Słowo i Życie - strona główna
numer wiosna 2000


PRZEŁAMAĆ BLOKADĘ


Hasło przebudzenie rozbrzmiewa w naszym kraju coraz głośniej i zatacza coraz szersze kręgi. Bóg budzi wielu swoich z letargu, kształtuje sobie nową kadrę i mobilizuje do modlitwy. Wiele jest podniecającej, radosnej krzątaniny, choćby tylko wymienić różne wartościowe czasopisma, coraz bogatszą literaturę, liczne konferencje, szkoły i kursy, poświęcone budowaniu głębszej relacji z Chrystusem i wyposażaniu do służby, powstawanie zespołów ewangelizacyjnych itp. Wszystko to nabiera rozpędu. Uważnego obserwatora zaskakują coraz to nowe zachęcające i pocieszające fakty. Trudno sobie wyobrazić, by udało się komukolwiek powstrzymać to poruszenie, gdyż - dzięki Bogu - nie jest ono w rękach ludzkich, lecz w suwerennej władzy Ducha Świętego. 

Czy jednak można uznać, że wszystko idzie gładko i należy już tylko czekać, kiedy rozpoczną się masowe nawrócenia, dramatyczne znaki i cuda, spektakularny wzrost Kościoła? Oby tak było. Wiele jednak wskazuje, że jeszcze na to nieco za wcześnie. Z okazjonalnych wypowiedzi entuzjastów przebudzenia wynika, że jeszcze czegoś brak, jeszcze coś jest nie tak, a efekty konkretnych działań ewangelizacyjnych są w dalszymciągu nikłe, dalekie od oczekiwań. W efekcie, nawet w środowiskach zdecydowanie nastawionych na przebudzenie, pojawia się zniechęcenie, ostudzenie zapału, depresja.

Warunek konieczny

Gdzie leży tego przyczyna? Jak temu zaradzić? Zapał i wszystkie wymienione działania są koniecznym, ale nie wystarczającym warunkiem przebudzenia. Ciągle brak nam rzeczy najważniejszej: prawdziwego przełomu w sferze duchowej. “Bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich” (Ef. 6,12). Prawdziwe przebudzenie rozpoczyna się w momencie osiągnięcia decydującego zwycięstwa w tym duchowym boju. Nie jest to łatwe i wymaga raczej długiego okresu duchowych zmagań, determinacji i wytrwałości. Dotyczy to zarówno jednostek, jak i wspólnot, co potwierdzają opisy przebudzeń, czyli duchowych przełomów wszystkich czasów. W aspekcie zbiorowym można by wymienić ożywienie duchowe w posiadłości hrabiego Zinzendorfa w Herrnhut, zwycięstwa duchowe przed wielkimi ruchami, znanymi z historii chrześcijaństwa ewangelicznego, czy z nowszych czasów przebudzenie w zespole misyjnym Erlo Stegena w Afryce. W aspekcie jednostkowym dotyczy to każdego Bożego człowieka, którym Bóg posługiwał się w nieprzeciętny sposób, choć być może nie każdy z nich o tym mówił. 

Kulawe chrześcijaństwo

O jaką walkę chodzi i na czym polega zwycięstwo? Słowo Boże przedstawia stan i obietnice dla normalnych chrześcijan i normalnego Kościoła. Natomiast nasza “normalna” praktyka jest pod wieloma względami daleka od biblijnej normalności. Żyjemy nie w przebudzeniu, lecz w zastoju. Przebudzenie wymaga powrotu do biblijnej normalności, zarówno w życiu osobistym, jak i wspólnotowym. Podczas dziesiątków lat “normalnego” zastoju Kościoła duchowe moce zła budują i umacniają swoje warownie i utrwalają swoje wpływy w Kościele. Kulawe chrześcijaństwo jest z jednej strony okazją do konsolidacji wrogich sił, z drugiej zaś - dowodem tej konsolidacji. W efekcie chrześcijanie mają tylko tyle swobody manewru, ile pozostawia im nieprzyjaciel. Stan taki ilustrują niektóre okresy z życia ludu izraelskiego, kiedy na jego terytorium grasowały obce ludy (Sędz. 6,1–6; I Sam. 13,6 i 17–23). Lud Pański, pozbawiony broni, w rozsypce, plądrowany przez najeźdźców, zagarniających i niszczących wszystkie jego plony i dobra, musiał ukrywać się. Sens duchowy tej ilustracji jest oczywisty. Kościół w okresie inwazji wrogich sił ciemności jest słaby, rozbity, zalękniony, odarty ze swojego duchowego uzbrojenia i bogactwa, z trudem utrzymuje się przy życiu. Ewangelia głoszona jest w niewielkim stopniu i z nikłym skutkiem, a życie duchowe - nękane przez nie kończące się problemy, bolączki i przywary - marnieje. 

