Słowo i Życie - numer 4/2003



Nina i Bronisław Hury

75-lecie Zboru w Muratynie

Muratyn - niewielka wieś w województwie lubelskim w okolicach Hrubieszowa. Ziemia tu bardzo urodzajna, klimat łagodny. Okolica nie narażona na klęski żywiołowe, bo w pobliżu nie ma nawet większej rzeki, a i do gór, i do morza daleko. Wymarzone miejsce dla ludzi pragnących w spokoju żyć i pracować. Tak się jednak porobiło w naszym kraju ostatnimi czasy, że nawet w tak obficie obdarzonym przez Boga zakątku żyje się trudno. Nie widać tu powszechnych w ostatnich latach w naszym kraju zmian. Pola pocięte gęstą siatką miedz, stare domy i strzechy, stadka kaczek, indyki, gdzieniegdzie krowy i... samochody. Ma się wrażenie, że czas się tu zatrzymał. Perspektywy na poprawę bytu i ciekawe życie są tu mizerne, więc wieś się wyludnia, starzeje, zamiera.

Ale nie zawsze tak było. W latach dwudziestych wieś tętniła życiem. Muratyn był znany w okolicy ze zgromadzeń ewangelicznej wspólnoty. W pobliskiej rzece Huczwie odbywały się chrzty, niekiedy nawet 30 osób. Pierwszą osobą, która głosiła tam Ewangelię,  była nieznana dziś z nazwiska Marynia, która w roku 1920 powróciła z głębi Rosji, gdzie została wywieziona na początku I wojny światowej i tam zetknęła się z Ewangelią. W jej domu odbywały się pierwsze zgromadzenia przy Biblii. Żarliwe świadectwo Maryni zaowocowało nawracaniem się do Boga sąsiadów. Wśród nich był Stefan Muzyka, który został pierwszym pastorem powstałego na przełomie 1927 i 1928 roku zboru. W 1933 roku został ordynowany na pastora Szymon Sacała, który pełnił tę służbę do swojej śmierci 18 lipca 1985 roku. Jego syn Anatol, przez lata wspomagający ojca w służbie Bogu, przejął prowadzenie zboru. W roku 1987 został ordynowany na pastora.

Zbór w Muratynie jest aktualnie najstarszą społecznością w Kościele Zborów Chrystusowych. 14 września 2003 roku świętował 75-lecie swojego istnienia w połączeniu z dorocznym Świętem Dziękczynienia, tu zwanym raczej Świętem Żniw. Dziś jest to w zasadzie stacja misyjna, zaledwie kilka starszych osób. Wciąż jednak systematycznie  się zgromadzają, utrzymują kaplicę i rokrocznie bardzo uroczyście obchodzą Święto Dziękczynienia, które gromadzi razem również inne ewangeliczne społeczności z okolicznych miejscowości. Tak było i tym razem. Na Jubileusz 75-lecia i Święto Dziękczynienia w Muratynie przybyli goście z bliska i daleka. Zjechały z różnych stron kraju dzieci i wnuki nielicznych już członków tej społeczności. Przyjechały busy z okolicznych  bratnich zborów z Tomaszowa Lubelskiego, Zamościa i Hrubieszowa. Bardzo miłym akcentem była obecność i usługa zespołu młodzieżowego z Kościoła Ewangelicznych Chrześcijan w Zamościu.

Przybył pastor Aleksander Żegunia – koordynator Regionu Wschodniego KZCh. Przyjechali i nieliczni już współpracownicy i przyjaciele pionierów służby misyjnej w tej okolicy: Mikołaj Kobus z małżonką oraz Aleksy Lewczuk – współorganizator  tej uroczystości. Obecny był również naczelny Prezbiter naszego Kościoła pastor W. Andrzej Bajeński. To była jego pierwsza wizyta w Muratynie, ale nazwisko Bajeński jest tam dobrze znane. Jego dziadek – Paweł Bajeński –  po wybraniu go przez okręgowy zjazd Kościoła Chrystusowego na przewodniczącego okręgu 6 zborów na Lubelszczyźnie, przeprowadził się w 1941 roku do Hrubieszowa, by usługiwać okolicznym zborom. Do dziś żywe są wspomnienia z okresu jego działalności w tym trudnym powojennym okresie. Wśród gości była też córka Pawła Bajeńskiego – siostra Danuta Ryżyk, która akompaniowała do śpiewu.

Kaplica nie mogła pomieścić wszystkich z około 120 uczestników. Niektórzy musieli pozostać na zewnątrz. Atmosferze wdzięczności Bogu za tegoroczne plony i 75 lat Jego błogosławieństw sprzyjała piękna pogoda kończącego się lata.

