Słowo i Życie - strona główna
numer lato 2001

Patrzmy na Jezusa

"Przeto i my, mając około siebie tak wielki obłok świadków, złożywszy z siebie wszelki ciężar i grzech, który nas usidla, biegnijmy wytrwale w wyścigu, który jest przed nami, patrząc na Jezusa, sprawcę i dokończyciela wiary, który zamiast doznać należytej mu radości, wycierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i usiadł na prawicy tronu Bożego. Przeto pomyślcie o tym, który od grzeszników zniósł tak wielkie sprzeciwy wobec siebie, abyście nie upadli na duchu, utrudzeni"  (Hebr. 12,1-3).

Pismo Święte zaleca, abyśmy naśladowali Chrystusa spoglądali na Chrystusa - "sprawcę i dokończyciela wiary" (Hebr. 12,2). Jaki jest cel tej rady? Czy mamy patrzeć na Jezusa tylko dlatego, że nasza religijność wymaga czczenia kogoś lub czegoś? Czy też mamy patrzeć na Niego, bo jest naszym Panem i całe nasze życie chcemy Jemu podporządkować? Treść tego zalecenia jest daleko głębsza niż religijne przekonanie.

Przez spoglądanie na Jezusa, rozmyślanie o Nim jako Bożym Synu, o Jego miłości i doskonałości charakteru, przez naśladowanie naszego Mistrza stajemy się Jemu podobni. Nasz umysł doznaje odnowienia i całe nasze jestestwo przemienia się na podobieństwo Boże. Patrząc na Jezusa � źródło mocy i życia, poddajemy się działaniu Jego łaski, procesowi uświęcenia, duchowo wzrastamy i stajemy się dojrzali na wzór Chrystusa.

Ale szatan próbuje to udaremnić, oderwać wzrok człowieka od Chrystusa i skierować go gdzie indziej. On wie, że nasze umysły, serca i charakter są kształtowane na wzór tego, na czym koncentruje się nasza uwaga.

Jakich środków używa wróg, by odwrócić nasz wzrok od Jezusa? Niektóre są nam dobrze znane, inne być może zupełnie nas zaskoczą. Przyjrzyjmy się im:
 

  • Rozkosze świata: telewizja, kino, różne rozrywki - tu zdajemy się być czujni, przynajmniej do pewnego stopnia.
  • Niedostatki życiowe: troski, kłopoty, smutki, problemy wiązania końca z końcem, nieporozumienia w małżeństwie, trudności z wychowaniem dzieci itp. Czy nie jesteśmy tym nieco zdumieni? Wszyscy mamy jakieś utrapienia. Wydaje nam się, że to takie normalne, rozmyślać o swoich problemach, roztrząsać je, zamartwiać się. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że to szatan piętrzy te wszystkie kłopoty. To jest jego plan � spowodować abyś się zamartwiał i odwrócić twe myśli od Boga.
  • Ułomności bliźnich. Krytykowanie naszych bliźnich przychodzi nam łatwiej niż dostrzeganie ich zalet. Tym sposobem szatan może wprowadzać zamęt w Kościele daleko skuteczniej niż przez zewnętrzny ucisk. Prawdopodobnie tej właśnie metody użył do osłabienia świadectwa pierwotnego Kościoła.
  • Własne błędy i wady. Niektórzy chrześcijanie myślą, że oznaką pokory jest samokrytyka, koncentrowanie się na swoich słabościach, ustawiczne analizowanie własnych upadków, grzechów, niedociągnięć i wad. Szatan chce, abyśmy rozmyślali o własnych błędach, chętnie nas oskarża, by rujnować naszą duszę. Chce, abyśmy zapomnieli, że Bóg w swej miłości nas przygarnia, przebacza nam grzech, gdy wyznajemy go przed Nim.
Bądźmy więc czujni. Kontrolujmy, co zajmuje nasz umysł, na czym koncentrujemy nasz wzrok. Jeśli nasze serce i umysł ukierunkujemy na Jezusa � szatan nie odniesie nad nami zwycięstwa.

Kiedyś obserwowałem jastrzębia, szybującego nad szczytem wzgórza, górującego nad doliną. Układ skrzydeł i cała sylwetka jastrzębia sprawiały wrażenie, że leci on w dół, ale on utrzymywał się na tej samej wysokości, mimo, że w ogóle nie poruszał skrzydłami. Było to możliwe dzięki wznoszącym prądom powietrza, płynącym z doliny wzdłuż stoku wzgórza. Nagrzane w dolinie powietrze przesuwało się po stoku w górę i jastrząb szybował bez najmniejszego wysiłku, wyglądając zdobyczy. Nagle jednak zaczął gwałtownie spadać - dostał się w prąd opadający. Bezskutecznie gwałtownie machał skrzydłami, próbując utrzymać wysokość. To nic nie dawało, dopóki ponownie nie skierował się w stronę prądu wznoszącego. Wtedy znów rozłożył szeroko skrzydła, bez wysiłku poszybował w górę i  odpoczywał w przestrzeni.