Rzecz oczywista, że zaborca robi wszystko, aby zdusić w zarodku każdy budzący się opór, każdą próbę wybicia się spod jego panowania. Moce piekielne wpadają w szał na samą myśl, że miałyby utracić dominację nad Bożym ludem i pozwolić mu na nieskrępowany rozwój. Przejście z takiego stanu do skutecznej konfrontacji i zwycięstwa nie jest proste ani szybkie. Po latach porażek i beznadziejności trudno o entuzjastów. Próbujemy zachęcać do podjęcia dzieła odnowy, ale wszyscy patrzą na nas z zakłopotaniem i niedowierzaniem. Próbujemy głosić z zapałem Ewangelię, ale prawie nikt nie reaguje. Kładziemy ręce na chorych, ale nic się nie dzieje. Gromimy demony w imieniu Jezusa, ale one nic sobie z tego nie robią. Prosimy o Bożą ingerencję w różnych trudnych sytuacjach, a problemy pozostają nie rozwiązane. 

Jak to możliwe

Chwała Bogu za każdą wysłuchaną modlitwę, za każde uzdrowienie, za każdy rozwiązany problem, ale nie możemy zamykać oczu na te liczne przypadki, kiedy - nie otrzymawszy odpowiedzi - stoimy bezradni. Jak to możliwe? Przecież są Boże obietnice. Czyżby Słowo Boże okazało się niewiarygodne? 

O Słowo Boże możemy być spokojni - Bóg bez wątpienia wywiąże się z danych ludziom obietnic. Nie znaczy to jednak, że Bóg spełni wszelkie nasze oczekiwania, oparte na wyrwanych z kontekstu pojedynczych wersetach, jeśli nie dbamy o całą resztę Słowa, zawierającą wiele uzupełnień i uściśleń. Bóg postępuje zawsze ściśle według swojego Słowa jako całości. Jeśli więc nasze prośby i działania nie odnoszą skutku, przyczyna tkwi w niedotrzymaniu przez nas Bożych warunków, w niespełnieniu niezbędnych kryteriów do tego, by Bóg mógł nam powierzyć swoją moc. Te warunki i kryteria zna dokładnie także nasz przeciwnik, toteż nie robią na nim żadnego wrażenia nasze wysiłki, jeśli wie, że nie dysponujemy wystarczająco skuteczną bronią. W takiej sytuacji niedopuszczalne jest ani brawurowe parcie naprzód w nadziei, że w końcu wszystko będzie dobrze, ani też godzenie się z istniejącymi ograniczeniami, jako złem koniecznym. Trzeba nam natomiast w pokorze uznać, że w wielu rzeczach dopiero raczkujemy i mamy dotkliwe braki, które w sposób trzeźwy, spokojny i systematyczny winniśmy wykrywać, usuwać przeszkody, planowo i wytrwale dążyć do prawdziwej normalności. W naszej obecnej kondycji duchowej przypominamy bardziej jakieś pospolite ruszenie niż sprawną, dobrze wyszkoloną, zdyscyplinowaną armię Króla królów i Pana panów. Gdyby Bóg przed takimi wojakami otworzył swoje arsenały duchowej mocy, szybko powstałby niewyobrażalny rozgardiasz i nieopisane szkody. 

