Zbigniew Tarkowski
GDY BÓG WYDAJE SIĘ BYĆ ODLEGŁY
Gdzie jest Bóg, który powiedział: „Nigdy Cię nie zostawię i nie
opuszczę”?
Przypominamy sobie tę obietnicę i zastanawiamy się, co się stało,
dlaczego to się nie wypełnia?
Czy Bóg jest zbyt zajęty? Czy nie jest w stanie panować nad
wszechświatem? Czy obraził się na mnie?
Problem bierze się stąd, że niewłaściwie rozumiemy tę obietnicę.
Bóg obiecuje, że nigdy nas nie opuści, ale nie obiecuje, że zawsze
będziemy odczuwać Jego obecność.
Bóg jest zawsze obecny, bez względu na to, czy to czujesz, czy nie.
Atmosfera nabożeństwa sprawia, że udaje się nam, w bardzo
komfortowych warunkach, chociaż na chwilę oderwać od codziennych spraw i
kłopotów. Siedzimy w ładnej sali, muzyka, śpiew i modlitwy nastrajają nasze
serca. Czujemy obecność Boga. W takich okolicznościach wielbienie Boga,
całkowite poddanie się Jemu, wydaje się łatwe. Jednak nabożeństwo się kończy,
wychodzimy z kaplicy, wracamy do domów. Żyjemy, pracujemy, uczymy się - wtedy
wielbienie Boga nie jest już takie łatwe. Dopadają nas problemy, a Bóg wydaje
się być od nas bardzo odległy.
Taki właśnie był mój ostatni tydzień. Choroba córki,
problemy żony w pracy, moje kiepskie samopoczucie, ponura pogoda, a Bóg wydawał
się być gdzieś daleko, jakby się gdzieś ukrył...
Choćby nawet...
Każdy z nas zna to uczucie. Gdy nasze życie układa
się pomyślnie, gdy nie brakuje nam środków do życia, mamy dach nad głową,
współmałżonka, przyjaciół, zdrowie i pracę, a do tego życie dostarcza nam wielu
miłych wrażeń, wtedy - jeśli tylko nie zapominamy całkiem o Bogu - na pewno
jest nam łatwo uwielbiać Go i Mu ufać.
Nie zawsze jednak okoliczności życiowe są miłe. Są sytuacje,
gdy czarne chmury spowijają nasze życie, idziemy ciemną doliną, a Bóg wydaje
się być niewyobrażalnie daleko. Co wówczas począć?
Najwyższym poziomem uwielbienia Boga jest chwalenie Go
niezależnie od sytuacji, w jakiej akurat się znajdujemy; bez względu na
cierpienie, które akurat odczuwamy; dziękowanie Mu, gdy nas doświadcza, ufanie
Mu w obliczu pokus, zawierzanie, gdy cierpimy, i kochanie, gdy wydaje się być
odległy.
„Choćby rozbili
przeciwko mnie obozy, nie ulęknie się serce moje. Choćby wojna wybuchła przeciw
mnie, nawet wtedy będę ufał” – mówi psalmista (Ps 27,3).
Sprawdzian
Jednym z najlepszych sprawdzianów przyjaźni jest oddzielenie
i brak możliwości porozumiewania się. Każda relacja ma chwile bliskości i
oddalenia. Podobnie jest w naszej relacji z Bogiem. Gdy odczuwamy chwile
oddalenia, wtedy wielbienie Go staje się trudne.
Pozorne Boże oddalenie się, kiedy wydaje nam się, że Bóg o
nas zapomniał lub nas opuścił, bywa często Bożą metodą prowadzenia naszej z Nim
przyjaźni do większej dojrzałości. Uczucie, że Bóg jest gdzieś daleko, nie było
obce również bohaterom biblijnym. Czytając Księgę Psalmów wielokrotnie
zauważamy, że przeżywali takie doświadczenia:
„Czemu, o Panie, stoisz
z daleka, ukrywasz się w czasach niedoli?” (Ps 10,1).
„Ponieważ ty jesteś
Bogiem moim, ostoją moją, dlaczego mnie odrzuciłeś? Dlaczego mam chodzić
smutny, gdy nieprzyjaciel mnie dręczy?” (Ps 43,2).
Gdzie jest Bóg, który powiedział: „Nigdy Cię nie zostawię i
nie opuszczę”? Przypominamy sobie tę obietnicę i zastanawiamy się, co się
stało, dlaczego to się nie wypełnia? Czy Bóg jest zbyt zajęty? Czy nie jest w
stanie panować nad wszechświatem? Czy obraził się na mnie? Problem bierze się
stąd, że my niewłaściwie interpretujemy tę obietnicę. Bóg obiecuje, że nigdy
nas nie opuści, ale nie obiecuje, że zawsze będziemy odczuwać Jego obecność.
