to tylko kilka przykładów, które przychodzą mi na myśl. Ludzie odchodzą ze zboru, bo dzieci na szkółce niedzielnej szukały wielkanocnych jajeczek (że już nie wspomnę o używaniu terminu „Wielkanoc” zamiast „Niedziela Zmartwychwstania”).

Niektóre podziały kościelne wynikają z „częściowego zaniedbywania jasno wyrażonej woli Bożej”, inne z “ludzkich opinii”. Tak czy inaczej, Campbell wskazuje, że “wszystkie przeszłe i obecne wypaczenia i podziały w Kościele wynikają z tych dwóch przyczyn” (Propozycja 11).

Sfera opinii

Wiele zborów trzyma się „próby lakmusowej”, zanim kogoś w pełni przyjmie do społeczności kościelnej. Oczywiście, należy mieć biblijne standardy członkostwa, ale powinno się poważnie traktować wezwanie do „czynienia uczniami”, a nie decydowania o uczniostwie. Niestety, często ludzie - choć rozumieją istotę członkostwa w Kościele - większą wagę przywiązu do kwestii nieformalnych.

Załóżmy, że ktoś jest ochrzczonym (przez zanurzenie) wierzącym w Jezusa Chrystusa. Ale - na przykład - niektórzy uważają, że jeśli podczas chrztu nie padły słowa „na odpuszczenie grzechów i przyjęcie Ducha Świętego”, chrzest jest nieważny. Albo jeżeli podczas Wieczerzy Pańskiej, która może być głównym punktem nabożeństwa, nie zostaną przeczytane słowa „ustanowienia”, to taki zbór należy uznać za liberalny. Ktoś chce być częścią pewnej społeczności, ale wymsknęło mu się w rozmowie ze starszym, że nie można utracić zbawienia i w rezultacie szybko zostaje wyprowadzony tylnymi drzwiami. Ktoś inny przypadkiem wspomniał - nie wiedząc, że ten temat to główna kość niezgody między niektórymi - że wierzy w mówienie językami i nagle nie jest już tak serdecznie witany. To tylko kilka przykładów „próby lakmusowej” stosowanej w zborach, najczęściej zupełnie nieformalnie.

Być może, takie jak te kwestie miał na myśli Campbell, pisząc: „Wiara człowieka musi opierać się na mocy i prawdzie Bożej, a nie na ludzkiej mądrości” (Propozycja 6). Innymi słowy, nie wszyscy mamy takie same poglądy na eschatologię, pneumatykę czy eklezjologię. Czy fakt, że ktoś otrzymał inną naukę na temat czasów ostatecznych, wyklucza naszą z nim społeczność? Z pewnością są prawdy biblijne niezbędne do określenia, czy ktoś jest naśladowcą Chrystusa, ale ta lista jest dużo krótsza, niż te stosowane przez wiele zborów czy chrześcijan.

Najistotniejsze zagadnienia

Jednym z uroków naszego ruchu jest to, że zjednoczyliśmy się wokół podstawowych doktryn wiary, przyzwoliliśmy na różnicę zdań w mniej istotnych kwestiach i staraliśmy się okazywać miłość we wszystkim. Jakie są te zasadnicze kwestie?

Pewien mądry pastor powiedział mi kiedyś, że jest tylko jedna doktryna – Jezus Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały. Na podstawie tego odpowiadamy z wiarą na liczne ważne prawdy biblijne, takie jak chrzest, wyznanie grzechu, chodzenie w Duchu i tak dalej. Ale są dwie drogi życiowe: w stronę Jezusa lub przeciwną. Jeśli idziemy w kierunku Jezusa, to nawet jeśli nie wszystkie kwestie, jak na przykład chrzest, pojmujemy właściwie, to przynajmniej możemy się uniżyć i chodząc z Jezusem dojdziemy do głębszego zrozumienia. Czy nie tak było z chrztem w przypadku Thomasa i Aleksandra Campbella? Czy nie byli już naśladowcami Chrystusa, zanim doszli do przekonania, że trzeba być zanurzonym?

Żyjąc w XXI wieku i czerpiąc z dziedzictwa Stone’a i Campbella musimy kłaść mniejszy nacisk na osądzanie, kto jest zbawiony, a kto nie, a poświęcić więcej czasu na wywyższanie Jezusa Chrystusa. Nie do mnie należy nakłanianie innych, żeby mieli takie samo zdanie na temat chrztu, Wieczerzy czy Ducha Świętego, ale moim zadaniem jest kochać ich tak, jak Jezus ich umiłował, i wywyższać Tego, który może wszystkich pociągnąć do siebie.

Odrażające zło

Nasze wezwanie do jedności nie jest naiwną wiarą, że ludzie już zawsze będą interpretować Słowo tak samo. Nie chcemy zaprzeczać, że Biblia jasno naucza na temat podstawowych kwestii wiary, na przykład że Jezus zmarł za nasze grzechy, był pogrzebany i powstał z martwych. Nasze wezwanie do jedności jest oparte na przekonaniu, że „podziały między chrześcijanami są odrażającym złem i przyczyną wielu tragedii. Są niechrześcijańskie, ponieważ niszczą widoczną jedność Ciała Chrystusa. To działanie wbrew chrześcijaństwu, ponieważ niszczy widoczną jedność w Ciele Chrystusa; jakby Chrystus był podzielony sam przeciw sobie” (Propozycja 10).

