okładka 1/2005

Richard Wurmbrand

OKIEM MĘCZENNIKA

Byłem przekonany, że nie ma żadnego Boga, ale zarazem było mi smutno, że taki Bóg miłości nie istnieje. [...] Pewnego dnia, będąc nadal bardzo gorliwym ateistą, pomodliłem się do Boga. Moja modlitwa wyglądała mniej więcej tak: „Boże, jestem pewien, że nie istniejesz. Ale jeśli przypadkiem istniejesz, co kwestionuję, to nie jest moim obowiązkiem wierzyć w Ciebie. Natomiast Twoim obowiązkiem jest objawić mi samego siebie".

[...] W tym okresie moich wewnętrznych zmagań pewien stary cieśla, mieszkający we wsi położonej wysoko w górach Rumunii, modlił się tak: „Mój Boże, służyłem Tobie na ziemi i chciałbym mieć nagrodę na ziemi, tak jak i w niebie. Moją nagrodą mogłoby być to, żebym nie umarł, zanim nie przyprowadzę jakiegoś Żyda do Chrystusa, a to dlatego, że Jezus był Żydem. Jestem biedny, stary i schorowany. Nie mogę chodzić i szukać Żydów, a w mojej wsi nie ma żadnego. Przyprowadź Żyda do mojej wsi, ja natomiast zrobię wszystko, by przyprowadzić go do Chrystusa".

Coś nieodpartego przyciągało mnie do tej wsi. Właściwie nie miałem żadnego powodu, by tam się udać. W Rumunii jest dwanaście tysięcy wsi, ale ja pojechałem właśnie do tamtej. Ów stolarz, wiedząc, że jestem Żydem, zabiegał o mnie tak, jak nikt nigdy nie zabiegał o żadną piękną dziewczynę. Widział we mnie odpowiedź na swoją modlitwę. Szybko dał mi do przeczytania Biblię. Wcześniej wielokrotnie czytałem Biblię, ale czyniłem to z racji mojego zainteresowania kulturą. Tym razem było to czytanie innego rodzaju. Jak powiedział mi jakiś czas później, wraz z żoną godzinami modlili się o nawrócenie moje i mojej żony. Biblia, którą mi podarował, była napisana nie tyle słowami, co płomieniami miłości rozpalonymi przez jego modlitwy. Ledwo byłem w stanie ją czytać. Mogłem tylko płakać nad nią, porównując swoje złe życie z życiem Jezusa, swoją nieczystość z Jego sprawiedliwością, swoją nienawiść z Jego miłością. Jezus zaś przyjął mnie jako jednego ze swoich.

Wkrótce potem nawróciła się moja żona...

[...] Później nastały czasy nazizmu. Bardzo wówczas cierpieliśmy. [...] Byłem już faktycznie liderem założonego przez siebie Kościoła. Odpowiadałem za ten zbór. Zarówno ja, jak i moja żona byliśmy kilkanaście razy aresztowani, bici i wleczeni przed nazistowskie sądy. Terror nazistowski był wielki, ale stanowił tylko przedsmak tego, co przyszło wraz z komunistami. Mój syn Mihai musiał przyjąć nieżydowskie imię, aby uniknąć śmierci.

Jednakże okres nazizmu przyniósł nam również wielką korzyść. Naziści nauczyli nas, że cierpienie fizyczne można znieść i że ludzki duch z Bożą pomocą może przetrwać straszne tortury. Nauczyli nas także sposobów tajnej chrześcijańskiej pracy, które były przygotowaniem do daleko gorszych prób, które nadchodziły...

Miłość zamiast nienawiści

[...] W komunistycznych więzieniach widziałem chrześcijan z ponad dwudziestokilogramowymi łańcuchami na nogach, torturowanych rozgrzanymi do czerwoności pogrzebaczami; chrześcijan, którym siłą wsypywano do gardła łyżki soli, po czym trzymano ich z dala od wody; chrześcijan głodujących, biczowanych i przemarzniętych, którzy żarliwie modlili się za komunistów. Po ludzku jest to niewytłumaczalne. Dokonała tego jednak miłość Chrystusa, która została wlana w nasze serca.