Bóg niewątpliwie gorąco pragnie przyoblekać członki ciała Chrystusa w coraz większą moc z wysokości, ale realizacja tego pragnienia opóźnia się, natrafiając na przeszkody w postaci naszego słabego przygotowania. Z tej przyczyny w przeszłości tylko nieliczni, najlepiej przygotowani słudzy Boży otrzymywali dostęp do pełni mocy duchowej. Bóg z pewnością starannie ich wybierał, a jednak z historii wiemy, że prawie wszyscy w niesieniu ciężaru swojego powołania mieli takie czy inne problemy z własnym “ja”, że z najwyższym trudem stawali na wysokości postawionego przed nimi zadania, ustawicznie zmagając się niebezpieczeństwem takiego czy innego nadużycia powierzonego im potencjału. Reprezentowanie Stwórcy i Władcy wszechświata to zadanie przewyższające wszelkie naturalne możliwości człowieka, wymagające całkowitego przeobrażenia całej osobowości. 

Przeszkody

Słowa te mają za zadanie nie zniechęcać kogokolwiek, a przeciwnie - w obliczu chwilowych niepowodzeń i nieskuteczności uchronić przed załamaniem; wskazując na przeszkody - zachęcić do ich przezwyciężania. Jakie to są przeszkody i jak je przezwyciężać? Jest ich wiele. Nie wymienimy ani ich wszystkich, ani być może najważniejszych. W różnych środowiskach i w przypadku różnych ludzi będą one odmienne. Musimy więc przede wszystkim doświadczać samych siebie przed obliczem Bożym, a wymienione niżej przeszkody należy traktować tylko jako przykład. 

Częstą przeszkodą jest niewiara - osobista i zbiorowa. Paradoksalnie nęka ona bardziej osoby i grupy o dłuższym stażu “wiary”. Często bowiem zdobyte “doświadczenie” okazuje się być “doświadczeniem” w braku Bożej odpowiedzi na modlitwy, a co za tym idzie, w braku oczekiwania na nią, w unikaniu konkretnych próśb i w uchylaniu się od konfrontacji z konkretnymi problemami. 

Inną częstą przeszkodą skuteczności i mocy jest brak uświęcenia - nie przezwyciężone grzechy w czynach, słowach i myślach. Zupełnie czym innym jest bowiem wyznanie i oczyszczenie z grzechów celem przyjęcia zbawienia, a czym innym chodzenie w zbroi światłości, zapewniające zwycięstwo nad mocami ciemności.

Kolejną przeszkodą są różnego rodzaju spory i utarczki, stronniczość i nieprawidłowe stosunki z innymi dziećmi Bożymi, nieprzebaczanie, chowanie pretensji i urazów.

Poważną zaporą na drodze do mocy duchowej są także niewłaściwe, egoistyczne motywy - świadoma lub podświadoma chęć takiego czy innego wylansowania samego siebie albo też ubicia przy okazji jakiegoś własnego, prywatnego czy grupowego interesu. 

Szczególną przeszkodą są nasze próby angażowania się w Bożej armii na pół lub ćwierć etatu. Mamy mnóstwo najróżniejszych potrzebnych, dobrych i szlachetnych zainteresowań, które absorbują nasz potencjał umysłowy, rozpraszają i odwodzą od koncentracji na sprawach Bożych. Reprezentowanie Króla królów jest zadaniem zbyt poważnym, by Bóg chciał je powierzyć komuś, kto jest zaangażowany w "niepełnym wymiarze czasu". Nie chodzi o pracę na niezbędne środki utrzymania siebie i rodziny, lecz o rzeczy, z których można zrezygnować. Wiele godzin spędzonych na pasjonujących zajęciach "chrześcijańskich", choćby takich jak oglądanie chrześcijańskich programów telewizyjnych czy stron w Internecie, czy rozwiązywanie chrześcijańskich krzyżówek, koncerty chrześcijańskie i prowadzenie chrześcijańskiego życia towarzyskiego jest może pożyteczne, ale nie zawsze sprzyja naszemu chodzeniu w pełni Bożej mocy. 