Z tego przykładu wynika wspaniała lekcja duchowa. Gdy kierujemy nasze myśli na rzeczy duchowe, gdy spoglądamy na Chrystusa, kiedy na Nim koncentrujemy naszą uwagę, wówczas szybujemy w duchowych prądach wznoszących nas ku Bogu.

Czasem spotyka się chrześcijan, którzy są załamani i rozczarowani tym, że mimo starań nie udaje się im być dobrymi naśladowcami Chrystusa. Upadają, zasmucają Pana i Ducha Świętego. Zazdroszczą innym dzieciom Bożym, które są szczęśliwe, które zdają się nie popełniać błędów, pomimo że nie wkładają większego wysiłku, by być blisko Boga.

Co może być przyczyną problemów tych rozczarowanych i sfrustrowanych? Kiedy zmieni się z nimi parę słów, zada kilka pytań, wychodzi na jaw, że ci ludzie znajdują się w opadających prądach pod względem duchowym. Bez selekcji oglądają mnóstwo programów telewizyjnych, czytają cokolwiek wpadnie im w ręce (a rzadko jest to coś budującego), przyjaźnią się z ludźmi, którzy przeszkadzają im w utrzymaniu chrześcijańskiej postawy. Karmią swą duszę rzeczami negatywnymi. Zmagają się z tym opadającym prądem, trzepocą skrzydłami swej duszy, a mimo to upadają coraz niżej. Zapomnieli, że powinni skierować swoje myśli do wznoszącego prądu wiary: więcej czasu poświęcić na czytanie Biblii, modlitwę, rozmyślanie o Bogu i społeczność z ludźmi oddanymi Chrystusowi.

My sami decydujemy, czy wybieramy ten wznoszący prąd, czy też pozwalamy, aby nasze umysły i serca wypełniły się tym, co ściąga nas w dół. Jeżeli dopuszczę, aby opanowało mnie to, czego szatan używa w celu odwrócenia mojej uwagi od Chrystusa, wówczas moje chrześcijańskie życie będzie marne, a szatan odniesie zwycięstwo nie tylko nade mną, ale wyrządzi krzywdę także Kościołowi.

Najczęściej mówi się, że Kościół pierwotny utracił siłę swojego świadectwa, czystość i moc, ponieważ poszedł na kompromis ze światem, przyjmował w swoje szeregi ludzi wpółnawróconych. Ale była też inna przyczyna, która rujnowała Kościół � ziębnąca miłość chrześcijan. Wierzący zaczęli doszukiwać się wad u swych bliźnich. Koncentrowali się na błędach innych, dotkliwie krytykowali, nawzajem oskarżali. I tak tracili z oczu Zbawcę i Jego miłość. W zapale potępiania innych nie dostrzegali własnych błędów. Tracili miłość braterską, którą zalecał Pan Jezus, a co najsmutniejsze, nie byli nawet świadomi tej straty. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że szczęście i radość wymyka im się z życia. Nie wiedzieli, że zamknąwszy drzwi serca przed Bożą miłością, wkrótce znajdą się w pustce i ciemności tego świata. Czy nie jest to zadziwiające?

To nie zewnętrzny ucisk i sprzeciw ze strony świata najbardziej zagraża Kościołowi. To zło, pielęgnowane w sercach wierzących, sprowadza największe niebezpieczeństwo na Kościół i najskuteczniej powstrzymuje Boże działanie.

Jakiego rodzaju zło bywa pielęgnowane wśród wierzących? Z pewnością do osłabienia życia duchowego prowadzi zazdrość, wyszukiwanie błędów u innych, złośliwe przypuszczenia. Gdy członkowie zboru zaczynają fascynować się upadkami i błędami swych braci, nadmiernie interesować się ich słabościami, to sami kierują się na drogę upadku. Krytykując, rujnują nie tylko kogoś, ale i siebie. Osłabiają przez to Kościół i często powodują jego rozbicie. To jeden z najgorszych prądów opadających. Co za smutny obraz!

Krytykowanie rujnuje reputację osoby krytykowanej, ale często dotkliwszą szkodę ponosi ten, kto krytykuje. Warto pamiętać, że wyszukiwanie złych cech u innych, nie pozostaje bez wpływu na tego, kto lubuje się w ich wyszukiwaniu. Istnieje niebezpieczeństwo, że krytykując słabości innych, stajemy się im podobni. Zamiast stawać się podobnymi do Chrystusa, upodabniamy się do tych, których krytykujemy.