Pamiętasz chwile, kiedy budziłeś się i oto podniosły duchowy
nastrój poprzedniego dnia gdzieś prysnął? Zaczynasz modlić się i czujesz, że
modlitwy sięgają zaledwie sufitu. Gromisz, pościsz, wyznajesz, pokutujesz,
znowu pościsz, przepraszasz, prosisz o wybaczenie. Mija tydzień, miesiąc, rok
może więcej i ciągle nic. Boże, co ze mną jest nie tak?
„Oto, gdy idę naprzód - nie ma Go, a gdy się cofam - nie
zauważam Go. Gdy szukam Go po lewej stronie, nie dostrzegam Go, gdy się ukrywa
po prawej, też Go nie widzę” – mówił Hiob (Hi 23,8-9).
W takich sytuacjach najczęściej zadajemy sobie pytanie, w
czym zgrzeszyliśmy, że Bóg się gniewa i nas karze. To prawda, że grzech zakłóca
naszą relację z Bogiem, lecz jeśli go wyznajemy, Bóg go wymazuje i zapomina.
Głównym powodem tego stanu rzeczy jest próba wiary, którą każdy musi przejść.
Ten sprawdzian ma wykazać, czy - nie odczuwając Bożej obecności - będziemy Mu
nadal posłuszni; czy - mimo nieodczuwania Jego obecności - nadal wierzymy Jego
Słowu. Czyż nie tego samego oczekujemy od naszych dzieci? Chcemy, aby były
posłuszne także wtedy, gdy nie ma nas obok nich. Chcemy, aby zachowywały się
zgodnie z zasadami i normami, których ich nauczyliśmy. A nasza nieobecność jest
tak naprawdę testem dla naszych dzieci. Nasz Niebieski Ojciec chce dokładnie
tego samego - byśmy byli Mu wierni nawet wtedy, gdy nie odczuwamy Jego
bliskości. Wiara i wierność bierze się ze słuchania i posłuszeństwa Bożemu
Słowu.
Odczucia nie są najlepszym miernikiem
Uwielbienie Boga to coś więcej niż emocjonalne przeżycie czy
doznanie. Czasami myślimy sobie: „dziś należycie uwielbiłem Boga”, a tym, co
nas motywuje do takiego stwierdzenia, jest nasze dobre samopoczucie. Tymczasem
osobiste odczucia nie są najlepszym miernikiem. Bóg często pozbawia nas
pozytywnych odczuć, byśmy bardziej ufali Jego Słowu niż swojemu samopoczuciu. W
uwielbieniu to Bóg ma się dobrze czuć, a nie my. Bóg chce, byśmy koncentrowali
się bardziej na Nim, niż na duchowych przeżyciach.
„Kto ufa własnemu sercu, ten jest głupi; kto mądrze
postępuje, jest bezpieczny” (Prz 28,26). W życiu z Bogiem nasze odczucia nie
mogą być czynnikiem decydującym. Wielu chrześcijan poszukuje przeżyć duchowych.
I dobrze. Jednak niektórzy stają się łowcami przeżyć. Niektórzy byli już w
kilku Kościołach, a do tych częstych zmian motywuje ich poszukiwanie duchowych
przeżyć. Gdy emocjonalnych przeżyć braknie, zaczynają się problemy, pojawia się
poczucie winy. Zamiast trzymania się Bożego Słowa i Bożych obietnic zaczyna się
poszukiwanie nowej społeczności, kolejnego Kościoła, w nadziei na kolejne
duchowe doznania. Takie życie jest gonitwą za wiatrem. Nigdy nie będziemy
usatysfakcjonowani, jeśli będziemy szukać przeżyć, a nie Boga. Nie poszukuj
tylko przeżyć, nie szukaj darów duchowych, ale szukaj Tego, który jest dawcą,
szukaj Boga. „Błogosławiony mąż, który polega na Panu, którego ufnością jest Pan!”
(Jer 17,7)
Prawdą jest, że Bóg daje przeżycia, ale chce, byśmy w miarę
naszego dorastania ufali bardziej temu, co On powiedział - nawet wtedy, gdy
tego nie czujemy. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby nasze dzieci były nam
posłuszne tylko wtedy, gdy czują naszą obecność. Musimy głęboko zapamiętać
prawdę, że Boża wszechobecność, a manifestacja Jego obecności to dwie różne
sprawy. Boża wszechobecność to niepodważalny fakt, a manifestacja Jego
obecności to subiektywne odczucie.
