numer 2/2004


Jerzy Sikora

JAK BYŁO NAPRAWDĘ
- czyli o „Pasji” raz jeszcze

„Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni. Wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył, a Pan jego dotknął karą za winę nas wszystkich” (Iz 53,5-6). Tymi słowami z Biblii rozpoczyna się film Mela Gibsona „Pasja”. Zapisał je prorok Izajasz w VIII wieku p.n.e. Żyjąc setki lat przed narodzeniem Chrystusa niezwykle dokładnie opisał Jego mękę, śmierć, a nawet zmartwychwstanie. Przez osiem stuleci nikt tak naprawdę nie rozumiał sensu tych słów.

O „Pasji" mówili wszyscy. Jedni z zachwytem, inni z oburzeniem. Podobno Papież po obejrzeniu tego filmu powiedział: „Jest jak było”. Widziałem wywiad, w którym znana osobistość polskiego życia kulturalnego swoje wrażenia z filmu skomentowała stwierdzeniem: „To oburzająca parodia Ewangelii”, a znana pani reżyser stwierdziła: „Pokazano nam jakiś krwawy pulpet”.

Największe kontrowersje wzbudził film w środowiskach żydowskich. Niemal w każdym medium mogliśmy usłyszeć, że film Gibsona jest antysemicki. Opinie takie wypowiadały niejednokrotnie osoby, które filmu ani nie widziały, ani nawet nie zamierzały obejrzeć. W tym informacyjnym szumie nikły pozytywne wypowiedzi autorytetów żydowskich, że po raz pierwszy Jezus nie był błękitnookim blondynem, mówiącym po angielsku z oksfordzkim akcentem. Nikł też głos samego reżysera, próbującego wytłumaczyć, dlaczego stworzył ten film, a media ironicznie nagłośniły tylko jedną jego wypowiedź, że to Duch Święty natchnął go do nakręcenia tego filmu („Gibson nawiedzony...”). Swoją drogą to ciekawe, że w Hollywood zachował się człowiek otwarcie demonstrujący swoją wiarę w Chrystusa, mówiący o swoim nawróceniu. To przecież nie jest teraz trendy.

Czy rzeczywiście jest jak było?

Zależy, co mamy na myśli. Możemy filmową wersję wydarzeń porównywać z Biblią oraz informacjami, których dostarcza nam historia, archeologia i biblistyka. Na pierwszy rzut oka widać, że Gibson nie trzymał się kurczowo realiów. Mają tu miejsce wydarzenia, których Biblia nam nie przedstawia, np. Maria prosząca o pomoc rzymski patrol, kiedy świątynna straż doprowadza Go na dziedziniec, gdzie odbyć ma się sąd. Ten fragment wzbudził kontrowersje jako antysemicki. Pod wpływem głosów sprzeciwu pominięto natomiast w filmie odnotowany w Ewangelii okrzyk tłumu: „Krew jego na nas i na dzieci nasze" (Mt 27, 25).

Widać wyraźnie rozdarcie pomiędzy realizacją artystycznej wizji, a zachowaniem realiów epoki. Postacie filmu posługują się językami starożytnymi: Jezus i Żydzi aramejskim, Piłat i Rzymianie łaciną. Z jednej strony to wyraz chęci zachowania realiów, z drugiej nie sposób oprzeć się wrażeniu, że łacina służy tylko temu, by Piłat mógł wyrzec słynne ecce homo. Problem w tym, że większość rzymskich żołnierzy służących na wschodzie imperium  i zapewne sam Piłat posługiwali się raczej greką - owym „angielskim” swej epoki.

W podobnym ujęciu należy chyba spoglądać na sceny ukrzyżowania. Oto wąskimi ulicami Jerozolimy idzie kondukt, w którym Jezus dźwiga wieki drewniany krzyż. Obraz ten żywo przypomina schemat ikonograficzny z wielu dzieł sztuki, ale prawdopodobnie jest zupełnie nieprawdziwy. Jezus niósł najpewniej jedynie poprzeczną belkę krzyża (patibulum), zaś pionowy trzon, do którego ją mocowano był na stałe umieszczony w miejscu kaźni. Same zresztą sceny, w których Jezus prowadzony jest na Golgotę, również mają głębokie osadzenie nie tyle w realiach, co w dramatach misteryjnych z okresu średniowiecza. Ewangeliści tę część historii opisuja w skąpych słowach: „A gdy Go wyśmiali, zdjęli z niego płaszcz i oblekli Go w szaty Jego, i odprowadzili Go na ukrzyżowanie. A wychodząc spotkali człowieka, Cyrenejczyka, imieniem Szymon; tego przymusili aby niósł krzyż Jego" (Mt 27, 31-32). Marek do tej relacji dodaje tylko, że Szymon był ojcem Aleksandra i Rufa. W tym miejscu warto wyobrazić sobie mieszkańców Rzymu, dla których Marek pisał Ewangelię. Ruf i zapewne Aleksander byli im doskonale znani - wciąż mieszkali w Rzymie, dokąd wyprowadził się ich ojciec. W Liście do Rzymian apostoł Paweł nakazuje pozdrowić Rufa (Rz 16,13). Dla chrześcijan I wieku była to historia bardzo realna, wciąż żyli jej świadkowie, a jeśli oni zmarli, to żyły ich dzieci. Nieco więcej szczegółów dodaje Łukasz, zwłaszcza o niewiastach, które szły za konduktem. Prawdopodobnie ten jak i inne szczegóły zaczerpnął bezpośrednio od Marii. Jan jest bardziej zwięzły. Nie informuje już nawet o Szymonie.