Boże Słowo zachęca, abyśmy kochali bliźnich, zakrywając w ten sposób mnóstwo ich wad, ułomności i grzechów: "Nade wszystko miejcie gorliwą miłość jedni ku drugim, gdyż miłość zakrywa mnóstwo grzechów" (I P. 4,8). Przede wszystkim jednak powinniśmy patrzeć na Jezusa. On pokazał nam, jak - miłując ich - mamy zabiegać o zawrócenie naszych bliźnich ze złej drogi. Powierzył nam obowiązek poszukiwania błądzących i napominania tych, którzy grzeszą (Mat. 18,12-20). Obowiązek ten ciąży na całym Kościele, na wszystkich jego członkach bez wyjątku. Niektórzy jednak, jak pastorzy, starsi, kaznodzieje są w szczególny sposób powołani do "pasienia trzody Bożej" ochotnie i z oddaniem (I P. 5,1-4). Służba strofowania, korygowania i napominania należy do najtrudniejszych zadań w Kościele. Nie jest to zajęcie dla tych, którzy pragną tylko odreagować niezadowolenie z czyjegoś zachowania. Napominając, mamy w miłości zabiegać o pozyskanie brata czy siostry dla Chrystusa.

Mówi się, że miłość jest ślepa przed ślubem. Ale to nie stanowi problemu. Problem tkwi w tym, że przestaje być ślepa po ślubie. W małżeństwie jest już za późno na krytykowanie wad, których przed ślubem nie chciało się u partnera widzieć. Jeśli jakichś złych cech nie dostrzegałeś przed ślubem, pozostań �ślepy� na całe życie, bo inaczej zniweczysz małżeńską miłość. 

Podobnie ma się sprawa w odniesieniu do Kościoła Bożego. Jeśli Bóg kogoś przyjął, to ty nie wypominaj mu przeszłości i przykrych cech jego charakteru. Pozwól, aby sam Chrystus kształtował jego życie. Łamanie tych zasad rozbija rodziny, wprowadza zamęt w zborach, niweczy akcje ewangelizacyjne, rujnuje wiele dobrych poczynań w pracy dla Pana. Jeśli nasze umysły będą pielęgnowały nieuprzejme i rygorystyczne oceny naszych bliźnich, to nie będziemy mogli ich kochać i nawet drobne ich wady będą nas tak irytować, że nie będziemy mogli ich znosić. Jeśli natomiast będziemy koncentrować się na Chrystusie, pamiętając jak wiele On nam przebaczył, będziemy przepojeni Jego miłością, co będzie promieniować na innych.

Żonie znanego ewangelisty Billy Grahama zadano kiedyś dość obcesowe pytanie: "Pani Graham, czy pani mąż jest zawsze takim wspaniałym naśladowcą Chrystusa, jakim się wydaje, że jest? Czy zawsze jest wzorowym ojcem, zawsze reprezentuje Chrystusa? Czy też ma jakieś wady i słabości?". Ruth Graham udzieliła pięknej odpowiedzi: "Nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie, ale filozofia mojego życia jest taka: do mnie należy kochać mojego męża, a do Boga należy czynić go dobrym". 

Czy, jako chrześcijanie, nie powinniśmy stosować tej zasady nie tylko wobec członków naszej rodziny, ale również i w zborze, i w pracy? Mamy skłonność do osądzania i potępiania. Pismo Święte przestrzega nas: "Nie ma przeto usprawiedliwienia dla ciebie, kimkolwiek jesteś, człowiecze, który sądzisz; albowiem, sądząc drugiego, siebie samego potępiasz, ponieważ ty, sędzia, czynisz to samo" (Rzym. 2,1).

Bóg w Chrystusie przyjmuje nas takimi, jakimi jesteśmy, przygarnia, przebacza i kocha nas. Zło i grzech będą się panoszyć. Ale czy to ma opanować  nasze myśli? Apostoł Paweł radzi nam: "... myślcie tylko o tym, co prawdziwe, co poczciwe, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co chwalebne, co jest cnotą i godne pochwały. Czyńcie to, czego się nauczyliście i co przejęliście, co słyszeliście, i co widzieliście u mnie; a Bóg pokoju będzie z wami" (Filip. 4,8-9). 

Patrzmy więc na Jezusa i naśladujmy Go. Służmy Mu wiernie i nie zniechęcajmy się trudnościami dnia codziennego. On jest dla nas wzorem i wspomożycielem. Na Niego zawsze możemy liczyć i na Nim spolegać. On nas z pewnością nie zawiedzie. On jest z nami zawsze.

Oprac. MAREK WIERZBICKI
Autor jest członkiem zboru KZCh w Gdyni Orłowie. 
 

Copyright © Słowo i Życie 2001
Słowo i Życie nr 2/2001