Niepełne poddanie się Bogu

Wszystkie wymienione czynniki są właściwie symptomami głębszego problemu, który można określić jako niepełne poddanie się Bogu i niepełne przeobrażenie wewnętrzne. Resztki nie zewleczonego starego człowieka na wiele sposobów ograniczają duchowe efekty naszego usługiwania. Aby otrzymać wszystko, co Bóg ma dla swoich dzieci, trzeba dla Niego wszystko utracić i złożyć w ofierze. Wiemy o tym i tak nauczamy, ale w praktyce pozostaje to z reguły programem nie do końca zrealizowanym, a duchowe efekty naszego oddania się Bogu nie do końca nas satysfakcjonują. Duchowe zwycięstwo na miarę chrześcijan czasów apostolskich wymaga znacznie wyższego poziomu ukrzyżowania starego człowieka i trwania w nowym stworzeniu niż ten, jaki aktualnie u siebie widzimy. 

Kluczowym i sprawdzalnym wskaźnikiem tego poziomu jest nasze odbieranie na bieżąco Bożych wskazówek, czyli codzienne poznawanie woli Bożej i postępowanie pod prowadzeniem Ducha. W rzeczach ogólnych jesteśmy tego pewni, ale w szczegółach codzienności nasz kontakt z Panem jest zbyt słaby, aby to On kierował naszym postępowaniem. Armia bez nieprzerwanej łączności z dowództwem jest zagrożona. Nie tylko niemożliwe jest wtedy zwycięstwo, ale grozi całkowity chaos i klęska. Aby osiągnąć wyższy poziom, potrzebujemy koniecznie ściślejszej duchowej więzi z Panem, tak ścisłej, aby Jego wskazówki docierały do nas na bieżąco i były czytelne. Jeśli to osiągniemy, odpadnie brak skoordynowania, wdawanie się w akcje nieskuteczne i niecelowe, bezradne poszukiwanie przyczyny niepowodzeń. 

Wytrwałości nam potrzeba

Wszystkie wymienione przeszkody na naszej drodze są wzajemnie powiązane i są do przezwyciężenia przez usilne poszukiwanie oblicza Bożego, przez pokorne, wytrwałe, ofiarne, natarczywe, wręcz desperackie dobijanie się do bram niebios. Nie dlatego, że Bóg jest tak nieżyczliwy, lecz dlatego, że podczas tych usilnych próśb życie nasze ulega przemianie - dokonuje się stały postęp we wszystkich wyżej wymienionych dziedzinach: nasza wiara stopniowo rośnie, ubywa starego człowieka, motywacje są oczyszczane, relacje z innymi uzdrawiane, zacieśnia się więź z Chrystusem, coraz wyraźniej odczytujemy Jego wolę i wskazówki. Nie od razu to wszystko stanie się widoczne. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i wytrwałość, ale to sowicie się opłaci. Tylko w ten sposób może nastąpić nasza stopniowa przemiana z luźnych grupek pospolitego ruszenia w regularne, doborowe oddziały Bożej armii. 

Jeśli odkrywasz w sobie gorące pragnienie skutecznej walki duchowej dla Pana i nie odstrasza Cię perspektywa trudów i wyrzeczeń, to nie przypisuj niczego sobie, lecz dziękuj Bogu, że wybrał Cię na swojego bojownika. To od Niego pochodzi Twoje pragnienie, On też daje Ci wytrwałość i kieruje Twoim wyszkoleniem - Ty musisz tylko odrabiać zadawane lekcje, nie zniechęcać się, lecz czujnie śledzić, odbierać i wykonywać polecenia. Od Boga pochodzi też taktyka i strategia, którą masz opanować. Od Niego otrzymujesz także wyposażenie, uzbrojenie i zaopatrzenie, chociaż Ty sam musisz je wziąć, włożyć i dbać o jego stan. 

