MARIA, MATKA JEZUSA
- studium postaci
W swoim życiu, już po decyzji zaufania
Chrystusowi, słyszałem wiele kazań i wykładów, wygłoszonych przez pastorów
i nauczycieli ewangelicznych. Jednak tylko dwa z nich w znaczącej części
poświęcone były Marii, matce Jezusa. Myślę, że to nie jest przypadek. I
wydaje mi się, że to uprzedzenie ma niezbyt pozytywne skutki. Bo wszystkie
postaci, opisane w Biblii, umieszczone są tam przez Ducha Świętego nie
bez powodu, a ze studium każdej z nich możemy wynieść pewne nauki również
dla siebie.
Spróbujmy zastanowić się:
Czego możemy nauczyć się z postawy Marii?
Jaką przestrogę niesie pewne wydarzenie
z życia Marii?
Jaką postawę powinniśmy mieć wobec osób
zaangażowanych w tzw. kult maryjny?
Czego możemy nauczyć się z postawy
Marii?
"A w szóstym miesiącu Bóg posłał anioła
Gabriela do miasta galilejskiego, zwanego Nazaret, do panny poślubionej
mężowi, któremu było na imię Józef, z domu Dawidowego, a pannie było na
imię Maria. I wszedłszy do niej, rzekł: Bądź pozdrowiona, łaską obdarzona,
Pan z tobą, błogosławionaś ty między niewiastami. Ale ona zatrwożyła się
tym słowem i rozważała, co by mogło znaczyć to pozdrowienie. I rzekł jej
anioł: Nie bój się, Mario, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. I oto poczniesz
w łonie, i urodzisz syna, i nadasz
mu imię Jezus. Ten będzie wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego. I
da mu Pan Bóg tron jego ojca Dawid, i będzie królował nad domem Jakuba
na wieki, a jego królestwu nie będzie końca. A Maria rzekła do anioła:
Jak się to stanie, skoro nie znam męża?
I odpowiadając anioł, rzekł jej: Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego
zacieni cię. Dlatego też to, co się narodzi, będzie święte i będzie nazwane
Synem Bożym. I oto Elżbieta, krewna twoja, którą nazywają niepłodną, także
poczęła syna w starości swojej, a jest
już w szóstym miesiącu. Bo u Boga żadna rzecz nie jest niemożliwa.
I rzekła Maria: Oto ja służebnica Pańska,
niech mi się stanie według słowa twego. I anioł odszedł od niej"
(Łuk. 1,26-38).
Reakcja Marii na pojawienie się anioła i jego przesłanie jest niesamowita.
Widzimy naturalny w takiej sytuacji lęk, rozważanie pozdrowienia: “Co
ono może oznaczać”? I pytanie: “Jak
to się stanie...”? Maria nie poddawała w wątpliwość, że to jest
możliwe (inaczej niż to uczynił sędziwy kapłan Zachariasz), ale pytała
o sposób, w jaki zostanie matką Syna Bożego. W końcu demonstruje godną
podziwu postawą całkowitej uległości wobec woli Bożej: “ ... niech mi
się stanie według słowa twego".
I w tym miejscu zatrzymajmy się przez chwilę.
Czego moglibyśmy spodziewać się od młodziutkiej, kilkunastoletniej izraelskiej
dziewczyny? Przede wszystkim przerażenia, zamknięcia się w sobie i jednoznacznego:
- Nie, nie, tylko nie ja! Panie Boże, poszukaj kogoś innego! (Mniej więcej
tak zareagował Mojżesz, gdy Bóg powoływał
go do służby.) Zaproponowanie Marii, aby nosiła w łonie poczęte bez udziału
mężczyzny dziecko, można by porównać - na przykład - do zaproponowania
którejś z dziewcząt z grupy młodzieżowej, aby poprowadziła wielką chrześcijańską
noclegownię dla chorych na AIDS, a
i tak nie byłoby to adekwatne porównanie. Wiemy, że w tamtych czasach,
kiedy raczej na serio traktowano Prawo Mojżeszowe, bycie w ciąży przed
poślubieniem męża traktowane było jako wszeteczeństwo i kończyło się kamienowaniem
(V Moj. 22).
Dla wypełnienia woli Bożej Maria ryzykowała
życie, reputację, więź z narzeczonym.
Jak bardzo my, chrześcijanie, potrzebujemy
dziś takiej postawy w sytuacji, gdy Bóg powołuje nas do wypełnienia Jego
woli. - Oto ja, sługa Pański, niech mi się stanie według słowa Twego
to powinno być naszą reakcją na każde powołanie od Pana.
