Słowo i Życie nr 3/2006


Lothar Roth

Myśleliśmy, że to ubek

Straszna i okrutna wojna się skończyła. Nastały nowe czasy. Centrum Lidzbarka Warmińskiego spalone przez Armię Czerwoną. Nowi ludzie osiedlili sie na tzw. terenach odzyskanych, poniemieckich. Nieznajomość języka utrudniała nam porozumiewanie się. Najbardziej jednak brakowało nam połeczności z wierzącymi. Czytaliśmy Pismo Święte i modliliśmy się w domu.

Pewnego dnia, chyba wiosną 1946 roku, odwiedził nas jakiś człowiek. W domu była tylko moja mama i ja. Nie rozumieliśmy, o co pytał. Był wysokiego wzrostu, ubrany w czarny płaszcz. Powtarzał słowo „baptist”. Wystraszyliśmy się. Myśleliśmy, że to ubek, który szuka wierzących, by ich aresztować. Ten człowiek, widząc nasze obawy, zaczął śpiewać: „Głośmy radośnie wszyscy wraz, Bóg kocha nas”. Nasz strach zamienił się w radość. Znaliśmy bowiem tę pieśń i zrozumieliśmy, że to brat w Chrystusie. Mama ugościła go serdecznie. Gdy przyszedł mój ojciec, który znał język polski, wszystko się wyjaśniło. Pan posłał swego sługę, aby owce zgromadzić. Był to Jerzy Sacewicz, który poszukiwał wierzących na tym terenie.

Wkrótce władze PRL przydzieliły nam poniemiecką kaplicę przy ul. Szwoleżerów (po Społeczności Chrześcijańskiej). Trzeba było przeprowadzić remont budynku. Powstawialiśmy nowe szyby i zrobiliśmy ławki. Pomagałem ojcu w tych pracach, choć miałem wówczas tylko 13 lat. Z Gienkiem, moim bratem, doprowadziliśmy do stanu używalności fisharmonię. Czynnie udzielałem sie również przy stawianiu płotu wokół sierocińca. Po niedługim czasie ten dom dziecka został zamknięty – władze PRL nie pozwoliły Kościołowi na wychowywanie dzieci. W Lidzbarku powstało też seminarium teologiczne, przeniesione w 1949 roku do Warszawy.

Pierwszym przełożonym zboru w Lidzbarku był br. Teodor Lewczuk, który przyjechał do nas z Białostocczyzny i zamieszkał w domu zborowym. Ta rodzina była nam wielką pomocą, nawiązała się rychła przyjaźń i często odwiedzaliśmy się. W ten sposób mieliśmy bliską społeczność duchową, która była nam bardzo potrzebna.

Nie obeszło się, niestety, bez trudności ze strony ludności katolickiej. Zakłócali nam spokój w czasie nabożeństw. Pewnego razu ktoś wrzucił przez okno duży kamień, który uderzył pastora Lewczuka w ramię. Dzięki Bogu, obeszło się bez większych obrażeń. Z biegiem czasu tego rodzaju przypadki ustały.

Kolejnym naszym pastorem był br. Mikołaj Makarczuk, który przybył do nas z żoną Heleną i synem Olkiem. Miło wspominamy tę rodzinę.

W mojej pamięci zapisali się też bracia: Paweł Bajeński, Bolesław Winnik, Mikołaj Korniluk, Apolinary Wójcicki, Andrzej Aniszczuk, Józef Mrózek, Ferdynand Karel, Józef Prower. W Lidzbarku odbywały się kursy dziecięce i młodzieżowe. Na takim kursie zapoznałem w 1956 roku Krystynę, która została moją żoną (na kolejnym kursie w 1957 roku wzięliśmy ślub).

Lidzbark Warmiński to dla mnie miasto, którego nie da się zapomnieć. Tam się urodziłem, tam oddałem serce Jezusowi, tam się ożeniłem, tam urodziła się (fizycznie i duchowo) nasza pierwsza córka Ewa. To moja ojczyzna. Żałuję, że nie mogłem uczestniczyć w uroczystości jubileuszowej. Z całego serca życzę zborowi w Lidzbarku Warmińskim błogosławieństwa Bożego w dalszej służbie Panu Chrystusowi.

LOTHAR (LUTEK) ROTH
Öhringen, RFN, wrzesień 2006





Copyright © Słowo i Życie 2006
Słowo i Życie - strona główna