Zajęcia praktyczne

Nikt nie stanie się doświadczonym żołnierzem tylko poprzez studiowanie podręczników i słuchanie wykładów. Po nauce teoretycznej potrzeba praktyki. Bóg uczy nas sztuki wojennej, dając okazję do walki. Zsyła lub dopuszcza w naszym życiu okoliczności, które zmuszają do duchowej mobilizacji. Najpierw jesteśmy przerażeni i wpadamy w panikę, ale to prowadzi do zastosowania w praktyce wiedzy teoretycznej. Walcząc z różnego rodzaju przeciwnościami, uczymy się zwyciężania i zdobywamy doświadczenie. “Ogień”, który nas pali, właśnie to ma na celu (I P. 4,12; 1,6–7). 

Ilustruje to życie Dawida - człowieka według serca Bożego. Bóg miał wobec niego swoje plany, ale wiedział, że potrzebuje on wyszkolenia. Pasąc owce Dawid nie tylko brzdąkał na swojej harfie i śpiewał Psalm 23. Do tej sielanki wtargnął pewnego dnia lew, a innym razem niedźwiedź - okazja do ciężkiej i niebezpiecznej walki (I Sam. 17,32–37). Czy Bóg nie mógł swojego ulubieńca od takich przykrości ochronić? Mógł, ale ten pozornie brutalny dopust Boży był dla Dawida dobrodziejstwem. Okazało się to później, kiedy stanął oko w oko z Goliatem. Po pierwsze, był odważny, a jego odwaga nie była brawurą. Po drugie, był skromny. Po trzecie, umiał walczyć. I po czwarte, był pewny Bożej ingerencji. Wszystko to dzięki zmaganiom z lwem, niedźwiedziem i innymi przeciwnościami, które Pan stawiał na jego drodze. Kiedy człowiek jest przygotowywany przez Boga do specjalnych zadań, w jego życiu pojawiają się problemy, wymuszające podjęcie walki duchowej. Można zaryzykować twierdzenie, że kiedy Bóg zamierza przygotować wierzących do trudnych zadań, czyli podnieść ich na wyższy poziom duchowy, to prawdopodobnie w ich życiu pojawi się więcej niż zwykle i bardziej poważnych problemów. 

Wierzymy, że Bóg pracuje nad tym, aby podnieść swój Kościół na wyższy poziom duchowy, na poziom prawdziwej nowotestamentowej normalności. Jeśli powyższe rozumowanie jest prawidłowe, należałoby się spodziewać, że chcąc nie chcąc zmuszani będziemy z Bożego przyzwolenia stawać oko w oko z jakimś “lwem” czy “niedźwiedziem”. 

Czy fakty to potwierdzają? Trudno o dane statystyczne, jeśli jednak rozejrzymy się dookoła, zobaczymy wśród ludu Bożego wiele problemów, którym można by przypisać taki sens. Okazuje się, że wielu ludzi Bożych staje nieoczekiwanie wobec groźnych wyzwań, perfidnych ataków diabelskich w postaci nieuleczalnych chorób bliskich osób, dramatycznych sytuacji małżeńskich czy rodzinnych, nierozwiązywalnych sytuacji bytowych i wielu temu podobnych ciosów, drastycznie naruszających tryb życia, zagrażających duchowej służbie, stawiających pod znakiem zapytania tożsamość chrześcijańską i cały życiowy dorobek. Zaatakowani daremnie pytają “dlaczego”, a rzeczą prawie niemożliwą jest zarówno zwycięskie odparcie tych ataków, jak i zadowalające wyjaśnienie ich źródła czy sensu. Nie wiemy, czy to atak diabelski, czy może dopust Boży, albo jedno i drugie. Pewne jest tylko jedno: nagle, niespodziewanie rozgorzała walka i chcąc nie chcąc trzeba walczyć. Szukamy różnych przyczyn, sprawdzamy swoje życie, oczyszczamy się i pokutujemy, co niewątpliwie stanowi wielce doniosły czynnik w postępach duchowych, ale problemy nie zostają rozwiązane, przynajmniej nie od razu.