Niewątpliwie do klasycznych schematów ikonograficznych, wykorzystanych w setkach obrazów, nawiązywał sam obraz ukrzyżowania. Jezus rozpięty na krzyżu, przybity gwoździami, które przebijały dłonie i stopy, otoczony dwoma złoczyńcami, których krzyże mają już nieco inny kształt, nawiązujący do litery T. Gibson świadomie zrezygnował z ustaleń archeologów, aby utrwalić ten obraz. Krzyżowano najpewniej nieco inaczej. Przebijane były nadgarstki, nie zaś dłonie. Nogi natomiast podkurczano i przybijano bokiem, przez staw skokowy i piętę, bez podpórki jaką często widzimy w ikonografii. Skazaniec miał natomiast poprzeczny drąg, zamocowany na wysokości jego miednicy. Było to sedilium, umożliwiające podciąganie się i siadanie, aby ulżyć nieco cierpieniom. W rzeczywistości służyło jednak przedłużeniu agonii. Wbrew filmowemu wizerunkowi umieranie na krzyżu trwało długo, ciągnęło się przez kilka dni.

W końcu jedna z ostatnich scen filmu: Jezus zdjęty z krzyża, trzymany na rękach przez swoją matkę. To kolejny ukłon reżysera w stronę wielkich poprzedników-artystów. Cały ten układ żywo przywodzi na myśl późnogotyckie piety. W Nowym Testamencie ściąganie Jezusa z krzyża odbywa się w wielkim pośpiechu. Zaraz zacznie się Pascha. W paschalny wieczór, podobnie jak w każdy sabat, nie można już wykonywać żadnej pracy. Trzeba się spieszyć.

Dlaczego oburzenie?

Skąd więc oburzenie wobec filmu tak silnie osadzonego w znanych od stuleci schematach? Skąd oskarżenia o antysemityzm, gdy reżyser pominął w ostatecznej wersji najbardziej kontrowersyjną scenę, a w filmowej rzeczywistości najmniej sympatycznymi osobami jawią się nie Żydzi, a rzymscy żołnierze, zwierzęta w ludzkiej skórze, znajdujące radość w okrucieństwie? Skąd zarzut, że to parodia Ewangelii?

Myślę, że tym, co nie pozwala przejść do porządku dziennego nad tym filmem, jest przerażający naturalizm w ukazaniu męki Chrystusa. Właśnie męki. Zwrot „męka Chrystusa” stał się nic nie znaczącym frazesem. Przywykliśmy oglądać obrazy i filmy, gdzie na krzyżu wisi majestatycznie rozpięty długowłosy blondyn w koronie cierniowej, przypominającej królewskie insygnium, strużka czerwonej krwi na czole i z przebitego „na niby" boku. Obraz Gibsona jest diametralnie odmienny: Na krzyżu jest wrak człowieka, brudny, nagi, odpychający, ciało poszarpane ranami, włosy zlepione pyłem zmieszanym z krwią. Krew jest wszędzie: spływa po krzyżu, spada na ziemię, wypływa z niezliczonych ran. Rozorana skóra odsłania żywe mięso. Tego nie życzylibyśmy najgorszemu wrogowi.

Ten widok przywodzi na myśl kolejne słowa Izajasza: „Nie był to wygląd, który by nam się mógł podobać" (Iz 53, 2). Ten obraz nie pozwala zasnąć. To nie wzbudza czułostkowych i płaskich uczuć. To drażni i boli. A najbardziej dotyka fakt, iż tak właśnie było. Może krzyż był inny, może nieco inaczej przebiegało krzyżowanie, ale cierpienie Jezusa było właśnie takie - niewyobrażalne. Doświadczył On bowiem tego, co spotykało ofiary rzymskiego wymiaru sprawiedliwości - śmierci, która była manifestacją i przestrogą. Aby śmierć stała się przestrogą, musiała odpowiednio wstrząsać ówczesnymi – ludźmi, znacznie bardziej niż my odpornymi na okrucieństwo, bo żyjącymi w okrutnej epoce. Właśnie takiej śmierci doświadczył Jezus – okrucieństwa w najwyższym wymiarze. Najtragiczniejsze zaś było to, że doświadczył tego On – doskonała miłość, łaska, dobroć i miłosierdzie; jedyny człowiek, który nigdy nie popełnił żadnego grzechu.