Kiedy Bóg przemawia do nas: - Udostępnij
swoje mieszkanie, aby odbywały się tam spotkania grupy domowej możemy
reagować: - Ależ, Panie Boże, moje mieszkanie nie jest odpowiednio duże,
nieładne Poza tym ludzie co tydzień u nas, nie będziemy mieć spokoju...
A ponadto, co sąsiedzi pomyślą, ucierpi na tym nasza reputacja!... - i
jeszcze sporo innych wymówek. Ale możemy też zareagować jak Maria: - Oto
ja, sługa Pański, niech mi się stanie
według słowa Twego.
Albo kiedy Bóg mówi: Szukaj innej pracy,
bo w tej nie niczego poza wegetacją nie możesz robić. Możemy odpowiadać,
że inna praca nie da nam wystarczających środków do życia, że boimy się,
że innej nie da się w ogóle znaleźć. Ale reakcją właściwą winno być: -
Oto ja, sługa Pański, niech mi się stanie według słowa Twego.
A jeśli Bóg powie: Pakuj się i jedź na
misję do sąsiedniego miasta... kraju... kontynentu... Jakże często mówimy:
- Panie, chyba nie ja? Ja nie mam zdolności językowych, źle znoszę długie
podróże. Tu mam mieszkanie, pracę, mam zostawić wszystko, co stanowi o
moim świecie, o moim życiu? A właściwe byłoby: - Oto ja, sługa Pański,
niech mi się stanie według słowa Twego.
Kiedy słyszymy, jak Bóg przemawia: Chcę,
abyś czekał na moje TAK dla relacji z osobą, którą kochasz... Ile tu wymówek
mamy: - Skoro kochamy się, to znaczy, że to już jest pobłogosławione przez
Boga, bo Bóg jest miłością... I własne pożądliwości próbujemy podrzucić
Bogu do zaakceptowania. Kto z nas umiałby
powiedzieć: “Oto ja, sługa Pański, niech mi się stanie według słowa Twego"
i czekać, aż Bóg zezwoli na to małżeństwo...
A jak jest z naszym odzewem w kwestii dawania,
w kwestii wzięcia na siebie odpowiedzialności, na przykład, za poprowadzenie
domowej grupy?
Pamiętajmy: Maria ryzykowała życie! Położyła
na szali więź ze swoim narzeczonym! Nie wiedziała, czy jej nie oskarży,
albo nie opuści (co zresztą planował, gdy się tylko dowiedział, że jego
panna jest brzemienna). My zaś często mówimy Bogu "nie" w sprawach, wymagających
tylko rezygnacji z odrobiny wygody, poświęcenia odrobiny czasu...
Byliśmy niedawno w jednym ze zborów w Warszawie.
Duży zbór, sporo członków. Po nabożeństwie dziękowano grupie Amerykanów
za to, że tak pięknie odmalowali kaplicę (w Warszawie!!!). Przepraszam
bardzo, o co w tym wszystkim chodzi? Czy członkowie zboru nie mogą poświęcić
czasu, wysiłku, komfortu swojego życia, aby odmalować własną kaplicę? Ci
wierzący z Ameryki poświęcili swój skąpy urlop, wydali ogromne sumy na
podróż i pokornie wykonali najmniej
wykwalifikowane prace, walcząc z sennością po podróży do innej strefy czasowej.
A nas na to nie stać? Marzę o dniu, kiedy grupa z naszego zboru pojedzie
na misję np. na Wschód, nie tylko aby pomóc w remoncie kaplicy, ale takżew
ewangelizacji i uczniostwie. Ale do tego potrzebujemy postawy Marii: “Oto
ja, sługa Pański, niech mi się stanie według słowa Twego”.
Jaką przestrogę mamy z pewnego wydarzenia
z życia Marii?
“I poszedł do domu. I znowu zgromadził się lud, tak iż nie mogli
nawet spożyć chleba.
A krewni, gdy o tym usłyszeli, przyszli, aby go pochwycić, mówili
bowiem, że odszedł od zmysłów. A uczeni w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy,
mówili, że ma Belzebuba i że mocą księcia demonów wypędza demony” (Mar.
3,20-22). “Wtedy przyszli matka i bracia
jego, a stojąc przed domem, posłali po niego i kazali go zawołać. A wokół
niego siedział lud. I powiedzieli mu: Oto matka twoja i bracia twoi, i
siostry twoje są przed domem i poszukują cię. I odpowiadając, rzekł im:
Któż jest matką moją i braćmi? I powiódł
oczyma po tych, którzy wokół niego siedzieli, i rzekł: Oto matka moja i
bracia moi. Ktokolwiek czyni wolę Bożą, ten jest moim bratem i siostrą,
i matką” (Mar. 3,31-35).