Po huraganie Katrina w Nowym Orleanie w 2005 roku mój przyjaciel Rick opowiedział mi swoją historię. Kościół, założony przez niego przed huraganem, rozpoczął międzywyznaniową służbę, mającą na celu pomaganie ludziom w odbudowaniu życia po huraganie. Z założenia była to służba skierowana do wierzących z różnych Kościołów, a ich pragnieniem było, żeby Bóg wykorzystał tę posługę, żeby pokazać jedność swojego ludu. Działka, która należała do jednej z denominacji zaangażowanej w tę służbę, została podarowana innemu zborowi z tej samej denominacji. Pastor tego Kościoła zadzwonił i powiedział: „Wspaniała wiadomość! Dostaliśmy działkę. Może wspólnie zbudujemy ośrodek w ramach naszej międzywyznaniowej służby?”. Obydwaj myśleli, że to może być dobry początek jednoczenia wierzących poprzez wspólną służbę. Jednakże, kiedy działka została przepisana, rada starszych tego zboru zainterweniowała i powiedziała, że działka może być użyta jedynie przez tę denominację i tylko na działania w obrębie tej denominacji. Nadal pomagają sobie wzajemnie i utrzymują przyjacielskie stosunki, ale byli zasmuceni, że dwa różne Kościoły nie mogą ze sobą współpracować w bardziej namacalny sposób.

Kiedy postrzegamy swoją tożsamość nie jako przynależność do jakiejś denominacji, ale do Królestwa Bożego, jesteśmy bardziej otwarci na przyjęcie tych, którzy wyrośli w innej tradycji, ponieważ nie uważamy, że nasza denominacja jest sprawdzianem braterstwa. Jest wiele przykładów tego, jak Kościoły służyły wspólnie i doświadczyliśmy tego w różny sposób w Nowym Orleanie, ale wiem, że jeszcze wiele pozostaje do zrobienia w kwestii budowania jedności.

Następny krok

Jaki powinien być następny krok? Czego możemy się dziś nauczyć z „Deklaracji i Wezwania”, co pomoże nam w naszym milenium?

Przede wszystkim musimy uznać, że jedność Kościoła nie jest opcjonalna. Jedność w Ciele Chrystusa jest kwestią zasadniczą. Mówiąc prościej, chodzi o to, kim jesteśmy, nawet jeśli nie zawsze zachowujemy się odpowiednio.

Po drugie, przyznajemy, że przyczyniliśmy się do podziałów i sekciarstwa w naszej służbie. Kościoły opierają się na relacjach – relacji z Jezusem Chrystusem i ze sobą nawzajem. Kiedy relacje są nadszarpnięte, ludzie odchodzą. W szerszej perspektywie, kiedy relacje są zerwane, nie tylko pojedyncze zbory są podzielone, ale i całe denominacje. Jest to pewne uproszczenie tego, jak powstają podziały, ale pokazuje praktyczną stronę tego, że nie stajemy na wysokości zadania, żeby uzdrawiać zerwane więzi, prosić o przebaczenie i przebaczać innym.

Budowanie mostów

Po trzecie, nasze działanie jest ukierunkowane na budowanie mostów. Sam fakt, że Thomas Campbell napisał „Deklarację i Wezwanie” wskazuje, że chciał coś zrobić w reakcji na podziały, istniejące w tamtym czasie. Zbyt łatwo przychodzi nam przyjmowanie postawy wygodnictwa i akceptowania podziałów, kierując się myśleniem, że tak po prostu już jest. Thomas Campbell wybrał, by nie akceptować zjawiska podziałów. Przeciwstawiał się temu i wiedział, że najlepszym lekarstwem jest koncentrowanie się na jedności. Zawsze będą obszary, w których będziemy się różnić (mniej istotne kwestie). Powinniśmy się czuć wolni do wyrażania naszego zdania i dyskutowania na te tematy. Jednakże dyskusje powinny być w ramach szerszej jedności w zasadniczych kwestiach wiary – naszego oddania Jezusowi Chrystusowi.

Wreszcie, pamiętamy o naszym postanowieniu, aby we wszystkim okazywać sobie miłość. Jak powiada Pismo:Nade wszystko miejcie gorliwą miłość jedni ku drugim, gdyż miłość zakrywa mnóstwo grzechów” (1 P 4:8). Apostoł Paweł przypomina nam: “Umiłowani, miłujmy się nawzajem, gdyż miłość jest z Boga, i każdy, kto miłuje, z Boga się narodził i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością” (1 J 4:7-8).

Miłość zrodzona z Boga nie zaprzyjaźnia się z grzechem i nie pomija prawdy, ale zawsze najpierw szuka Królestwa Bożego i stara się, żeby inni pojednali się z Bogiem przez Jezusa Chrystusa. Zapoczątkowany przez Stone'a i Campbella Ruch Odnowy (the Stone-Campbell Restoration Movement) ma na celu przywrócenie nie tylko doktryn biblijnych, ale biblijnej zasady oddawania swojego życia za siebie nawzajem. Co to jest miłość? Po tym poznaliśmy miłość, że On za nas oddał życie swoje; i my winniśmy życie oddawać za braci(1 J 3:16).

Biblijna prawda nie oddziela doktryny od praktyki. Jeśli twierdzimy, że znamy Boga, okazujmy to naszym sposobem traktowania innych. Żeby Ruch Odnowy mógł się rozwijać w XXI wieku, nasze Kościoły i wierzący muszą połączyć swoje zrozumienie prawdy z Duchem prawdy. Świat dojrzał na żniwo. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, przesłanie „Deklaracji i Wezwania” musi brzmieć głośno i wyraźnie: Jezus jest Panem i powołuje nas, abyśmy - będąc jednomyślni - docierali z Ewangelią do zgubionego i poranionego świata.
[Przygotowane, w oparciu o opracowanie Ricka Grovera, na Doroczną Konferencję WKCh '09].


Copyright
© Słowo i Życie 2009
Słowo i Życie - strona główna