Niewygodna wiadomość

My wolimy myśleć o Nim jako o Boskiej istocie, która nie cierpiała zanadto, której w gruncie rzeczy nie bolało, bo przecież jest też Bogiem. Gibson swym filmem przypomniał nam to, o czym pamiętać nie chcemy - lała się prawdziwa krew, biczowano prawdziwe ciało, kopano i poniewierano prawdziwego człowieka. Dlaczego? Albo raczej dla kogo? Dla Ciebie. Bo to Ty jesteś winien. Roztrząsamy kwestię, kto Go zabił, kto był winien: Żydzi czy tylko kapłani i faryzeusze, a może Piłat i Rzymianie? Nie, to my: ja i Ty. Każdy z nas. Każdy z nas zgrzeszył. I Każdy grzech powinien być ukarany. A „zapłatą za grzech jest śmierć" (Rz 6,23). Każdemu z nas należy się więc najwyższy wymiar kary - śmierć. Jednak Bóg kocha nas tak bardzo, że wolał tę śmierć wziąć na siebie. Jezus Chrystus poniósł śmierć, która powinna być naszym udziałem, aby każdemu człowiekowi dać nowe życie. Także Tobie, a raczej zwłaszcza Tobie. Dlatego właśnie Jezus umarł. To właśnie chciał nam przypomnieć Mel Gibson. Prawda, że to nie jest wygodna wiadomość?

„Pasja” Gibsona wcale nie oskarża Żydów o śmierć Jezusa. Nie oskarża też Rzymian. Oskarża nas wszystkich, a cytat z Księgi Izajasza już na wstępie bardzo wyraźnie o tym  mówi. Dlatego ten film jest tak kontrowersyjny.

Wszystko właśnie się zaczyna

Na tym się jednak wymowa filmu nie kończy. Ostatnia scena jest kluczowa: wnętrze typowego grobowca żydowskiego z początku I stulecia. Na kamiennej półce w niszy spoczywa ciało, owinięte w całun. I nagle widzimy tylko całun - pustą szmatę. Obok niego staje Jezus. Jest nagi. Ten widok może wielu gorszyć. Jeszcze nikt nie pokazał w filmie nagiego Jezusa. Ale to bardzo mocny przekaz: Jezus zmartwychwstał bowiem w ciele. Niektórzy chcieliby widzieć Go jako ducha, nieszkodliwą zjawę w białych szatkach. Ale jest inaczej. Jezus jest prawdziwy, realny, cielesny, żywy, czysty. I wychodzi z grobu...

Oglądając tę scenę nie mogłem oprzeć się jednej myśli: To nie jest koniec, wszystko się właśnie zaczyna: „Oto wszystko nowym czynię” (Obj 21, 5)

Kolejne niemal 2000 lat to pytanie o nasz stosunek do tych wydarzeń. Czy w to wierzysz? Jeśli nie, to nie mów o parodiowaniu Ewangelii i nie dopytuj się, kto Go zabił, przecież to i tak wszystko lipa, wielkie oszustwo. Jeśli zaś wierzysz, zapytaj raczej za kogo umarł. Za Ciebie. Jeśli w to uwierzysz, to właśnie wszystko się dla Ciebie zaczyna. Bo gdy się prawdziwie w to uwierzy, nic już nie może być takie jak wcześniej. Nie można żyć tak samo.

Biblia mówi: „Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził Go z martwych, zbawiony będziesz" (Rz 10, 9). Nie trzeba tutaj wiele zachodu - potrzebna jest wiara i wyznanie. Potrzebna jest także pokuta. Pokuta nie jest jakimś biczowaniem się, umartwianiem się czy odmawianiem zadanych modlitw. Jest ona opamiętaniem się – odwróceniem się od grzechu w twoim życiu. Jeśli to uczynisz - już jesteś zbawiony. Stałeś się prawdziwym dzieckiem Bożym, wybrańcem Bożym, obywatelem Królestwa Niebieskiego. Czytaj Biblię - Słowo Boże i porozmawiaj o tym z kimś, o kim wiesz, że jest chrześcijaninem. Bóg nie chce, aby Jego dzieci żyły samotnie. Dlatego stworzył dla nich Kościół. 

[Autor jest archeologiem, absolwentem Uniwersytetu Łódzkiego, doktorantem (archeologia okresu średniowiecza). W zborze KZCh w Łodzi pełni służbę starszego zboru  i kaznodziei. Jest także absolwentem KSB, studentem MSB i Szkoły Kaznodziejstwa Ekspozycyjnego w ChIB w Warszawie.]


Copyright © Słowo i Życie 2004
Słowo i  Życie - strona główna