Rozpoczynając uroczystość Pastor Anatol Sacała przywołał historię, liczne Boże błogosławieństwa, a także ciężkie doświadczenia, zwłaszcza okresu powojennego. Przypomniał przywódców miejscowej społeczności: Aleksego Muzykę, Szymona Sacałę i Franciszka Mamczura. Wspominał także tych, którzy wspomagali ten zbór, służąc Słowem Bożym i radą: Pawła Bajeńskiego, Jerzego i Konstantego Sacewiczów, Bolesława Winnika, Mikołaja Korniluka, Aleksandra Kircuna z Kościoła Baptystów, a także Józefa Wróbla (prezbitera okręgowego za czasów ZKE), Mikołaja Kobusa, Jerzego Bajeńskiego, Konstantego Jakoniuka, Alicję i Aleksego Lewczuków, Henryka Rother-Sacewicza...

W jego wspomnieniach przewijały się wielkie nabożeństwa, ewangelizacje i chrzty, ale także pogróżki, napady, pobicia, aresztowania. Przypomniał, jak kiedyś członkowie jednej z band grozili, że podczas chrztu zepchną wszystkich do wody, by się utopili. Wierzący nie ulękli się. I rzeczywiście, bandyci zjawili się nad rzeką. Głoszone z powagą  i w mocy Ducha Świętego Boże Słowo powściągnęło ich zapędy. Uroczystość odbyła się bez przeszkód, ale wieczorem zjawili się w domu Sacałów, żądając widzenia z księdzem. Chodziło o Pawła Bajeńskiego, który spał już gdzieś na strychu. Gdy zjawił się, dowódca wyjął z kabury pistolet i przystawiwszy mu go do głowy powiedział: „Będziesz powtarzać za mną, że rozwiązujesz ten związek”. Zaspany Paweł Bajeński odpowiedział spokojnie: ”Ja tego związku nie zawiązywałem i nie mogę go rozwiązać. To sprawa między Bogiem i człowiekiem”. Rozwścieczony dowódca klął i wyzywał. Wrzeszczał, że wybije wszystkich. „Kto zwycięży, my czy czerwoni?” – zapytał ochłonąwszy nieco. Gdy w odpowiedzi usłyszał: „Pewnie, że my”, udobruchany uścisnął „księdzu” rękę, po czym zasiedli do jeszcze rozstawionych po uroczystości chrztu stołów, najedli się miodu i ogórków i odeszli. Niestety, nie zawsze kończyło się tak pomyślnie. Kiedyś na wpół żywego Szymona Sacałę przyniósł do domu Aleksy Muzyka. Żona i dzieci były przekonani, że już nie żyje. Był ciężko pobity za to, że nie chciał wydać młodego Ukraińca, powracającego z Niemiec, którego wierzący rodzice już wyjechali na wschód... Dziś czasem zapominamy, że wiara często idzie w parze z prześladowaniem i cierpieniem, a również zagrożeniem życia.

Wspólnie dziękowaliśmy Bogu za minione lata i tegoroczne plony. Śpiewaliśmy i słuchaliśmy zespołu ze zboru Kościoła Ewangelicznych Chrześcijan w Zamościu. Słowem Bożym usłużyli pastorzy Aleksander Żegunia i W. Andrzej Bajeński.

A na koniec, tradycyjnie jak co roku w Muratynie, wspólny posiłek. Sprawne rozstawienie i nakrycie stołów, każdy mógł gdzieś usiąść i zjeść posiłek. Zastanawialiśmy się, jak tak nieliczna grupka wierzących była w stanie podołać zorganizowaniu tej uroczystości...

To było dziękczynienie Bogu za dowody Jego łaski w przeszłości i obfitości plonów dziś. Piękna uroczystość w miejscu dawniej tętniącym życiem, świadectwo minionej świetności. Dziś cała wieś jakby się skurczyła, zmalała. Ponad 100-osobowy dawniej zbór dziś liczy zaledwie parę osób. Gdzieś wewnątrz nurtowały nas pytania: Czy to już całe Boże błogosławieństwo dla Muratyna i okolicy? Czy ludzie nadal będą stąd uciekać, a Kościół zamierać? Czy jest możliwe odrodzenie się Kościoła w tej miejscowości? Niemożliwe? Nierealne? A może jednak? Pan Bóg niejednokrotnie zadziwiał ludzi, odpowiadając na modlitwy w nieoczekiwany sposób...


Copyright © Słowo i Życie 2003
Słowo i  Życie - strona główna