Bóg jest zawsze obecny, bez względu na to, czy to czujesz,
czy nie: „Nie porzucę cię, ani cię nie opuszczę” (Hbr 13,5). „Nikt nie wydrze
ich z ręki mojej” (J 10,28). „A oto ja jestem z wami po wszystkie dni” (Mt
28,20). Te obietnice są niezawodne, jednak nie możemy oczekiwać, że zawsze
będziemy odczuwać Bożą obecność. Bóg chce byśmy to czuli, lecz jeszcze bardziej
cieszy Go, gdy żyjemy wiarą opartą na tym, co On powiedział.
Jakże często po sytuacjach „ciszy na Bożych łączach",
gdy chwytamy się Bożego Słowa, obserwujemy duchowy wzrost, poznajemy lepiej
Boga, widzimy więcej. Spójrzmy na Hioba – przez 40 rozdziałów Bóg milczy, a w
końcówce Hiob stwierdza: „Tylko ze słyszenia wiedziałem o Tobie, lecz teraz
moje oko ujrzało Cię” (Hi 42,5). Co więc mogę uczynić, gdy ciężary życia
przygniatają mnie, a Bóg wydaje się odległy? Paść przed Bogiem, tak jak Hiob, i
powiedzieć: „Bóg dał, Bóg wziął. Niech Jego imię będzie wywyższone”?
Nie udawajmy
Kiedy Bóg wydaje się być odległy, mówmy Bogu dokładnie to,
co czujemy. „Wierzę nawet wtedy, gdy mówię: Jestem bardzo utrapiony” - czytamy
w Psalmie 116,10. Współczesna kultura kreuje obraz człowieka
sukcesu, któremu wszystko się udaje, który nie ma słabości ani problemów, a
przynajmniej nie przyznaje się do tego, a tym bardziej do bezradności. Nie
przyznajemy się, ale często jesteśmy bezradni, znajdujemy się u kresu
wytrzymałości. I nawet w Kościele, nawet w gronie przyjaciół, w grupie domowej
trudno jest nam się przyznać przed innymi, trudno jest nam się przyznać przed
Bogiem, że nie dajemy rady, że sytuacja nas przerosła. Nie wyznajemy tego Bogu,
bo wydaje nam się, że On czeka tylko na dobre wieści, że nie będzie chciał
słuchać o naszych problemach, bo oczekuje naszej wdzięczności. Tymczasem Bóg
nie czeka na dobre wieści - czeka na nas. Czeka, że przyjdziemy do Niego jak do
Ojca i wylejemy przed Nim swoje serce.
W ostatnim tygodniu, kiedy Bóg wydawał mi się być daleko,
rozmawiałem z Nim często. Byłem w moim ulubionym miejscu dialogu z Bogiem i
modliłem się: „Panie, martwię się. Panie, boję się, co będzie dalej. Panie,
czuję się bezsilny”...
Nie udawajmy, ale mówmy Bogu dokładnie to, co czujemy. Tak
jak robił to Hiob i król Dawid. Tak jak robił to Pan Jezus. Powiedzenie Bogu,
że straciliśmy nadzieję, może być najlepszym wyznaniem naszej wiary.
W Ewangelii Marka czytamy, jak do Jezusa przyszedł ojciec z
opętanym synem i prosił o uzdrowienie. Jezus skomentował: „Wszystko jest
możliwe dla wierzącego. Zaraz zawołał ojciec chłopca: Wierzę, pomóż
niedowiarstwu memu” (Mk 9,24). Kiedy przychodzimy do Boga nawet wtedy, gdy nie
odczuwamy Jego bliskości, oznacza to, że wierzymy, że On jest, że wysłuchuje
naszych modlitw, że pozwala nam powiedzieć wszystko, co czujemy albo myślimy,
że On - pomimo wszystkich naszych ułomności - nadal nas kocha.
Koncentrujmy się na Bogu
Kiedy Bóg wydaje się być daleko, koncentrujmy się na Bogu i
Jego niezmiennej naturze. Nasze emocje się zmieniają, lecz Boży charakter
pozostaje ten sam. „W ciemności nie wątp w to, co Bóg ci powiedział, gdy było
jasno”- radzi Raymond Edman. Gdy życie Hioba popadło w ruinę, on ciągle
zauważał sprawy, za które mógł wielbić Boga. Ciągle pamiętał, że Bóg jest dobry
i kocha go, że jest wszechmocny i zainteresowany jego życiem, że może go
wybawić: „Lecz ja wiem, że Odkupiciel mój żyje i że jako ostatni nad prochem stanie!