Niejednokrotnie komuniści, którzy nas torturowali, byli później wtrącani do więzienia. W ustroju komunistycznym komuniści, a nawet przywódcy komunistyczni byli osadzani w więzieniu niemal równie często, jak ich przeciwnicy. W rezultacie torturowany i oprawca przebywali w jednej celi. Podczas gdy niewierzący okazywali nienawiść swoim byłym prześladowcom i bili ich, chrześcijanie brali ich w obronę, ryzykując, że sami zostaną pobici i oskarżeni o popieranie komunizmu. Widziałem chrześcijan oddających ostatnią kromkę chleba (dostawaliśmy jedną kromkę tygodniowo) i lekarstwa, które mogły uratować im życie, chorym komunistycznym oprawcom, którzy wówczas byli współwięźniami.

Ostatnie słowa Iuliu Maniu, chrześcijanina i byłego premiera Rumunii, który zmarł w więzieniu, brzmiały: „Jeśli komunizm w naszym kraju zostanie obalony, to najświętszym obowiązkiem każdego chrześcijanina będzie wyjść na ulice i z narażeniem własnego życia bronić komunistów przed rozwścieczonym tłumem, który tyranizowali".

[...] W izolatkach więziennych nie mogliśmy modlić się tak jak wcześniej. Byliśmy niewyobrażalnie głodni, podawano nam leki, pod których wpływem zachowywaliśmy się jak idioci. Wyglądaliśmy jak kościotrupy. Modlitwa Pańska była dla nas o wiele za długa - nie mogliśmy się skoncentrować na tyle, aby ją wypowiedzieć. Moją jedyną modlitwą powtarzaną w kółko było: „Jezu, kocham cię".

I wtedy, pewnego wspaniałego dnia dostałem odpowiedź od Jezusa: „Kochasz mnie? To teraz pokażę ci, jak ja cię kocham”. Natychmiast poczułem płomień w moim sercu, niczym ogniste słońce. Uczniowie w drodze do Emaus mówili, że ich serca pałały, kiedy Jezus mówił do nich. Tak samo było mną. Poznałem miłość Tego, który na krzyżu oddał Swoje żyć za nas wszystkich. Taka miłość nie wyklucza komunistów, jakkolwiek poważne byłyby ich grzechy.

Komuniści popełnili i wciąż popełniają okropności, ale „ jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol... Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki” (Pnp 8,6-7 - BT). Tak jak śmierć dosięga wszystkich - bogatych i biednych, młodych i starych, ludzi wszystkich ras, narodowości i przekonań politycznych, świętych i kryminalistów - tak i miłość ogarnia wszystko. Chrystus, wcielona miłość, chce, aby wszyscy ludzie, włącznie z komunistami, przyszli do Niego.

Do mojej celi został wrzucony pewien duchowny, którego okropnie pobito. Był na wpół żywy, krew płynęła z jego twarzy i ciała. Umyliśmy go. Niektórzy z więźniów przeklinali komunistów, ale on, jęcząc, powiedział im: „Proszę, nie przeklinajcie ich. Zamilczcie! Chciałbym się za nich pomodlić".

Niewytłumaczalna radość

Kiedy patrzę wstecz na tych czternaście lat spędzonych w więzieniu, widzę, że czasami były to bardzo szczęśliwe chwile. Inni więźniowie, a nawet strażnicy, bardzo często zastanawiali się, dlaczego chrześcijanie potrafią być tak bardzo szczęśliwi nawet w najokropniejszych warunkach. Nie byli w stanie zapobiec naszemu śpiewaniu, mimo iż byliśmy za to bici. Wyobrażam sobie, że słowiki także by śpiewały, nawet gdyby wiedziały, że zostaną za to zabite. Chrześcijanie w więzieniu tańczyli z radości. Jak  mogli być tak bardzo szczęśliwi w takich tragicznych okolicznościach?

W więzieniu często rozmyślałem na temat słów Jezusa wypowiedzianych do uczniów: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie” (Łk 10,23). Uczniowie właśnie wrócili z podróży po Palestynie, gdzie widzieli okropne rzeczy. Palestyna była ciemiężonym krajem. Wszędzie tam cierpieli tyranizowani ludzie. Uczniowie widzieli choroby, utrapienie, głód i smutek. Bywali w domach, z których do więzienia byli zabierani patrioci, zostawiając szlochających rodziców lub żony. Nie był to zbyt piękny widok.