Chodzi o nasze dobro

Atak diabelski na człowieka wierzącego dokonuje się z Bożego przyzwolenia. W niektórych przypadkach, w ograniczonym miejscu i czasie, zamierzenia Boga i Szatana mogą się pokrywać. Tak było, na przykład, w przypadku Joba, kiedy Szatan usiłował zniszczyć w nim Boże dzieło, a Bóg - ufając Jobowi i dla jego dobra - dopuścił wystawienie go na próbę. Skoro tak, to możemy być pewni, że doświadczenie, jakie nas spotyka, niezależnie od tego jak byłoby niszczące i bolesne, ma na celu nasze dobro, o ile tylko spełnimy Boże oczekiwania, pozostając nieugięcie po Jego stronie. Cokolwiek nas spotyka, stoimy przed szansą zwycięstwa i uwielbienia Boga, możemy więc i powinniśmy podjąć wyzwanie.

Stojąc niezachwianie na Słowie Bożym powinniśmy zwyciężać, czyli zaistniałe sytuacje obracać na Bożą chwałę i swój pożytek. Łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić? Tego właśnie, dzięki sytuacji w jakiej się znaleźliśmy, Bóg chce nas nauczyć. Występując usilnie przeciwko atakowi mocy nieprzyjacielskiej stwierdzimy najpierw, że jesteśmy zarówno bezradni, jak i bezsilni. To dobrze. Pierwsze więc, czego się nauczymy, to świadomość, że aby zwyciężyć, musimy korzystać z Bożej rady i Jego siły. Musimy przebić się do autentycznego kontaktu z Nim, by móc odbierać Jego wskazówki i otrzymać od Niego potrzebną moc. W trudnej sytuacji liczą się tylko fakty, nie wystarczy wiedza teoretyczna, pozory czy domniemania. Póki Bożego głosu nie usłyszymy i Jego mocy nie przyjmiemy, nic się nie stanie. A głos Jego usłyszymy i moc Jego przyjmiemy dopiero wtedy, kiedy usunięte zostaną wszystkie przeszkody, o których mówiliśmy, dzielące nas od Bożych źródeł.

Atakujący nas “lew” czy “niedźwiedź” jest dokładnie tym, czego potrzebujemy i czego wymaga sytuacja duchowa, poprzedzająca przebudzenie. Możemy uchylić się od walki, zrezygnować i pogodzić się z klęską, ale wtedy przegramy, nie spełnimy Bożych oczekiwań, a On, po ludzku mówiąc, będzie musiał pogodzić się ze stratą bojowników, których zamierzał wyszkolić do zadań specjalnych - losy przebudzenia staną się niepewne. Możemy jednak zdecydowanie zaatakować napastnika i walczyć aż do zwycięstwa, wydrzeć mu zdobycz i zmusić do odwrotu, a przez to w sposób istotny przybliżyć nadejście przebudzenia. Właściwy wybór jest więc jednoznaczny. Trzeba przyjąć wyzwanie i zmobilizować wszystkie siły. Walcząc po Bożej stronie mamy przecież zapewnione wszelkie niezbędne środki, aby odnieść pełne zwycięstwo. 

Boże Królestwo przede wszystkim

Jest ważne, aby takie sytuacje widzieć w aspekcie globalnym. Tu nie chodzi tylko o pojedyncze osoby z ich problemami. Nie chodzi tylko o stan zdrowia tej czy innej osoby, sytuację w tym czy innym małżeństwie, stan duchowy czy materialny jakiejś rodziny. Nie chodzi tylko o pomoc dla brata X czy siostry Y w ich kłopotach przez przyczynne modlitwy. Istota tkwi w wyzwaniu, rzuconym przez diabła ludowi Bożemu. Tu chodzi o nasz kontratak przeciwko siłom ciemności, pragnącym zdusić w zarodku wszelkie marzenia o przebudzeniu. Chodzi o zburzenie warowni zła, blokującej dostęp do źródeł mocy duchowej, a tym samym o dokonanie duchowego przełomu, o otwarcie i wyczyszczenie drogi do autentycznego przebudzenia. 

