![]() numer wiosna 2001 Copyright © Słowo i Życie 2001 Od redakcji
W minionym już sezonie zimowym uczestniczyliśmy, jako Polacy, w dwóch ważnych
lekcjach z utożsamiania się z naszym narodem.
Jedna z tych lekcji była miła i przyjemna - związana ze sportem. Do
niedawna o Adamie Małyszu wiedzieli tylko znawcy sportów zimowych i oczywiście
jego bliscy i znajomi. Dziś, za sprawą jego sportowych sukcesów, wiedzą
o nim wszyscy w kraju, a na świecie jest obecnie chyba najpopularniejszym
Polakiem. Nie trzeba być socjologiem, by zauważyć, że Adam Małysz integrował
polskie społeczeństwo i nasze rodziny. W jednej z gazet napisano: "Nie
trzeba było przepiłowywać telewizorów ani wyrywać pilotów. Mężowie i żony,
córki i synowie chcieli oglądać to samo". Za każdym razem gdy on wygrywał,
my czuliśmy się dumni, że to nasz rodak. To on stawał na podium, zdobywał
nagrody, jemu wręczano kwiaty, medale, puchary i odznaczenia, a milionom
oglądających go Polaków robiło się ciepło na sercu. Identyfikowaliśmy się
z nim, ciesząc się, że mamy wśród siebie kogoś, kim można się szczycić.
Czuliśmy się dumni, że on pochodzi spośród nas.
Druga lekcja nie była tak fascynująca. Mord Żydów, dokonany w Jedwabnem
przez Polaków, jest również ważną lekcją z utożsamiania się z naszym narodem.
O Jedwabnem, niewielkim miasteczku w okolicach Białegostoku, także do niedawna
wiedziało niewielu. Ale nikogo, nawet jego mieszkańców, nie cieszy obecny
rozgłos. O wydarzeniach sprzed 60 lat wiedziano zapewne w miasteczku i
okolicy, ale nikt nie był zainteresowany ich rozgłaszaniem. A teraz, kiedy
je ujawniono i mówi się o tym nie tylko w kraju, ale zwłaszcza w świecie,
niewielu z Polaków jest skłonnych zareagować stosownie do ich wagi i dramatu.
Winni tamtej zbrodni (jeśli jeszcze żyją) powinni stanąć przed sądem -
to oczywiste. Ale czyż my, ich rodacy, nie powinniśmy się czuć zatrwożeni,
że tacy ludzie mogli być wśród nas? Nie chodzi o zbiorową odpowiedzialność
za tamten mord, ale o zbiorowe poczucie odpowiedzialności za to, co wśród
nas się dzieje. To prawda, że mordowali konkretni ludzie, że ten mord był
przejawem zdziczenia, ale ci mordercy przynależeli - niestety - do naszej
narodowości. I nie działo się to na pustkowiu. I ktoś to skrzętnie skrywał
przez te wszystkie lata. Tym większe powinno być nasze zawstydzenie i poczucie
winy. Zajęcie jasnego stanowiska w tej sprawie przez przedstawicieli narodu:
prezydenta, premiera, prymasa to cenne, ale symboliczne gesty. Ale symbole
nie wystarczą. Nie wystarczy ani usunięcie głazu z fałszywym napisem, ani
postawienie nowego pomnika. Trzeba nam wszystkim poczucia głębokiego żalu,
że coś takiego mogło się stać wśród nas; zawstydzenia, że to nasi rodacy
mogli uczynić coś tak okrutnego.
Czy my, ewangeliczni chrześcijanie, możemy nauczyć się czegoś z tych narodowych lekcji? Z pewnością możemy pójść w ślady Nehemiasza i wyznać przed Bogiem winy swojego narodu. Ukorzywszy się przed Bogiem, możemy też znaleźć kogoś z narodu żydowskiego, żyjącego wśród nas, i uczynić wobec niego coś, co wyrazi nasz ból i żal z powodu tego, co stało się w Jedwabnem. Jako naród zostaliśmy zbrukani śmiercią tamtych pomordowanych, a przeprosić ich już się nie da. Możemy jedynie ubolewać, że to miało miejsce. Z tych lekcji możemy też nauczyć się, jak traktować zwycięstwa i upadki w naszych wspólnotach kościelnych. Ze zwycięstw cieszymy się wszyscy. Małe uchybienia zwykle ignorujemy, zaś poważnymi obciążamy tych, co je popełnili, i napominamy, strofujemy. Ale nie czujemy się winni, że atmosfera w zborze przyzwalała na "małe" grzechy. "Duże" grzechy, to zwykle te małe, które z czasem urosły. "Dlaczego Bóg toleruje zło" - ten artykuł również przytacza wstrząsający epizod z warszawskiego getta. Wymownie w świetle powyższych wywodów brzmi też tytuł "Zbadaj mnie, Panie". Nowością w tym numerze jest niewątpliwie "Słowo od pastora z Kołobrzegu". Zachęcamy do lektury. NINA I BRONISŁAW HURY Copyright
© Słowo i Życie 2001
|
![]() |