Że potem, chociaż moja skóra jest tak poszarpana, uwolniony od swego ciała będę
oglądał Boga” (Hi 19,25-26).
Ufajmy Bożym obietnicom
Kiedy Bóg wydaje się być odległy, ufajmy że On spełni swoje
obietnice. Przyjaźń oparta jedynie na uczuciach jest naprawdę płytka. W czasie
duchowej posuchy bardzo ważna jest świadomość, że Bóg przenosi nas na wyższy
poziom dojrzałości, my natomiast powinniśmy cierpliwie czekać na spełnienie
obietnic. Cierpliwie czekać, a nie kombinować po swojemu. W Starym Testamencie czytamy
historię o Saulu, który był ustanowionym przez Boga królem w Izraelu. W pewnym
momencie jego panowania Izrael został zaatakowany przez Filistyńczyków. W kraju
wybuchała panika, a prorok Samuel, przez którego Bóg przemawiał, nie
nadchodził. „Nie ma Samuela, nie wiem, gdzie jest Bóg” - pomyślał Saul i
postanowił złożyć Bogu ofiarę, chociaż nie miał do tego prawa, bo nie był
kapłanem. Gdy nadszedł Samuel, król Saul tłumaczył się, że ponieważ go nie
było, a chciał jakoś pozyskać łaskę Boga, dlatego złożył ofiarę. „Tedy rzekł
Samuel do Saula: Popełniłeś głupstwo! Gdybyś był dochował przykazania Pana,
Boga twego, które On ci nadał, Pan byłby utwierdził królestwo twoje nad
Izraelem na wieki. Lecz teraz królestwo twoje nie utrzyma się. Pan wyszukał
sobie męża według swego serca i Pan ustanowił go księciem nad swoim ludem za
to, iż nie dochowałeś tego, co ci Pan rozkazał” (1 Sam 13,13-14).
Kiedy Bóg wydaje się być odległy, ufajmy Bożym obietnicom,
nie próbujmy układać życia po swojemu, bo może nas spotkać to, co spotkało
Saula. On nigdy nie stał się tym, kim miał być. Nigdy nie dotarł tam, gdzie
miał dotrzeć. Chybił celu, rozminął się z tym, do czego Bóg go przeznaczył.
Mógł tylko z daleka oglądać, jak ktoś inny - Dawid - wypełnia przeznaczenie,
które było jego przeznaczeniem.
Okoliczności nie zmieniają charakteru Boga. On ciągle jest
wierny Swoim obietnicom i jako kochający Ojciec, zawsze jest po naszej stronie.
Ufanie Bogu w każdym czasie jest najwyższą formą uwielbienia Go.
Patrząc na krzyż
Kiedy Bóg wydaje się być odległy, pamiętajmy o tym, co dotąd
Bóg dla nas uczynił. Jeśli przyjdzie nam do głowy, że Bóg nic dla nas nie
czyni, spójrzmy na krzyż Jezusa Chrystusa. To największy powód do naszej
wdzięczności. Jezus zrezygnował ze wszystkiego, abyśmy mogli mieć wszystko;
umarł, abyśmy mogli mieć życie wieczne. To wystarczający powód do naszego
nieustannego dziękczynienia i wielbienia Boga.
„Bóg w Chrystusie świat z sobą pojednał, nie zaliczając im
ich upadków, i powierzył nam słowo pojednania... On tego, który nie znał
grzechu, za nas grzechem uczynił, abyśmy w nim stali się sprawiedliwością Bożą”
(2 Kor 5,19-21).
Gdy spoglądamy na krzyż, nigdy nie mamy problemu z
określeniem, za co mamy być Bogu wdzięczni. Bóg jest realny bez względu na to,
jak my się czujemy. Kiedy wydaje się nam, że Bóg jest gdzieś daleko, mówmy Mu,
co czujemy, koncentrujmy się na Nim i Jego niezmiennym charakterze, ufajmy, że
On spełni swoje obietnice i dziękujmy Mu za krzyż Chrystusa z którego płynie
nasze zbawienie, nasze uzdrowienie i siły do życia. „Ufajcie po wsze czasy
Panu, gdyż On jest skałą wieczną” (Iz 26,4). ■
[Fragmenty kazania wygłoszonego w Społeczności
Chrześcijańskiej w Warszawie, opartego na książce Ricka Warrena „Życie świadome
celu”. Oprac. N.H.]
Copyright
© Słowo
i Życie 2005