Musimy być świadomi, że nie działamy w interesie jednostkowym ani grupowym, lecz w sprawie Królestwa Bożego, jako pracownicy i bojownicy Pana, działający pod Jego rozkazami i dla Jego chwały. Tylko wtedy nasze posługiwanie się autorytetem imienia Jezus nie będzie formułką, magicznym zaklęciem, lecz stanie się potężną, zwycięską bronią wobec duchowego wroga. Jeśli wspólnymi siłami, w mocy Bożej, uda nam się pokonać lwa czy niedźwiedzia, to decydujące starcie z Goliatem będzie już przesądzone. Dlatego kontratak na wybranym odcinku frontu ma być totalny i wytrwały aż do skutku, aż do całkowitego załamania się linii nieprzyjaciela. 

Boże obietnice zapewniają ludowi Bożemu przewagę w walce i nieuniknione zwycięstwo. Szatan wprawdzie będzie straszył i oszukiwał do końca, robiąc wrażenie niepokonanego i szydzącego z naszych wysiłków, aby nas zniechęcić i pognębić, ale realny stosunek sił jest taki, że nasz przeciwnik nie ma żadnych szans. 

Konfrontacja, o jakiej mowa, nie jest czymś, czego należy poszukiwać lub oczekiwać. Jeśli rozejrzymy się, zobaczymy, że ataki już się rozpoczęły i że wielu naszych braci i sióstr już znalazło się w wirze ciężkiej walki duchowej. Trzeba tylko zorientować się w sytuacji i świadomie zaangażować w toczone bitwy. Ważne jest, aby dobrze sprecyzować, o co walczymy, a także wyraźnie uświadomić sobie, jak wykorzystamy zwycięstwo i komu będzie ono służyć. Nie chodzi tylko o wyrwanie kogoś z nałogu, ciężkiej choroby czy śmierci, uratowanie czyjegoś małżeństwa, lecz o wykorzystanie porażki mocy ciemności dla chwały Bożej i dobra Jego królestwa. Trzeba widzieć okoliczności w aspekcie naszej służby dla Króla i Jego dzieła w nas i przez nas. Doraźnym celem jest, oczywiście, pomoc konkretnej osobie, rozwiązanie konkretnego problemu, ale stawka jest znacznie wyższa. Pierwszoplanowym celem, który przede wszystkim powinien nas motywować, jest duchowe zwycięstwo nad mocami ciemności, przełamanie ich blokady i przebicie się do źródeł Bożej mocy, do stanu duchowej normalności. A to jest konieczne, jeśli autentyczne przebudzenie ma nastąpić. 

To nic nowego ani odkrywczego. Z pewnością wielu doszło już do podobnych wniosków i prowadzi już duchową walkę, aby rozerwać ten pierścień oblężenia, przebić się przez blokadę mocy ciemności i otworzyć drogę do marszu naprzód. Ale zachęcania, dodawania otuchy i pokrzepiania nigdy nie jest za dużo. Ufajmy bezgranicznie naszemu Wodzowi, słuchajmy uważnie Jego rozkazów i wykonujmy je pilnie, pewni, że to On jest inicjatorem, On nami dowodzi i On doprowadzi swoją sprawę do chwalebnego zwycięstwa. 

JÓZEF KAJFOSZ

Ten i inne artykuły autorstwa Józefa Kajfosza dostępne są w serwisie internetowym http://DoCelu.Jezus.pl. Artykuł wykorzystano za pozwoleniem. Śródtytuły i inne zmiany uzgodniono z Autorem. (red)

Copyright © Słowo i Życie 2000
Słowo i Życie nr wiosna 2000