Czasem, kiedy czytamy ten fragment, nie
widzimy całości sytuacji, gdyż jest on przedzielony teologiczną wypowiedzią
Jezusa na temat grzechu przeciwko Duchowi Świętemu. Dziś skupimy się na
tym, co działo się poza tą dyskusją:
Wiersz 20 przedstawia Jezusa w swoim rodzinnym
dom, nie w świątyni czy synagodze. Tłum zebrał się tak wielki, że nie można
było nawet spożyć chleba. Nie ma mowy o regularnym posiłku, żeby coś ugotować
nawet chleba nie można było spożyć! Czyż można dziwić się reakcji Jego
krewnych? Chcą go pochwycić! Chcą przerwać to, co dzieje się u nich wdomu.
Chcą zatrzymać służbę Jezusa! Co więcej, do krewnych Jezusa dotarły pogłoski,
że odszedł On od zmysłów! Najgorsze było to, że uczeni w Piśmie, którzy
pofatygowali się aż z Jerozolimy, twierdzili, że Jezus jest opętany! Wyobraźmy
sobie tę scenerię: Tłum napiera na rodzinny dom Jezusa, przynoszą chorych,
opętanych. Harmider, przepychanie się. Demony z krzykiem wychodzą, a na
dodatek autorytety religijne oskarżają, że to się dzieje pod wpływem Belzebuba.
Wiara rodziny Jezusa wystawiona jest na ciężką próbę,
postanawiają coś z tym zrobić... Czytamy, że krewni, gdy o tym usłyszeli,
przyszli, aby Go pochwycić. W wersecie 31 jest powiedziane, kim byli owi
krewni: “Wtedy przyszli matka i bracia Jego, a stojąc przed domem, posłali
po Niego i kazali Go zawołać”.
Wiadomość przedziera się przez tłum: “Oto matka Twoja i bracia Twoi,
i siostry Twoje są przed domem i poszukują Cię” (Mar. 3,32). Dlaczego
Go poszukiwali? Wiemy z poprzednich wersetów: Chcieli Go porwać, zatrzymać
to, co się działo, zatrzymać Boże dzieło!
Pamiętamy, że błąd ten powtórzył też jeden
z uczniów Jezusa, gdy dowiedział się, że Jezusa czeka śmierć krzyżowa.
Też próbował odwieść Jezusa od wypełnienia woli Ojca, ośmielił się strofować
Go: “Miej litość nad sobą, Panie! Nie przyjdzie to na Ciebie”(Mat.
16,22). Odpowiedź Pana była ostra: “Idź precz ode mnie szatanie! Jesteś
mi zgorszeniem, bo nie myślisz o tym, co Boskie, lecz o tym, co ludzkie”
(Mat. 16, 22-23).
Również i w rozważanej przez nas historii
padają mocne słowa naszego Zbawiciela: “Któż
jest matką moją i braćmi?” (Mar. 3,33). Kiedyś jeden ze studentów
zapytał: Jak to możliwe, żeby Jezus mógł powiedzieć tak ostre słowa o swojej
matce? Możemy zastanawiać się, jak ona czuła się, gdy to usłyszała. Jak
czuje się matka, słysząc z ust swego syna słowa: “Któż jest matką moją
i braćmi”? Tak, to były ostre słowa, moim zdaniem, porównywalne do
słów skierowanych do Piotra: Idź precz szatanie! Bo dla tych, którzy próbują
zatrzymać Boże dzieło, nawet jeśli to jest Jego własna matka, Jezus ma
zawsze mocne napomnienie.
Ktoś może powiedzieć, że może krewni Jezusa
rzeczywiście wtedy zwątpili, poniosło ich i chcieli zatrzymać dzieło Jezusa.
Ale skąd możemy mieć pewność, że Maria brała w tym wszystkim udział poza
tym, że była tam fizycznie obecna? Tak się składa, że my nie mamy wglądu
w serce człowieka i nie możemy wiedzieć, jakimi motywami kieruje się człowiek,
ale Jezus dokładnie wiedział, co było w sercu każdego spośród członków
Jego rodziny. I to w Jego niepodważalnym świadectwie słyszymy: “Któż
jest matką moją, i braćmi?” Należy zaznaczyć, że wypowiedź Jezusa w
niczym nie łamała Prawa Mojżeszowego, nie była przejawem braku szacunku
wobec rodzica. Była łagodnym, ale mocnym napomnieniem.