Mimo to Jezus powiedział: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie”. Uczniowie bowiem nie widzieli samych tylko cierpień. Widzieli także Zbawiciela. Porównać to można do brzydkich gąsienic, które pełzają po liściach, ale zrozumiały, że po tej nieszczęsnej egzystencji przychodzi piękne życie wielobarwnego motyla przelatującego z kwiatka na kwiatek. My także byliśmy uczestnikami tego szczęścia.

Dookoła mnie byli „Hiobowie" - niektórzy dotknięci cierpieniem o wiele większym niż Hiobowe. Ale ja znam zakończenie historii Hioba - otrzymał on dwa razy więcej niż miał wcześniej. Widziałem dookoła siebie ludzi, którzy byli jak żebrak Łazarz – głodni i pokryci wrzodami. Ale wiedziałem, że aniołowie zabiorą tych ludzi na łono Abrahama. Widziałem ich takimi, jakimi będą w przyszłości - w brudnym, wynędzniałym, słabym męczenniku obok mnie dostrzegałem jutrzejszego uwieńczonego chwałą świętego.

Niebo dla komunistów

Widząc ludzi w ten sposób - nie takimi, jakimi są dziś, ale takimi, jakimi kiedyś będą - mogłem także w naszych prześladowcach zobaczyć Szawła z Tarsu - przyszłego apostoła Pawła. Niektórzy już się takimi stali. Wielu funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa, którym świadczyliśmy, zostało chrześcijanami. A kiedy później cierpieli w więzieniu za wiarę, byli naprawdę szczęśliwi, gdyż znaleźli Chrystusa. Chociaż byliśmy biczowani, tak jak Paweł, to jednak w tych, którzy nas więzili, widzieliśmy potencjalnego strażnika z Filippi, który się nawrócił. Marzyliśmy, że niedługo zapytają: „Co mam czynić, abym został zbawiony?" W tych, którzy drwili z chrześcijan przywiązywanych do krzyży i smarowanych odchodami, dostrzegaliśmy tłum zgromadzony na wzgórzu Golgoty, który wkrótce miał się bić w piersi ze strachu, że zgrzeszył.

To właśnie w więzieniu znaleźliśmy nadzieję zbawienia dla komunistów. Tam wykształciliśmy poczucie odpowiedzialności za nich. Chociaż nas torturowali, nauczyliśmy się ich kochać.

Duża część mojej rodziny została zamordowana. Ich morderca nawrócił się w moim własnym domu; było to najodpowiedniejsze miejsce. [...]

Bóg widzi rzeczy inaczej niż my, tak jak my postrzegamy świat inaczej niż mrówka. Z ludzkiego punktu widzenia być przywiązanym do krzyża i pomazanym odchodami jest okropnością. Mimo to Biblia nazywa cierpienia męczenników „niewielkimi utrapieniami". Czternaście lat w więzieniu to dla nas bardzo długi okres, ale Biblia mówi o tym: „nieznaczny chwilowy ucisk” i wskazuje, że on „przynosi nam przeogromną obfitość wiekuistej chwały" (2 Kor 4,17). To daje nam prawo przypuszczać, że straszne zbrodnie komunistów, które wydają nam się niewybaczalne, są lżejsze w oczach Boga niż w naszych. Ich tyrania, trwająca niemal całe stulecie, dla Boga, dla którego tysiąc lat jest jak jeden dzień, a jeden dzień jak tysiąc lat, jest tylko chwilowym zejściem na złą drogę. Mają oni wciąż możliwość zbawienia.

Bramy nieba nie są zamknięte dla komunistów, światło nie jest dla nich zgaszone. Mogą się nawrócić jak każdy inny człowiek, my musimy nawoływać ich do pokuty.

Fragmenty z: Richard Wurmbrand, Torturowani z powodu Chrystusa. Miłość, która zwycięża nienawiść.  Wykorzystano za pozwoleniem wydawcy. Skróty, tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Richard Wurmbrand, Torturowani z powodu Chrystusa. Miłość
która zwycięża nienawiść,  Euro-Laser, Kraków 2005,
s. 168, format: 15x21, opr. miękka,
cena detaliczna zł 19,00; hurtowa (od 10 egz.) zł 14,25.
Do nabycia w księgarniach chrześcijańskich lub wysyłkowo
tel. (0-33) 821 25 93, e-mail: misja@life.pl

Copyright © Słowo i Życie 2005
Słowo i Życie - strona główna