Czasopismo Słowo i Życie - strona główna
numer zima 2000

Skrót przemówienia synodalnego 
pastora W. Andrzeja Bajeńskiego

Tym Synodem dokonujemy zamknięcia służby Kościoła Zborów Chrystusowych w XX wieku. Za nami wiele powodów do wdzięczności Bogu i ludziom. W roku 2001 minie 80 lat od skromnych początków działalności Kościoła Chrystusowego w Polsce.

Patrząc na dokonania minionego okresu, a zwłaszcza ostatniej dekady, nie ma może powodu do euforii, ale są też oczywiste sukcesy. Niektóre agendy Kościoła swoją służbą zyskały ogólnopolską renomę: "Ostróda Camp", Chrześcijański Instytut Biblijny, Dom Spokojnej Starości "Betania", "Świat Dziecka". Kilka dynamicznie rozwijających się w ostatnich latach zborów: Dąbrowa Górnicza, Kołobrzeg, Warszawa to wiodące wspólnoty chrześcijańskie w regionach. Jest też kilka zupełnie nowych, a już prężnie działających zborów: Ciechanów, Płock, Katowice, Grudziądz. Dorobiliśmy się paru dużych budowli, z których chyba najokazalsze są kaplice w Bielsku Podlaskim, Kołobrzegu i Ciechanowie. W tym wszystkim dobry Bóg błogosławił, co mógł błogosławić, a dobrzy ludzie pomagali, na ile pomóc potrafili (...).

Tym Synodem otwieramy również nowy etap funkcjonowania naszej wspólnoty kościelnej w XXI wieku i w trzecim tysiącleciu. Jak długo ten etap potrwa, wie tylko Pan Bóg. Jaki to będzie okres, zależy - jak zawsze - od Boga oraz od naszych pragnień, dążeń, wyborów, decyzji i naszego z Bogiem współdziałania.
Nowy wiek i nowe millennium to nowe wyzwania i nowe możliwości. Rozpoczynamy zapisywanie nowej karty historii, aż kiedyś nasz Bóg "wszystko nowym uczyni". Stoimy dziś na progu nowego, jako "nowe stworzenie w Chrystusie", a więc ludzie wezwani do stałego odświeżania swojego myślenia poprzez odnowę umysłu. W zmieniającym się świecie musimy być twórczy w przekazie niestarzejącej się Ewangelii (...).

Według słów naszego Mistrza najbardziej niebezpiecznym zagrożeniem dla "młodego wina" są "stare bukłaki". Dla nowych kart historii naszego Kościoła największym zagrożeniem nie jest ludowa religijność narodu, europejskie zeświecczenie czy socjalistyczna mentalność wielu rodaków. Największym zagrożeniem dla rozwoju jest myślenie po staremu, które sprawia, że nie tylko brzmimy jak ludzie z minionej epoki, ale i działamy po staremu.

Autor Listu do Hebrajczyków przestrzega, że "to, co się przedawnia i starzeje, bliskie jest zaniku" (Hebr. 8,13). Na ten Synod nie przyjechaliśmy z zamiarem "zanikania". Nie interesują nas też pomysły "na przetrwanie". Przetrwanie to najniższa forma bytowania. Jesteśmy tutaj, weterani służby i nowicjusze, a to, co nas łączy, to chęć współtworzenia z Bogiem nowej rzeczywistości. Starsi czy młodzi, jeśli poddajemy się Bożemu prowadzeniu, zawsze docieramy do Bożego przeznaczenia. A po drodze On sam odnawia nasze myślenie i uzdalnia nas, "abyśmy byli sługami nowego przymierza" (II Kor. 3,6).
Jako pastorzy, starsi, pracownicy jesteśmy powołani do przewodzenia. Nie polega ono ani na panowaniu nad ludem Bożym, ani na podążaniu za głosem ludu. Przywództwo to trudna sztuka wskazywania właściwego kierunku i podążania przodem w taki sposób, aby inni uznali słuszność obranego kierunku i chcieli tam podążać (...).

Swoim osobistym oddaniem i wiernością mamy prowadzić swoje rodziny, zbory i ludzi żyjących wokół nas do wierności i oddania Bogu. Wbrew presji otoczenia i trendom społecznym mamy prowadzić ludzi do zbawienia i zwycięstwa w Chrystusie. Nic nie służy tym celom lepiej niż zdrowe, dynamiczne wspólnoty chrześcijan, czyli - jak to w Warszawie od dawna nazywamy - chrześcijańskie społeczności, zbory, które dzięki pielęgnowaniu autentycznej atmosfery obecności Boga i trosce o komunikowanie w zrozumiały sposób Bożego Słowa stają się magnesem, przyciągającym ludzi do Boga.
Przyjechaliśmy tutaj, aby podsumować i zamknąć przeszłość oraz dokonać wyboru,  jakim Kościołem być pragniemy w przyszłości. Punktem kulminacyjnym tego procesu będą decyzje, jakie podejmiemy w kwestii wyboru przywództwa. Zachęcany przez wielu z Was przyjechałem, aby nie tylko podzielić się pragnieniem budowania nowego Kościoła w nowym millennium, ale wyrazić gotowość poszerzenia nieco zakresu mojego dotychczasowego oddziaływania i przenosić to, co dobre, z Warszawy i Mazowsza na resztę naszej kościelnej wspólnoty.
Wyrażam, nie pozbawioną obaw, gotowość do kandydowania na urząd Naczelnego Prezbitera, czyli - jakby to określili mieszkańcy Alaski - zgłaszam gotowość na wprzęgnięcie mnie na pozycję "przewodnika stada w zaprzęgu", zwanym KZCh (...).
 Życie poucza, że nie można robić tego samego, a oczekiwać innych rezultatów. Wybory w Kościele to wybór Kościoła, to postawienie na określony model myślenia i działania i przewodzenia. Dokonując wyboru modelu funkcjonowania Kościoła wiele bratnich Kościołów dokonało zmian na pozycjach przywódczych (...).

Jako Naczelny Prezbiter Kościoła chciałbym pozostawać wierny idei budowania samodzielnych, ale nie samolubnych zborów. Kierunek na samodzielność i współzależność jest prosty i zgodny z Biblią oraz prawami natury. Nasze zbory, podobnie jak nasze dzieci, muszą od początkowej całkowitej zależności dorastać do niezależności, a następnie - jako jednostki zdolne do samodzielnego funkcjonowania - mogą wchodzić w układy partnerskie i dla dobra wzajemnego tworzyć wspólnoty współzależne (...).
"Wierni Bogu, przyjaźni ludziom" - takim Kościołem być pragniemy w Warszawie, na Mazowszu, w całym kraju i aż po krańce ziemi.

W. ANDRZEJ BAJEŃSKI

  Copyright © Słowo i Życie 2000  
Słowo i Życie nr 4/2000