Jakie wnioski płyną z tej sceny? Po pierwsze,
że Maria była człowiekiem takim jak my, także upadała i grzeszyła. Słowo
Boże przeczy tu wszelkim koncepcjom jakiegoś uprzedniego odkupienia, dającego
niepokalane poczęcie czy rzekome bezgrzeszne jej życie. Po drugie, znajdujemy
tu przestrogę, że nigdy nie powinniśmy stawiać naszego
rozumowania, naszego sposobu myślenia, naszych pomysłów ponad wolą Boga!
Przykłady tego można mnożyć. A oto jeden
z nich: Czyż nie każdy z nas jest powołany, w tej czy innej formie, do
przyprowadzania innych do Chrystusa? Możemy podać tysiące logicznych argumentów,
rzekomo zwalniających nas z obowiązku i przywileju głoszenia innym Ewangelii:
nie mam daru, jestem za młody, jestem za stary, nie mam przygotowania,
odwagi, okazji... A w głębi serca wiemy, że to tylko nasze wymówki i że
tak naprawdę to sami, czasem poprzez
naszą bierność, spowalniamy rozwój Królestwa Bożego na ziemi. Zatrzymujemy
Jego dzieło! Dlatego właśnie tak wielką zachętę kryje ten werset: “I
powiódł oczyma po tych, którzy wokół Niego siedzieli, i rzekł: Oto matka
moja i bracia moi. Ktokolwiek czyni wolę Bożą, ten jest moim bratem i siostrą,
i matką” (Mar. 3,34-35).
Czy słyszycie, co jest zawarte w tej obietnicy?
Czy dobrze to słyszycie? Jeśli gorliwie przylgniemy do Pana i będziemy
pełnić Jego wolę, to będziemy Mu tak bliscy jak rodzona matka i bracia,
i siostry. Czynienie woli Bożej jest aż tak ważne dla Niego.
Kto w tamtej sytuacji pełnił wolę Bożą?
Nie Jego matka i siostry, i bracia. Ci, po których powiódł oczyma, którzy
słuchali Go, odbierali Jego posługę to oni pełnili wolę Bożą i dlatego
zostali tak wyróżnieni.
Możemy zatem uczyć się od Marii postawy
zaufania, ale też tego, ze nigdy nie należy oceniać woli Bożej przez pryzmat
własnej logiki, nawet popartej największymi autorytetami religijnymi.
Kult maryjny
Czym jest, skąd pochodzi i jaki powinniśmy
mieć stosunek do ludzi weń zaangażowanych?
Słowo kult
w “Słowniku języka polskiego” jest definiowane jako oddawanie czci religijnej,
ubóstwianie, ogół ceremonii, praktyk religijnych; wielki szacunek dla kogoś
albo czegoś, uwielbianie. I dlatego w zasadzie słowo kult
należałoby odnosić jedynie do Boga, gdyż tylko On jest godzien takiej czci.
Zasadniczo korzenie kultu Marii możemy
obserwować w Biblii, a dokładnie w grzesznej, ludzkiej naturze człowieka.
“A
gdy On to mówił, pewna niewiasta z tłumu, podniósłszy swój głos, rzekła
do niego: Błogosławione łono, które cię nosiło, i piersi, które ssałeś.
On zaś rzekł: Błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają Słowa Bożego
i strzegą go” (Łuk. 11,27-28). Jaką sytuację znajdujemy w tym wersecie?
Pewna kobieta w tłumie, słuchająca mądrych i pełnych mocy słów Pana Jezusa,
doszła do wniosku, że wielkim zaszczytem dla Jego matki było noszenie Go
w swoim łonie, karmienie i pielęgnowanie. Była tak poruszona, że zdobyła
się na odwagę i głośno to wypowiedziała.
[Dziękujmy Bogu, że tak się stało. Dzięki temu mamy utrwaloną opinię Boga
na ten temat.] Jezus zaś odpowiada, że to ci, którzy słuchają Słowa Bożego
i strzegą go, są naprawdę błogosławieni. W Biblii Tysiąclecia ten werset
jest tak przetłumaczony, że sugeruje,
jakoby Jezus potwierdził, iż fakt noszenia w łonie Zbawiciela i karmienie
go piersią oznaka ogromnej bliskości i zażyłości jest rzeczywiście
tym olbrzymim błogosławieństwem: “Lecz On rzekł: Owszem, ale przecież
błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je” (BT,
Łuk. 11,28) W rzeczywistości, słowo menoin
najczęściej używane jest dla pokazania kontrastu. Rozumowaniu tej kobiety
(jakoby prawdziwym błogosławieństwem było fizyczne przebywanie blisko Pana)
Jezus przeciwstawiał właściwe rozeznanie, co jest dla nas prawdziwym błogosławieństwem:
słuchanie Słowa Bożego i przestrzeganie go! Jezus koryguje rozumowanie
tej niewiasty mówiąc: Nie. Prawdziwym błogosławieństwem, przewyższającym
nawet odczuwanie ruchów maleńkiego Syna Bożego w łonie, jest słuchanie
i przestrzeganie Słowa Bożego.
Kiedy na soborze w Efezie w 431 roku uchwalano,
że Maria jest Matką Boga, intencją była obrona prawdy, dotyczącej natury
Jezusa. Biskup Konstantynopola Nestoriusz miał bowiem tendencję do zdecydowanego
oddzielania w Jezusie tego, co Boskie, od tego, co ludzkie. I to była niebezpieczna
herezja, gdyż w takim przypadku na krzyżu cierpiał nie Bóg, ale człowiek:
Chrystus tylko duchowo zjednoczony z Bogiem. Rzecz sprowadzało się wówczas
do kwestii, czy Maria urodziła człowieka,
czy Boga, który stał się człowiekiem przez wcielenie? Wtedy walka o tytuł
matki Bożej była walką o obronę czystości nauki co do jedności natury Jezusa.
Jednak, niestety, ojcowie Kościoła - broniąc tak ważnej prawdy wiary -
nie powstrzymali Kościoła od niewłaściwego
skupienia się na matce Jezusa. Kiedy oni szli na obrady soborowe, tłum
- podobnie jak ta kobieta z przytoczonego fragmentu (Łuk. 11) - wykrzykiwał
i wiwatował na cześć matki Zbawiciela. Ale tam, niestety, nie znalazł się
nikt, kto by skutecznie wykazał błąd takiego wiwatowania.
Jaki powinien więc być nasz stosunek do
tych, którzy są zaangażowani w tzw. kult maryjny?
Zalecałbym pokorę. Nie mamy prawa wygłaszać
napomnień z piedestału doskonałości. To nie jest tak, że bałwochwalstwo
dotyczy tylko ich. Wprawdzie nie klękamy przed figurą czy obrazem, ale
chciwość i krnąbrność, choć nie tak ewidentne, są traktowane przez Słowo
Boże na równi z bałwochwalstwem (albo i gorzej).
Zalecałbym także uprzejmość. Bywa, że w
sposób skandaliczny ewangeliczni chrześcijanie dyskutują na tematy maryjne.
To, że mamy rację, nie upoważnia nas do wszystkiego. Trzeba umieć mieć
rację. Niech napomnieniem będzie dla nas Słowo: “Lecz Chrystusa Pana
poświęcajcie w sercach waszych, zawsze gotowi do obrony przed każdym, domagającym
się od was wytłumaczenia się z nadziei waszej. Lecz czyńcie to z łagodnością
i szacunkiem. Miejcie sumienie czyste, aby ci, którzy zniesławiają dobre
chrześcijańskie życie wasze, zostali zawstydzeni, że was spotwarzali”
(I P. 3,15-16).
Rozróżniam dwa typy osób o pobożności maryjnej.
Typ pierwszy to praktykujący kult maryjny
w nieświadomości - robią to, czego ich nauczono. Gdy poznają i przyjmą
Ewangelię, naturalnym następstwem będzie zrozumienie, iż tylko jeden jest
pośrednik między Bogiem a człowiekiem: Jezus Chrystus, że tylko Bogu należy
oddawać cześć Boską, a czczenie jakiegokolwiek człowieka jest bałwochwalstwem.
Nie ma sensu spierać się o kult Marii przed ich nawróceniem.
Typ drugi to oddani kultowi maryjnemu z przekonania.
Wyobrażenie Marii zajęło u nich miejsce Boga lub jest z Nim na równi. Nie
można im przedstawiać Ewangelii w oderwaniu od ich zaangażowania w czczenie
człowieka. W ich przypadku jest to samo sedno koniecznego upamiętania się.
Zwykle występuje tu zaciekły opór wobec
Ewangelii. Skuteczne mogą być tylko metody walki duchowej (modlitwa, post,
świadectwo uświęconego życia). Wszelkie logiczne dysputy są raczej bezskuteczne
i tylko zwiększają napięcie. Ale jeśli ich kochamy, będziemy o nich walczyć.
“Błogosławieni są raczej ci, którzy
słuchają Słowa Bożego i strzegą go” (Łuk. 11,28). Strzeżmy się,
byśmy - również i przez naszą niewłaściwą postawę wobec osób zaangażowanych
w kult maryjny - nie wypadli z tego błogosławieństwa!
Stanisław Sylwestrowicz
Copyright
© Słowo
i Życie 2000
|